Baldur's Gate nie był nudną grą komputerową. Wręcz przeciwnie, moim zdaniem był najlepszą sagą w dziejach cRPG, uwielbiam go, przeszedłem wiele razy, a już lepszego finału, niż Tron Bhaala, wymarzyć sobie nie można.
To znaczy - pewnie można, ja bym chyba jednak wolał, żeby głównym antagonistą był na przykład Cyric. Ale to już detal. Chodzi mi o to, że po pierwszych dwóch, bardzo przygodowych i fabularyzowanych częściach Baldur's Gate, zamykający całą historię Tron Bhaala zamienił się w niemalże hack&slasha. Tam w tle latały helikoptery, napierdzielał napalm, cały czas coś się działo i... to była prawdziwa groza wojny. I bardzo dobrze, tak miało być. W końcu przeszliśmy długą drogę od pomagania pasterzom spod Beregostu, aż do walki o miejsce na tytułowym Tronie.
I podobnie jest z Grą o tron, choć jej aż tak, jak Baldur's Gate, nie uwielbiam. Męczyłem się strasznie przy pierwszych dwóch sezonach. Niestety, nie czytałem książki, miałem tylko serial i tak... niby fajnie, ale to nie do końca to. No niby gadali, gadali, gadali, dobrze się to oglądało, ale czy to na pewno "najlepszy serial w dziejach"?
Najnowszy sezon Gry o tron jest właśnie jak Tron Bhaala.
Chociaż przyznam, że wobec słynnej serii gier komputerowych byłem zdecydowanie mniej sceptyczny. W fantastyczny sposób zaczyna konsumować sześć sezonów intryg, budowania historii, mitologii, motywacji, zaplecza. Cały czas coś się dzieje, smoki zioną ogniem, beczki wybuchają, napierdziela napalm i to jest groza wojny... OK, jeden trybut dla Jacka Braciaka na felieton wystarczy.
Oczywiście twórcom serialu nie szczędzi się krytyki. Że jak to tak, najpierw przywiązywali umiarkowaną wagę do szczegółów, a teraz bez ładu i składu jednostki poruszają się po mapie, przemierzają odległości w nieprawdopodobnym tempie, podejmują nieracjonalne decyzje o niszczeniu zasobów. Cóż - w ich uwagach jest pewna logika. Ale psuje zabawę.
Powiem Wam, tak zresztą obiecałem już w samym nagłówku, jak sobie radzę z różnymi nielogicznościami w grach, filmach lub serialach. Oczywiście bywają momenty, że nawet moja tolerancja zostaje wystawiona na ciężką próbę. Generalnie jednak ta zasada działa, może wynika ona z cech charakteru. Otóż przyjmuję banalne w formie i treści założenie, że skoro na ekranie zostało pokazane to w taki sposób... to istnieje jakieś bardzo logiczne wytłumaczenie, którego scenarzyści po prostu nie pokazali.
I już. Działa jak ręką odjął, ja nie potęguję sobie problemów z tym, czy okręty mogły być tak szybkie w świecie, w którym wskrzesza się ludzi, zombie czekają na ulubioną porę roku, a nad wszystkim krążą smoki i w rezultacie zabawa z najlepszym sezonem GoT jest wyśmienita.