Hokus-pokus, czary-mary, królem kina znów jest Harry. Dlaczego po 20 latach ta historia nadal tak wciąga?
Magia kina potrafi zaskoczyć — mimo niespełna dwóch dekad, które upłynęły od premiery filmu „Harry Potter i Kamień Filozoficzny”, obraz przeżywa prawdziwy renesans. Wszystko dzięki Chinom, które pokazały film w wersji 3D i wywołały nową falę potteromanii. I nic dziwnego — zarówno książka J.K. Rowling, jak i jej adaptacja to jedno z największych objawień popkultury.
Po 19 latach od premiery „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” znowu króluje na szycie box office'u. Wszystko za sprawą Chin, które w miniony weekend wprowadziły do kin wersję 4K i 3D filmu. Gigantyczna frekwencja zaowocowała równie pokaźnymi przychodami — tytuł w parę dni zarobił prawie 14 mln dol.
Tym sposobem, „Harry Potter i Kamień Filozoficzny” ma szansę przekroczyć kwotę miliarda dolarów z globalnych wpływów. Do tej pory udało się to jedynie drugiej części finałowej odsłony serii, czyli filmowi „Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część II” (film zarobił niespełna półtora miliarda dolarów).
Chłopiec, który przeżył. I pewnie przeżyje wielu z nas
Trudno jednoznacznie stwierdzić, co spowodowało tak spektakularny powrót filmu o młodym czarodzieju. Z jednej strony, trzeba pamiętać, że chińskie kina niedawno otworzyły się po kryzysie związanym z pandemią i widzowie spragnieni filmowych wrażeń chętnie je odwiedzają. Kolejną przesłanką jest fakt, że pokazano odświeżoną wersję filmu z 2001 r.
Trzeci powód właściwie nasuwa się sam — saga o Harrym Potterze (zarówno w wersji książkowej, jak i filmowej) to po prostu znakomita historia, a na te zawsze jest moda:
Cieszymy się, że „Harry Potter i kamień filozoficzny” zachwyca nowe pokolenie widzów. Sukces filmu wśród chińskich widzów, których część odkrywa go po raz pierwszy, dowodzi, że ta opowieść jest ponadczasowa i uniwersalna
— nie kryje zadowolenia Andrew Cripps z Warner Bros Pictures.
Harry Potter już zawsze będzie mieć twarz Daniela Radcliffe'a
Nad fenomenem bestsellerowej serii autorstwa J.K. Rowling od lat głowią się literaturoznawcy i specjaliści od rynku wydawniczego. W końcu widniejący na odwrocie polskiej okładki tekst „Jeśli sądzisz, że w dobie komputerów sztuka czytania zanikła, zwłaszcza wśród dzieci, to niezawodny znak, że jesteś Mugolem!", okazał się proroczy — ukazująca się w Polsce na przestrzeni lat 2000-2008 seria odnotowała rekordowe wyniki sprzedażowe i do dziś znajduje się na szczycie najlepiej sprzedających się książek na świecie.
Pojawienie się w 2001 r. ekranizacji „Kamienia Filozoficznego” z góry było skazane na sukces. Do dziś pamiętam ogromne emocje, jakie towarzyszyły mi, gdy jako 10-latka po raz pierwszy wybrałam się z klasą do kina na „Harry'ego”. Ja i moi rówieśnicy byliśmy tak zafascynowani wykreowanym przez Rowling światem, że szliśmy na seans z mieszanką podniecenia i obawy: a co, jeśli twórcy filmu spartaczą robotę i ekranizacja nie spełni naszych wyobrażeń o potterowym uniwersum?
Całe szczęście ekipa pracująca nad adaptacją pierwszej części pod przewodnictwem Chrisa Columbusa dała radę — od doboru obsady, przez wierność ukazanym przez Rowling szczegółom, aż po niesamowity wizualny kunszt okraszony charakterystyczną ścieżką dźwiękową Johna Williamsa. A że Harry prawdopodobnie już zawsze będzie mieć twarz Daniela Radcliffe'a? Cóż, to ryzyko zawsze jest wpisane w ekranizacje popularnych tytułów i to raczej problem dla samego aktora, któremu do dziś, pomimo udziału w innych produkcjach, trudno zerwać z wizerunkiem nastoletniego czarodzieja.
Zielone Wzgórze lepsze niż Hogwart? Bzdura!
Niedawno „Gazeta Wyborcza” przypomniała artykuł z 2005 r., w którym tłumaczka i badaczka literatury popularnej Agnieszka Fulińska pozwoliła sobie na garść krytyki sagi stworzonej przez Rowling (dziś sama autorka sama zmaga się z krytyką z powodu wpisów na Twitterze, uznanych przez część środowisk jako transfobiczne).
Potter nie uczy myślenia, reeksji nad lekturą. Nie daje na nią czasu. Wydarzenia gonią jedne za drugimi jak w komputerowych grach, w których im szybciej klikamy, tym więcej zdobywamy punktów. Konstrukcja powieści przypomina zresztą grę komputerową. Jest tu niewielkie wprowadzenie, zaliczanie kolejnych wcieleń, zbieranie punktów, przechodzenie kolejnych poziomów. Akcja biegnie przed siebie w niesamowitym tempie, czasami szybciej niż w grze. Nie ma epickiego oddechu, nie ma psychologii, nie ma więc refleksji, nie ma myślenia.
— czytamy w artykule.
Czytaj też: Harry Potter uczy tolerancji J.K. Rowling. Daniel Radcliffe krytykuje pisarkę
Krytyczka zwróciła uwagę na to, że „Harry Potter” nie daje czytelnikowi przestrzeni do rozwoju wyobraźni, przeciwstawiając książce inny dziecięcy klasyk, czyli „Anię z Zielonego Wzgórza”:
W tej książce jest gotowy świat, nie ma w niej miejsca na wyobraźnię. Moją wyobraźnię uruchamia raczej staroświecka "Ania z Zielonego Wzgórza". To jest wręcz książka o triumfie wyobraźni, o triumfie dziecka obdarzonego niewiarygodną fantazją, dziecka niepokornego, rzuconego w świat wrogi, świat, który go nie akceptuje.
— przekonuje Fulińska.
Nimbus 2000 z gałęzi i różdżka z patyka
Cóż, jako fanka zarówno serii o „Ani”, jak i zdeklarowana potteromaniaczka, zdecydowanie nie zgadzam się z argumentami rozmówczyni „Wyborczej”. To właśnie „Harry Potter” — zarówno książka, jak i film — były dla pokolenia urodzonego w latach 90. kulturowym przełomem i na długie lata zagościł w wyobraźni mojej i moich rówieśników.
Jako kontrargument dla tezy, jakoby „Harry Potter” nie rozwijał dziecięcej wyobraźni, niech posłuży przykład z mojego własnego dzieciństwa: nie jestem w stanie zliczyć dni, tygodni, a nawet miesięcy, kiedy z grupą przyjaciół odgrywaliśmy w zabawie poszczególne sceny z serii o czarodzieju. A że nie każdego było stać na oryginalne gadżety z logo „HP” (prawilny szalik Gryffindoru dostałam dopiero na 25. urodziny — i z dumą noszę go do dziś, obawiając się jedynie, że jego kolory zbliżone do barw Jagielloni Białystok mogą rozsierdzić jakiegoś agresywnego kibica...), radziliśmy sobie jak mogliśmy: „latając” na Nimbusach 2000 zrobionych z gałęzi ozdobionych złotym długopisem, czy wbijając drewniany „kieł bazyliszka” w czarny zeszyt udający chwilowo dziennik Toma Marvola Riddle'a.
„Harry Potter” to czysta komercja? Ok, boomer.
Takich głosów jak mój, jest znacznie więcej. Wystarczy zerknąć do komentarzy pod opublikowanym przez „GW” artykułem:
„Jest to jeden z najgłupszych wywiadów, jakie zdarzyło mi się przeczytać (za sprawą wypowiedzi wywiadowanej) i pomnik przekonania polskiej inteligencji z początku XXI w., że jeśli dany tekst kultury radzi sobie komercyjnie, nie posiada żadnej artystycznej wartości”
— pisze pod tekstem polski pisarz Wojciech Engelking.
Jest w tym dużo racji — do „Harry'ego” próbowano zniechęcić młodzież już nie raz — czy to za sprawą dętych opinii krytyków, czy straszących piekłem księży, przekonujących, że stworzona przez Rowling seria to „zagrożenie okultyzmem”.
Jak pokazują wyniki oglądalności „Kamienia Filozoficznego” w Chinach sprzed paru dni, legenda o chłopcu, który przeżył, ma się świetnie. Czy to się boomerom podoba, czy nie.