Idy Marcowe są dobrym dramatem politycznym, ale jednym z tych, które nie odkrywają żadnych nowych gruntów i mówią rzeczy, które wszyscy i tak wiedzą.
Ryan Gosling gra idealistycznego, młodego pijarowca, który naprawdę uwierzył w swojego klienta. W to, że to on stanie się prawdziwym motorem zmian, i który doprowadzi kraj do lepszej przyszłości. To, że jego naiwne marzenia zostaną zniszczone - jest jakby oczywiste . Po burzliwym romansie ze stażystką, ideowiec odkrywa, że jego ideał słodził dziewczynie dziecko. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej i koniec końców, główny bohater zostaje obnażony z jakiegokolwiek romantyzmu swojego zawodu. Omówienie dalszego toku wydarzeń wymagałoby zdradzenia kluczowych elementów fabuły, zatem dodam jedynie tylko, że pod koniec filmu będziesz raczej zmęczony.
Bo Idy marcowe nie odkrywają Ameryki. Wszyscy wiemy, że świat polityki nie jest miejscem, do którego trafiają wyłącznie ludzie uczciwi i dobrzy. Przedstawiona sytuacja, choć do pewnego stopnia prawdopodobna, jest raczej mało wiarygodna i sprawia wrażenie nadmiar udramatycznionej w taki... typowo filmowy sposób. “Idy...” starają się przekazać wagę wydarzeń i sprawić, że nagle zacznie Ci zależeć na tych wszystkich bohaterach... ale ta sztuka nie udaje się do końca. Kilka nieszczęść napotkanych po drodze (w tym jedna śmierć) wyglądają na wymuszone i kończą jako deus ex machina - nie służą niczemu innemu niż popchnięciu fabuły do przodu. To powiedziawszy, narracja pozwala nam się oswoić z każdą zmianą i w żadnym momencie nie przynudza. To dobrze napisany scenariusz, ale równocześnie może być odrobinę rozczarowujący dla kogokolwiek, kto liczył na coś więcej.
Film dotyczy partii demokratycznej, zatem wszystkie przedstawione slogany i ideały reprezentują właśnie tą część amerykańskiej sceny politycznej. I choć “Idy..” są bardzo krytyczne w stosunku do samych osób polityków, nie wnika zbyt głęboko jak bardzo może kontrastuje z ich przekonaniami, co pozostaje niewykorzystanym potencjałem filmu. Nie stara się również w żaden sposób wyjaśnić czemu polityka jest tak brudna i zdegenerowana, zajmując się raczej tylko tym, że po prostu jest. Umowy pomiędzy kandydatami różnych partii wyglądają jak spotkanie gangsterów, sami marketingowcy prowadzą swoje małe wojny o wpływy. Wszystko jest intrygą, a w całym zawodzie nie ma niczego szlachetnego - to tylko gierki. I rozumiem to - znam to nawet z naszego własnego podwórka - ale chciałbym też wiedzieć co reżyser myśli na temat tego, dlaczego tak się dzieje.
Najlepszym aktorem jest zdecydowanie George Clooney - w roli bezwzględnego, choć na swój sposób uroczego gubernatora - kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Poziom aktorstwa aktorów z dalszego planu pozostaje na tym samym poziomie, jakiego spodziewałbyś się po filmie tego typu. Reasumując - film raczej ie odkryje przed Tobą niczego (choć stara się z tego robić wielką rewelację) ale i tak nieźle zapełni Ci czas - Film do zobaczenia na Vod.pl