Remedy Studios jest znane z zaledwie trzech gier, z czego dwie należą do jednej serii. Firma ta zajęła się kolejno: Max Payne, Max Payne 2, Alan Wake. O ile na tą trzecią jeszcze sobie poczekamy (a jest na co!), tak seria opowiadająca o przygodach Maksa jest dostępna już od dawna. I każdy wielbiciel klimatów noir powinien zaliczyć obie z części kilka razy, bo - uwierzcie mi na słowo - to bardzo porządna saga.
Pierwszy Max Payne na pozór nie był niczym szczególnym. Ot, kolejny shooter TPP z grafiką na średnim poziomie, całkiem grywalny - ale na dłuższą metę nudzący. Przynajmniej taki by był, gdyby nie bullet time. Możliwość spowalniania czasu i wykonywania efektownych ewolucji w powietrzu znacznie poprawiła jego ocenę i wprowadziła do gier - nie tylko, vide Matrix - coś zupełnie nowego. Na drugą część czekało na pewno więcej osób niż na jedynkę, która przed premierą nie była aż taka zachęcająca. Nieznane dotąd studio Remedy stało się wielką korporacją, zrzeszającą bardzo utalentowanych programistów i grafików. Gdy Max Payne 2 w końcu ukazał się jesienią 2003, opinie były różne - zarówno bardzo pochlebne, jak i negatywne.
Patrząc z perspektywy tych kilku lat, druga część Maksa jest kupą niesamowicie dobrej rozgrywki - wady na pewno nie są aż tak duże, aby szybko o grze zapomnieć. Zacznijmy może od kwestii najważniejszej dla serii - fabuły. Jest bardzo zamotana, gdyż Remedy przekazuje nam ją na dwa sposoby. Pierwszy to standardowe cut-scenki na engine gry, często bardzo wymowne - na przykład akcja dziejąca się podczas snu bohatera. Drugi - ten lepszy - sposób to komiksy, znane już z poprzedniej części. Niektóre wydarzenia lepiej wyglądają właśnie w tej konwencji, nie wyobrażam sobie seksu z Moną przedstawionego na tym starzejącym się już engine. ;) Wracając do akcji, obraca się ona wokół rosyjskiej mafii, reprezentowanej przez charyzmatycznego Vladimira Lema i Wewnętrznego Kręgu - o którym za wiele powiedzieć nie mogę, gdyż zahaczałbym o spoilery. O dziwo, prócz Maksa jest też drugi bohater, a raczej bohaterka - Mona Sax. Ta niesamowicie seksowna piękność jest starą znajomą Maksa i aktualną kochanką zarazem. Podczas jednego z poziomów będzie nam dane wcielić się w tę postać.
Rozgrywka prezentuje się dość standardowo - mamy dostęp do sporego grona broni, kilku ruchów specjalnych i wielu przeciwników. Jeśli oczekujecie prostej arcadowej strzelaniny, to zawiedziecie się - Maks nie jest zbudowany z metalu i kilka kulek rozłoży go na ścianie martwego, nie liczcie więc na rajdy a'la Rambo. Przyda się za to cały ten bullet time. Daje się go wykorzystać na dwa sposoby - zwykłe "włączenie" tego trybu znacznie zwolni ruchy przeciwników, nasze pozostawiając na prawie normalnym poziomie. Do tego dochodzi bardzo szybkie i efektowne przeładowanie broni, po zobaczeniu którego przeciwnicy zszokowani proponują Maksowi rozgrywkę w Makao. Druga metoda jest stworzona bardziej pod publiczkę i na wyższych poziomach trudności staje się kompletnie bezużyteczna - są to rzuty w bok z dodatkiem bullet time, co ma ułatwiać celowanie.
Remedy pokazało nam też bardzo wysublimowane poczucie humoru i wiele smaczków. Już podczas pierwszej misji Max bierze włączony telewizor za wroga i skrada się za jego "plecami". Do tego w telewizorze leci telenowela przedstawiająca historię zbuntowanego policjanta, któremu zabito żonę i córkę - brzmi znajomo? Czasami opłaca się działać ciszej, gdyż gangsterzy rozmawiają na wiele ciekawych tematów - znacznie rozwesela to grobowy klimat rozgrywki. Czasami przez ekran przewinie się żul, policjant na przerwie (czyt. żul) i kilka innych ciekawych postaci. Do tego Max i Mona wymieniają się ciekawymi dialogami, postaci wykreowane są wręcz perfekcyjnie.
Na koniec należy zadać sobie pytanie - czy gra przez te cztery lata zestarzała się aż tak bardzo? Moja odpowiedź brzmi - nie! Grafika nadal prezentuje się bardzo dobrze, tekstury są ostre jak żyletki standardowego emo. Teraz większość graczy posiada nowe sprzęty, pozwalające na włączenie maksymalnych ilości aa i anizo - to zaś dodatkowo poprawia efekty wizualne. Oldskulowcy ze swoimi złomkami także mogą spróbować gry, wymagania są bowiem bardzo niskie jak na taki poziom. Ścieżka audio także dobrze się prezentuje - począwszy od muzyki zostającej w pamięci (jeśli ktoś mówi mi tytuł, w głowie słyszę od razu melodię z gry), aż po seksowny głos Mony. Ze swojej strony Max Payne 2 polecam, to jedna z tych gier która nigdy się nie zestarzeje. Ba, podobnie jak wino - zdaje mi się nawet, że przez te kilka lat stała się jeszcze lepsza!