REKLAMA

Granie na Gorąco

Pomimo braku funduszy na jakiekolwiek wakacyjne wojaże, sposobów na stosowną rozrywkę znajdzie się naprawdę sporo. Nie jest również wskazane śledzić utarczki na rodzimej scenie politycznej - wbrew pozorom, branża elektroniczna niezbyt daleko odbiega w spekulacjach czy komicznych sytuacjach, jakie możemy dostrzec w mediach.

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Uroki zielonego sezonu

REKLAMA

Odwlekanie premier to dosyć często zauważana tendencja, jeśli brać pod uwagę poczynania na wiadomym rynku gier. Domyślam się, jak wielkie apogeum rozpaczy dosięgło zniecierpliwionych fanów, oczekujących GTA IV. Odliczanie, dokładnie zaznaczony dzień w kalendarzu - wszystko poszło się kochać. Nieograniczonej niczym eksploracji możemy się spodziewać najwcześniej w "okolicach" wiosny przyszłego roku. Tłumaczeń można było się doszukać naprawdę sporo - twórcy usprawiedliwiają się chęcią dopracowania tytułu, ponieważ uważają, że wydanie gry w październiku miałoby niemały wpływ na jakość produktu. Do głosu doszli również branżowi analitycy, wygłaszający co i rusz odmienne zdania, w każdym razie są one dość ciekawe. I tak część uważa, że powodem opóźnienia są kłopoty firmy, m.in. problem z wydaniem równie kontrowersyjnego co "wielka kradzież aut" Manhunta 2 czy liczne procesy sądowe związane z modem Hot Coffe. Chodzą też słuchy, że głównym winowajcą jest PlayStation 3 - a to z racji takiej, że Sony podpisało kontrakt z Take Two, według którego wersja na X360 nie może zostać wydana, jeżeli port na japoński kombajn nie zostanie ukończony. Take Two już zanotowało 19% spadek akcji - nie dziwota, skoro jeszcze na majowych targach E3 październik miał być tym "magicznym" miesiącem... W sumie nie jest to specjalny powód do zmartwień, bowiem nadchodząca jesień to i tak czas wysypu hitów dla posiadaczy konsoli giganta z Redmond.

Problem podobnej natury ma wymieniona wyżej kontynuacja Manhunta. Chociaż w tym wypadku przesunięcie premiery nie wynika z konieczności należytego dopracowania tytułu, ale z ograniczeń i zakazów sprzedaży, jakie ów tytuł otrzymał. Wydanie gry stoi pod wielkim znakiem zapytania, gdyż brytyjska organizacja, która ma za zadanie klasyfikowanie gier, jak na razie nie chce dopuścić tytułu na sklepowe półki. W końcu brutalność, mord i niecne uczynki to motyw przewodni Manhunta, stąd takowa nagonka. Są granice, których nie powinno być przekraczać - developer stąpał po cienkiej linii, no i ostatecznie doczekał się tego, co od dawna wydawało się nieuniknione.

Kontynuując temat kontrowersji, kolejną ofiarą wiernych stróżów moralności, ładu i porządku na tym świecie padł Resident Evil 5. Bynajmniej wśród zarzutów nie można było się dopatrzyć profanacji zwłok - sprawa rozchodzi się o "kolor skóry". Problemy pojawiły się wraz z nowym trailerem, na którym mogliśmy zobaczyć jegomościa baraszkującego w afrykańskiej wiosce, przepełnionej głodną hordą rozwydrzonych zombie. Według jednego z afrykańskich kobiecych blogów - Black Looks - gra emanuje nienawiścią do czarnoskórych - no i w dodatku człowiek, który podejmuje się eksterminacji, to białas. Capcom jak na razie milczy w tej kwestii - co jak co, ale dla mnie zarzuty wydają się absurdalne (na pewno nie z powodu mojego pseudonimu i... nazwiska). Rzeczowe, ale i jednocześnie dość zabawne, wydają się argumentacje internautów według których "czarni mają takie samo prawo do bycia zombie jak inne rasy". A mogłoby się wydawać, że Afryka dzika już dawno odkryta... no, jak widać - niekoniecznie.

Również machina marketingowa Sony "nie byłaby sobą", gdyby nie odrobina zamętu w związku z nowymi reklamami. Od dawien dawna, od kiedy pierwsze dziecko koncernu święci swe triumfy, Sony było znane z dość sugestywnych i odważnych reklam. Przyzwyczajenia pozostały do dzisiaj, a jak wiadomo kontrowersje (raz jeszcze!) to dobry sposób, ażeby "było o nas głośno". Tym razem stosowny zakaz na emitowanie reklam japońskiego giganta pojawił się w Wielkiej Brytanii. Zarzut? Zbytnie epatowanie przemocą, co akurat nie wydaje się niczym nowym. Organizacja monitorująca tamtejszy rynek reklam (ASA) w związku z głosami niezadowolenia i zdegustowania obywateli, zdecydowała się powziąć takie kroki, jednocześnie przestrzegając Sony przed podobnymi wybrykami. Do czasu, jak sądzę - wywoływanie medialnej burzy zawsze w modzie.

Chciwość? Zachłanność? Można tak to nazwać. Rynkowym potentatem, jeżeli chodzi o ilość wydawanych tytułów, jak i budżet na nie przeznaczany jest EA Games. Jako, że nigdy nie zaszkodzi mieć nieco więcej mamony w zanadrzu, gigant postanowił powiększyć swoje udziały we francuskim UbiSofcie. O ile w poprzednim roku wartość udziałów EA oscylowała w granicach 20%, tak teraz zwiększyła się do "niebezpiecznych" 25%. Sytuacja nie wygląda za wesoło - jakoś niezbyt cieszą mnie niepodzielne rządy jednego molocha, zresztą oczywiste jest, że jeśli nie ma konkurencji, to po co się męczyć?

Nie tak dawno zakończone targi Games Convention przyniosły ze sobą masę nowych informacji o nadchodzących tytułach, jak i atrakcyjne hostessy. Wśród całego zamieszania nie zabrakło również wszelakich gadżetów promujących dany tytuł - smycze, koszulki, torebki, płyty demo, itp. Jednak mało kto wykazał się tak oryginalnym pomysłem, reklamując swój produkt - jeśli fryz bohatera stawał się dla Ciebie inspiracją do zabaw przed lustrem, to unikalny żel z nowego Mercenaries jest jak znalazł. No i jeszcze ten irokez - cud, miód i orzeszki.

REKLAMA

Do jakiego stopnia można posunąć się, aby "nieco" urozmaicić rozgrywkę? O ile samo władanie Wiilotem i Nunchuckiem wydaje się być niebezpieczne, tak przy użyciu nowego ekwipunku radziłbym się solidnie ubezpieczyć - The Legend of Zelda: Twilight Princess nigdy nie wydawała się tak realistyczna wraz ze wspomagaczami. Zainteresowanych odsyłam na aukcje na Ebay lub Amazon - połamania kończyn!

I na koniec kolejna ciekawostka. O tym, że Wii jest dla wszystkich użytkowników, niezależnie od wieku, wiemy z chlubnych zapewnień twórców. Tym razem zapowiedzi przeszły w czyny - jak się okazało, Wii bawią się nawet emeryci. Swoiste derby baseballu urządzili sobie mieszkańcy domu spokojnej starości w pewnym miasteczku w stanie Maryland w USA. Każdy rezydent miał szansę spróbować swych sił - ostatecznie wybrano trzech najlepszych. Na brak emocji na pewno nie można było narzekać.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA