REKLAMA

Gra o tron psuje szyki każdemu, kto wzbudza sympatię widzów - recenzja 2. odcinka

Ponury świat, który został stworzony przez George'a R.R. Martina, powrócił w zeszłym tygodniu za sprawą świetnego pierwszego odcinka. Czy drugi epizod siódmego sezonu utrzyma ten sam poziom?

Recenzja Stormborn
REKLAMA
REKLAMA

To jest recenzja drugiego odcinka siódmego sezonu Gry o tron i mogą pojawić się tu spoilery.

Nie mam wątpliwości, że Gra o tron ma przed sobą bardzo trudne zadanie. Przez kilka lat emisji serialowi udało się zgromadzić niewyobrażalnie oddaną grupę fanów na całym świecie. Skomplikowane wątki, szeroka paleta bohaterów, miejsca, drastyczne wydarzenia – to wszystko powoli zbliża się do finału. Nie byłoby trudno spaprać zakończenia. Można by posłuchać fanów i spiąć serię w banalny sposób. Wydawało się, że Gra o tron zmierza właśnie w tym kierunku.

Drugi odcinek siódmego sezonu pokazał jednak, że ciągle możemy być zaskakiwani.

Bohaterowie niezmiennie starają się osiągnąć swoje cele. Daenerys debatuje na kolejnymi krokami, Cersei zbiera ostatnich sojuszników i stara się uczynić swoją pozycję odrobinę mniej beznadziejną. Jon Snow i Sansa mają odmienne zdania na temat najbliższych decyzji, ale wygląda na to, że potrafią się porozumieć.

gra o tron stormborn class="wp-image-90406"

Niezmiennie ogromne wrażenie robi na mnie złożoność tego świata.

Świetnie się to realizuje w małych, jak na rozmach Gry o tron, scenach. Samwell Tarly spotyka Joraha Mormonta i postanawia mu pomóc. Jego jedyną motywacją jest znajomość z ojcem rycerza, który był dowódcą Nocnej Straży. Nie mam wątpliwości, że jest to jeden z najbardziej przejmujących i najmocniejszych akcentów serialu. Doskonale mówi o tym, jak istotne są rodzina, nazwisko i krew. Tarly ryzykuje własnym życiem dla obcego człowieka, mimo że widmo utraty zdrowia jest wyjątkowo realne.

A przecież wydawało się, że honor umarł razem z Nedem Starkiem.

Zemsta jest chyba jednym z najsilniejszych uczuć, jakie sterują poczynaniami bohaterów. Zemsta popchnęła Olenę Tyrell i Ellarię Sand w objęcia Daenerys, zemsta nadaje bieg poczynaniom Aryi. Wydaje się, że czasem ta jedyna motywacja nie wystarcza i postacie zostają delikatnie spłaszczone. Miałem takie wrażenie, gdy obserwowałem naradę u Daenerys.

Nie mogłem pozbyć się uczucia, że taktyka obraną przez Smoczą Królową i tarcia, które pojawiają się wśród jej sojuszników i doradców, są tylko naciągane i płytkie. Nie skreślam ich całkowicie, bo zakończenie odcinka wskazało, że wszystko to jest fabularnie uzasadnione. Czuję tylko pewien niedosyt. Scenarzyści tak długo męczyli nas zawiłościami politycznej sytuacji w Meeren, które wcale nas nie interesowały, a teraz po macoszemu traktują finał drogi Dany? To trochę nieuczciwe i mało dojrzałe.

Finałowa bitwa, która rozegrała się w marynistycznej scenerii była niesamowitym dowodem, że w rozgrywce o Westeros nic nie jest jeszcze przesądzone. Ta krótka scenka – bo inaczej nie mogę nazwać tej rzezi na morzu - poprzewracała bardzo wiele pionków i znacząco zmieniła układ sił na kontynencie. Bardzo doceniam, że scenarzyści zdecydowali się na tak drastyczny krok. Oczywiście jestem wściekły i rozczarowany, bo znowu musieliśmy rozstać się z wieloma bohaterami dramatu. Ale towarzyszące mi emocje są znakiem firmowym serii i twórczości Martina.

Szkoda tylko, że walki nie udało się pokazać lepiej.

Szczerzę wątpię, aby tak ogromna flota nie była w stanie przynajmniej ochronić swojego najważniejszego okrętu. Rozumiem, że zaskoczenie, które wywołał ten atak, wcisnęło w fotel widzów, ale sądzę, że było to odrobię naciągane. Sama walka, mimo emocjonalnego charakteru, została zrealizowana bardzo przeciętnie. Zwłaszcza jeśli zestawimy ją z bitwą o Mur i bitwą bękartów.

Stormborn opinie class="wp-image-90413"

Nie mam wątpliwości, że siła tej serii opiera się znacząco na igraniu z emocjami widzów.

REKLAMA

Wiem, że trudno jest szokować, kiedy zabijało się bohaterów bez opamiętania przez sześć sezonów. Drugi odcinek udowodnił jednak, że twórcy mają w tym wprawę i ciągle nie pieszczą się z postaciami, a wiele fanowskich teorii można włożyć między bajki.

Cieszy mnie niezmieniony charakter serialu i doceniam, że udaje się ciągle utrzymać tempo i zainteresowanie serią. Moje uwagi i zarzuty nie przekreślają odcinka i serialu, bo ta piekielna rzeź wciąga jak bagno. Coraz częściej zauważam jednak, że serii brakuje spoiwa silniejszego niż lubiani bohaterowie, którzy nagle mogą zginąć.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA