REKLAMA

„Gra o tron” z jedną nominacją do Złotych Globów. HBO musi zapamiętać ten moment, jeśli nie chce porażki „House of the Dragon”

„Gra o tron” zdecydowanie nie podbiła serc widzów swoim finałem. Najnowszy sezon nie doczekał się też wielkiego uznania ze strony osób decydujących o nominacjach do Złotych Globów. Wyróżnienie otrzymał tylko Kit Harington i HBO nie powinno tego lekceważyć. Bo powodzenie spin-offa „House of the Dragon” wisi na włosku.

gra o tron złote globy
REKLAMA
REKLAMA

Amerykańskie środowisko filmowe weszło właśnie w decydującą przed Oscarami fazę. Jak zwykle pierwszych faworytów dostarczyły widzom nominacje do Złotych Globów. Na najważniejsze po nagrodach Emmy wyróżnienia czekają także seriale. Swoje nominacje zdobyły wszystkie najważniejsze serwisy VOD i stacje telewizyjne, ale na liście produkcji można było zauważyć pewną zauważalną nieobecność.

„Gra o tron” doczekała się zaledwie jednego wspomnienia w postaci nominacji dla Kita Haringtona za rolę Jona Snow w 8. sezonie. Część fanów serialu HBO wprawiło to w konsternację i złość, a inni z kolei negatywnie zareagowali na to oburzenie. W wielbicielach produkcji skutecznie walczą dwa uczucia - nostalgia do jednego z najlepszych seriali XXI wieku oraz złość na absolutnie fatalne zakończenie historii Westeros. Błędem byłoby jednak twierdzenie, że między tymi dwiema postawami zachodzi pewnego rodzaju równowaga. Jeśli szefowie HBO zaczną tak myśleć, to narażą na porażkę nadchodzący spin-off.

Przeciwnicy 8. sezonu serialu „Gra o tron” stanowią większość. Przekonanie ich do powrotu zdecyduje o losie „House of the Dragon”.

O nominacjach do Złotych Globów decyduje Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej, które w przeszłości również nie darzyło „Gry o tron” wielką miłością. Serial HBO był sześciokrotnie nominowany w kategorii najlepszy serial dramatyczny, ale nigdy nie wygrał. Jedyną statuetkę zdobył grający w nim Peter Dinklage podczas gali z 2012 roku. Tegoroczny brak nominacji dla produkcji jest więc wyraźnym sygnałem na słabość 8. sezonu, ale nie można też tutaj mówić o jakiejś wybitnej zmianie nastawienia. W kontekście przyszłości ważniejsze jest jednak to, jak na całą sytuację reagują fani.

I don’t care what anyone else thinks @GameOfThrones was snubbed #goldenglobes2020

— NADINE (@needle_is_I) December 9, 2019

Game of Thrones fans: the last season was trash
Golden Globes: You’re right
Game of Thrones fans: How dare you snub GoT?

— maybe: elizabeth (@triggleepuff) December 9, 2019

Brutalna prawda jest taka, że obecnie więcej wieloletnich widzów „Gry o tron” dziwi się, że środowisko filmowe w ogóle zauważa jeszcze tę produkcję, niż oburza się na brak dziesiątek kolejnych wyróżnień. I w wielu przypadkach fani mają rację. Nie sposób sobie wyobrazić, że nominacja dla Kita Haringtona jest czymkolwiek więcej niż miłym gestem i próbą docenienia za lata grania w serialu. Przecież w samym 8. sezonie aktor zdecydowanie nie zaliczył wybitnego występu, bo nie miał nawet takiej możliwości. Najzwyczajniej w świecie nie pozwolił mu na to scenariusz.

Nie jest dobrze, gdy najwierniejsi widzowie twojego dzieła zaszokowani dziwią się choćby, że „Gra o tron” poradziła sobie zaskakująco dobrze podczas ostatniej gali rozdania nagród Emmy. A tym bardziej, gdy popierają brak nagród i cieszą się z zakończenia produkcji, w sprawie przedłużenia której jeszcze rok temu protestowaliby z całych sił. Sam fandom nie wyszedł zresztą bez szwanku z wielkiego konfliktu wokół 8. sezonu serialu. Po 3. odcinku finałowej serii w jego obrębie trwały jeszcze dyskusje, ale po zakończeniu obrońcy „Gry o tron” stanowili ułamek całej zniechęconej grupy, która jedyną radość czerpała z wyszydzających 8. sezon memów.

House of the Dragon” może mieć olbrzymi problem, bo zdobycie miana serialowej ikony naszych czasów na ten moment wydaje się niemożliwe.

Nie oznacza to oczywiście, że spin-off poświęcony Targaryenom będzie olbrzymią klapą. Wciąż można się spodziewać dużego zainteresowania ze strony mediów i masowego odbiorcy. W końcu mowa o kolejnym dużym dziele stacji HBO, a takie produkcje zawsze budzą emocje. „House of the Dragon” ma też większe szanse na powodzenie niż zlikwidowany „Bloodmoon” i widać to po reakcjach fandomu. Historia początków ludzkiej rasy i ich walki z Nocnym Królem nie była ekscytująca w kontekście szybkiego i niesatysfakcjonującego zamknięcia tego wątku w 8. sezonie „Gry o tron”.

gra o tron złote globy class="wp-image-353809"

Serial poświęcony Starkom, Lannisterom i pozostałym rodom Westeros przekroczył jednak zwyczajowe ramy popularności dzieł telewizyjnych. Stał się ikoną drugiej dekady XXI wieku. Najpierw uważano go za świetną historię, której nie da się sfilmować, potem dowód na nową erę seriali, następnie za popkulturowego giganta, zaś zakończenie pokazało, że to kolos na glinianych nogach. Na każdym etapie o „Grze o tron” mówiło się jednak dużo. Nieoglądanie tej produkcji najzwyczajniej w świecie było zjawiskiem przez dużą część widzów niedopuszczalnym.

Dziwaczna pokusa Davida Benioffa i D.B. Weissa, żeby poszerzyć grupę odbiorców o matki i fanów futbolu amerykańskiego, mogła być najważniejszym powodem porażki „Gry o tron”.

Siłą tego dzieła było to, że oglądali je wszyscy, a nie tylko fani fantasy. Jeżeli ktoś nie sięgnął po tę produkcję aż do 8. sezonu, to nie było żadnego sensu przekonywać go na tak późnym etapie. Zamiast największego sukcesu w historii telewizji mieliśmy więc przykład najszybszej utraty zaufania wiernych fanów. HBO czeka ciężka walka o ich powrót.

REKLAMA

Wściekłość po finale już się wypaliła, ale zostawiła po sobie pustkę, a żeby ją na nowo wypełnić nie wystarczy tylko pokazać widzom nowe smoki. Stacja będzie musiała wrócić do początków - postawić na siłę historii, niespodziewane losy bohaterów i szacunek do materiału źródłowego. A to wbrew pozorom może być niezwykle trudne, również w kontekście skomplikowania prozy George'a R.R. Martina. Początkowy sukces „Gry o tron” był wielkim osiągnięciem, a spin-off będzie musiał mierzyć się jednocześnie z wielkimi oczekiwaniami i negatywnym nastawieniem części fandomu. Nie spodziewam się bojkotu, ale też na razie nie wróżę wielkości „House of the Dragon”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA