REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Pierwszy sezon Hannibala już za nami - czy to była premiera tego roku?

Pierwszą rzeczą, którą trzeba zrobić przed zabraniem się za Hannibala, to zapomnieć. Zapomnieć o Milczeniu owiec, zapomnieć o Czerwonym smoku, zapomnieć o Anthonym Hopkinsie. A potem możemy zacząć delektować się tym, co na ekranie. 

24.06.2013
9:49
Pierwszy sezon Hannibala już za nami – czy to była premiera tego roku?
REKLAMA
REKLAMA

Obok absolutnie beznadziejnych Demonów Da Vinci i Bates Motel (którego nie widziałem), Hannibal był najgorętszą nowością sezonu wiosennego w świecie seriali. Wcześniej mieliśmy jeszcze między innymi rewelacyjne House of Cards oraz niemniej znakomitego Mr Selfridge'a, ale Hannibal szczęśliwie wstrzelił się w okres serialowej posuchy. Z prestiżowych produkcji o uwagę widzów musiał bowiem mierzyć się chyba tylko z Grą o Tron, bo i Borgiowie obniżyli loty tak bardzo, że aż w końcu ich anulowali.

W obliczu takiej sytuacji na rynku serialowym, Hannibal stał się serialem, o którym musiało być głośno - naturalną alternatywą dla fanów nieco bardziej wysublimowanych telewizyjnych show. Opinie na forach internetowych, które w wypadku szeroko pojętej kultury w przypadku seriali - dziwnym trafem - zdają się być zazwyczaj wybitnie miarodajne, były mieszane. Część osób wskazywała, że jest nieźle, ale bez szału. Część, że się rozkręca, a część, że serial gaśnie z odcinka na odcinek. Zdarzyli się też bardzo nieliczni, którzy obwołali go dziełem geniuszu. Mnie osobiście najbliżej jest do tej przedostatniej grupy.

Co mi się podobało? Klimat! Klimat w serialach jest bardzo ważny, popatrzcie na taki True Blood, który jest głupią bajeczką o wampirach, a mimo to zahipnotyzował mnie na kilka sezonów tylko za sprawą ciekawie oddanej Luizjany. Wampiry, wampirami, ale odpalałem go tylko po to, żeby posiedzieć trochę z tymi niezbyt lotnymi amerykańskimi wieśniakami w wilgotnej knajpie na skraju jakiegoś bagna. Tutaj akcja przenosi nas w północno-środkowe stany Ameryki, a więc nie wyeksploatowane do bólu Los Angeles, Miami czy Nowy Jork. To fajnie, bo dotąd o Minessocie słyszało się głównie w kontekście miejsca, z którego bohaterowie uciekają, np. do Beverly Hills. Jest trochę górskich krajobrazów, mgły, ten taki ponury klimat miasteczek położonych przy granicy z trzecim amerykańskim światem, Kanadą.

Podoba mi się też spójność akcji. Nienawidzę seriali, których twórcy nie wiedzą gdzie zmierzają, a koniec sezonu projektuje się na tempo po pięciu wyemitowanych odcinkach. Tutaj wszystko zmierza w jednym konkretnym kierunku, co niestety wiąże się też z przewidywalnością. Hannibal nie ma nieoczekiwanych zwrotów akcji, jeśli od trzeciego odcinka wiedziałem jak wszystko się skończy, to znaczy, że intryga była nazbyt oczywista.

Nie do końca podobały mi się natomiast wypełniacze. Wątków pobocznych jest trochę za dużo, przez co konstrukcja staje się momentami chaotyczna. Nagle pojawiają się mordercy i morderstwa, którzy tak naprawdę do niczego nas nie przybliżają, obrazując jedynie stopień zwariowania głównego bohatera. Szkoda, bo to ciekawe wątki, które można by było pociągnąć, nawet gdyby sam serial miał stać się trochę bardziej "odcinkowy". Taki nic nie wnoszący totem albo żona Jacka Crawforda, która cierpi, zmaga się, a następnie znika bez śladu są kompletnie zbędne i niezrozumiałe. To jasno pokazuje, że scenarzyści powinni trochę poćwiczyć swój fach. Już nawet taki Dexter co do zasady nie rzuca widzowi niczego bez głębszego celu. Możliwe, że pewne wątki będą kontynuowane w kolejnych sezonach, ale na chwilę obecną serial śmiało można określić jednym mianem: chaotyczny.

Chaotyczny niczym sam Hannibal Lecter. Choć głównym bohaterem sezonu jest Will Graham, do którego widz ma prawo czuć pełną sympatię. Przez pierwsze kilkadziesiąt minut można nawet myśleć, że to właśnie on jest najsłynniejszym kanibalem w dziejach. I dopiero potem na scenie pojawia się Lecter. Chaotyczny, zły do szpiku kości, przykryty jednak płaszczem i manierami prawdziwego dżentelmena. Sposób w jaki raczy swoich gości kolejnymi potrawami podawanymi w wykwintny sposób z najlepszym dostępnym winem jest jednym z największych, ekhm, smaczków serialu.

REKLAMA

Prawdopodobnie wszystko co przeczytaliście w sieci na temat Hannibala, to - po części - prawda. To ani nie jest najlepszy serial od dawna, ani nie jest zupełnie zły. Ma wiele pozytywów, które jednak neutralizuje też kilka wyraźnych wad. To tylko trzynaście odcinków, w sam raz do premiery finału Dextera (ostatni dzień czerwca), by w miarę przyjemnie wczuć się w ten klimat psychopatów, których trochę lubimy.

Serial możecie oglądać na łamach telewizji AXN lub w ich usłudze VOD.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA