Kłopoty w raju? Nie trzeba było długo czekać na reakcję fanów i przyjaciół reżysera Strażników Galaktyki, który został zwolniony w miniony weekend przez Disneya z powodu obraźliwych i kontrowersyjnych tweetów. James Gunn może liczyć na niemałe wsparcie ludzi, którzy stają w jego obronie oraz dziesiątki tysięcy podpisów pod petycją o jego ponowne zatrudnienie.
Cała drama rozegrała się w miniony gorący weekend. Fani popkultury żyli swoim świętem jakim jest Comic-Con, a w międzyczasie Disney podjął nagłą, nieoczekiwaną i szokującą dla wielu decyzję o zwolnieniu Jamesa Gunna. Powodem, dla którego twórca sukcesu filmowych "Strażników Galaktyki" musiał się rozstać z etatem u Marvela, są jego kontrowersyjne tweety, które Gunn publikował on-line na przestrzeni lat 2009-2012. Jego wpisy poruszały m.in tematy gwałtów i pedofilii.
Jak wszyscy wiemy, Disney, będący na wskroś familijną firmą, szczególnie poważnie podchodzi do tego typu kontrowersji. I choć sam autor niedawno wystosował oficjalne oświadczenie, w którym określa swoje słowa jako "głupie, nieśmieszne i potwornie niewrażliwe", to jednak Disney nie dał się przekonać.
Nie trzeba było długo czekać - James Gunn nie jest już reżyserem "Strażników Galaktyki vol. 3".
Sprawa wydaje się na tyle poważna, że stawia na szali całą karierę reżysera w mainstreamowym Hollywood. Przed "Strażnikami..." Gunn reżyserował skromne niezależne produkcje, pisał też scenariusze, jednak nie odnosił zbyt wielkich artystycznych i kasowych sukcesów. "Strażnicy Galaktyki" z miejsca zapewniły mu obecność w hollywoodzkim topie twórców.
I choć rzeczywiście jego wpisy nie były zbyt mądre (delikatnie rzecz ujmując), to zdecydowanie zbyt dużą wagę przywiązuje się w dzisiejszym świecie do paru, mniej bądź bardziej, niewrażliwych słów napisanych w internecie. Nagana i potępienie są absolutnie na miejscu, ale na pewno nie powinno być to powodem dla zwolnienia człowieka, który zarobił dla firmy ok. miliarda dolarów i stworzył od podstaw nowe gwiazdy popkultury.
Oczywiście Disney musi dbać o swój PR i czystość przekazu płynącą od jego pracowników, ale zwolnienie Gunna to zbyt dramatyczny i kompletnie niewspółmierny ruch ze strony Myszki Miki. Nie trzeba się więc dziwić, że w obronie reżysera stanęli jego przyjaciele i współpracownicy.
Jako jeden z pierwszych wypowiedział się Dave Bautista, który wciela się w uwielbianą przez miliony fanów postać Draxa.
Aktor w dość konkretnym wpisie stwierdził, że przeszkadza mu to, co stało się z Gunnem i nie uważa, że decyzja Disneya jest w porządku. Dodał też, że James Gunn jest jednym z najbardziej życzliwych, pomocnych i kochających ludzi, jakich poznał.
Aktorka Selma Blair dodała w swoim wpisie, namawiając do podpisania petycji domagającej się ponownego zatrudnienia Gunna: "Skoro ludzie są karani pomimo tego, że przyznali się do błędu i przeszli zmianę na lepsze, to jaka z tego płynie lekcja dla ludzi?"
Reżyser Fede Alvarez mocnymi słowami napisał: "Ta głupia kultura >>zero tolerancji<< musi się skończyć".
W obronę reżysera włączyli się przede wszystkim fani. Jak dotąd 65 tys. ludzi złożyło podpisy pod petycją żądającą przywrócenia Jamesa Gunna na stanowisko reżysera Strażników Galaktyki vol. 3.
To ogromna liczba ludzi, która zebrała się w tak krótkim czasie. Można więc przypuszczać, że to dopiero początek. Niestety wiele wskazuje, że szanse na to, iż Disney posłucha głosu ludu, są niewielkie. Firmy nie interesuje fakt, że Gunn wygłaszał swoje kontrowersyjne słowa jeszcze zanim zaczął pracę dla Disneya.
Jednak współczesna popkultura w dużej mierze opiera się właśnie na tym, że te bardziej rozsądne studia wsłuchują się w to, co chcą im powiedzieć fani danej marki. Nie można więc wykluczyć pozytywnego zakończenia tego tematu. Ale na razie "Strażnicy Galaktyki vol. 3" pozostali bez reżysera. Co też zapewne wpłynie na ewentualne opóźnienia w premierze filmu.