REKLAMA

Hashtag dobitnie uświadomił mi, na czym polega problem z literaturą Remigiusza Mroza

Nowa książka Remigiusza Mroza to powieść, która pozornie podejmuje temat zaginięć i zaburzeń psychicznych. Trzeba jej oddać, że jest naprawdę nieźle skonstruowana. Hashtag nie jest jednak historią opowiedzianą idealnie, a nawet wiele jej do ideału brakuje. 

Hashtag Remigiusza Mroza to powieść pełna wad, ale ma jedną ogromną zaletę
REKLAMA
REKLAMA

Chciałbym, żeby to było jasne od początku. Trudno wymagać od literatury popularnej, aby trzynastozgłoskowcem opisywała koniec pewnej epoki. Biorąc do ręki kryminał, nie oczekuję, że zapoznam się z głęboką analizą konserwatywnego wychowania i wynikających z niego niepowodzeń seksualnych. Nie spodziewam się również eksperymentów z formą czy innych aspektów, które mógłby przysłaniać dobrą historię. Bo to właśnie tego chcemy, dodając do e-sklepowego koszyka literaturę popularną.

I w zasadzie Hashtag Remigiusza Mroza spełnia tę rolę.

To opowieść o Tesie, młodej kobiecie, która pewnego dnia otrzymuje tajemniczą paczkę. Znajduje w niej wskazówki, dzięki którym wpada na trop ludzi dawno uznanych za zaginionych. Sprawa nie daje jej spokoju, więc zaczyna prowadzić własne śledztwo. Początkowo z mężem, a później do gry wchodzi jeszcze jej dawny wykładowca Krystian Strachowski, zwany dźwięcznie “Strachem”. Co jest jednak ważne, Tesa cierpi na otyłość, która może być zagrożeniem dla jej życia. Ma też za sobą liczne próby samobójcze, całość uzupełniają fobie, które znacząco utrudniają jej funkcjonowanie w społeczeństwie.

Dostajemy więc postać złożoną, pełną lęków i mającą za sobą bardzo trudną przeszłość. Jej historię poznajemy jednak z dwóch perspektyw. Narracja w Hashtagu jest poprowadzona dość ciekawe, bo część historii poznajemy z ust samej Tesy, a druga część skupia się na wykładowcy, którego losy dziwnie splotły się z główną bohaterką. Ta pierwsza część prowadzona jest w narracji pierwszoosobowej, a historię Strachowskiego śledzimy już z perspektywy trzeciej osoby.

Hashtag jest zaskakująco dobrze skonstruowany.

Nie ma w tym ani odrobiny złośliwości. Bo po lekturze Nieodnalezionej z dystansem podszedłem do kolejnej już opowieści o tajemniczych zaginięciach, zwłaszcza że Hashtag ukazuje się zaledwie kilka miesięcy później. Tu jednak wszystko jest zrobione lepiej. Historia przesuwa się sprawnie, z każdą kolejną stroną pojawia się coraz więcej zagadek, wątpliwości spotykają się ze sobą na kartach powieści, by chwilę później znów się rozproszyć i nie dać się złapać czytelnikowi.

Hashtag odkrywa karty dopiero na samym końcu.

Rozwiązanie kluczowej zagadki jest świetne. Dość powiedzieć, technicznie zostało ono przeprowadzone bez zarzutu, a podkreśla je jeszcze fakt, że uważny czytelnik znacznie wcześniej dostawał sygnały, które umożliwiały samodzielne rozwikłanie tajemnicy.

Niestety, wszystko inne kuleje.

Czytanie książki Remigiusza Mroza przypomina trochę sytuację, w której ktoś nieporadnie opowiada żart. Nie pali zakończenia, dowcip ma wszystkie elementy, które czynią go zabawnym, ale opowiadający co drugie słowo przekręca, myli postacie, popełnia lapsusy językowe. Mróz w Hashtagu nie popełnia oczywistych błędów, ale jednocześnie jego książka jest wyjątkowo toporna i tego wrażenia nie są w stanie zetrzeć niezłe pomysły koncepcyjne.

Sam sposób skonstruowania bohaterów świadczy o tym najlepiej. Tesa ma poważne problemy z nadwagą, dające o sobie znać zaburzenia psychiczne, problemy społeczne. Ale obok tego, że sama tak twierdzi – wszak narrację mamy pierwszoosobową - trudno jest dostrzec te problemy w toku powieści. Jeśli już widzimy świat oczami bohaterki, byłoby doskonale poznać ją lepiej, zobaczyć jej motywacje i rozłożone na czynniki pierwsze obawy. Gorzej, że bohaterka najczęściej swoje cechy definiuje sama i robi to tak, jakby nie było to jej życie, jakby nie były to jej emocje.

Gdy czytałem Nieodnalezioną, to zwróciłem uwagę, jak bardzo encyklopedyczne są opisy i dialogi.

Hashtag znalazł co prawda wyjście z tej sytuacji. Bohaterowie to osoby wykształcone. Tesa była świetną studentką, a Strach zdobył tytuł doktora, można więc łatwiej uzasadnić, że częściej posiłkują się oni swoją wiedzą. Problem leży jednak w nieumiejętnej ekspozycji. Bohaterowie tłumaczą sobie nawzajem zjawiska, a nawet słowa, które funkcjonują w języku potocznym. Brzmi to nie tylko nienaturalnie, ale również szalenie ostentacyjnie. Najgorsze jest jednak to, że te nieumiejętne ekspozycje towarzyszą nie tylko wszystkim bohaterom, ale również narratorowi.

Próżno szukać tutaj jakiejkolwiek zmiany stylu czy różnic w wypowiedziach. Tak samo brzmią głosy Tesy i Stracha, chociaż książka usilnie sugeruje nam, że oto spotkały się dwa różne światy, dwie różne osobowości.

Gdyby nagle w książce pojawiła się postać z Nieodnalezionej, również nie byłbym w stanie jej rozpoznać i wyodrębnić.

REKLAMA

A to dopiero czubek problemów z budową świata w Hashtagu. Dialogi i opisy często są tylko pretekstem do próby osadzenia akcji w prawdziwych lokacjach. Wymieniane są istniejące szpitale, knajpy, domy handlowe. Ale świat przedstawiony budowany jest bardzo nierównomiernie. Czasem dostajemy dokładny opis tego, jakie knajpy odwiedzają studenci danego kierunku (oczywiście słyszymy to z ust bohaterów), a czasem nie dostajemy nic. I myli się ten, kto pomyśli, że te wtrącenia mają zasadniczy wpływ na cokolwiek, co dzieje się w powieści. Zazwyczaj to tylko zupełnie nieistotne informacje, które pojawiają się tak przypadkowo, jakby były losowane z kapelusza. Chociaż wiem, że nie są. Bo wynikają one raczej z próby uzupełnienia świata tak pustego, że aż słychać odbijające się w nim echo.

Można odnieść wrażenie, że cała ta przemyślna intryga rozbija się właśnie o to, że nie jest w stanie utrzymać się ani na przekonujących postaciach, ani na wiarygodnym świecie. I chociaż widać w tej powieści pomysł, a metody kompozycyjne są naprawdę użyte z rozwagą, to nie są w stanie przykryć ogólnej powierzchowności. A szkoda.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA