REKLAMA

"Jeżeli robi się taki serial, to wszystko jest wyzwaniem" - rozmawiamy z Janem Holoubkiem, twórcą serialu Rojst

Ekipa pracująca przy serialu Rojst nie miała łatwego zdania. Czuwający nad nią Jan Holoubek podniósł poprzeczkę wysoko. Reżyser opowiedział nam o kulisach nowej produkcji Showmaksa.

jan holoubek rojst
REKLAMA
REKLAMA

Twórca serialu Rojst, Jan Holoubek, jest niezwykle zadowolony z wykonywanej przez siebie pracy. Jak mówi, praca przy serialu to same wyzwania, ale przyjemne. Reżyser opowiedział nam o muzyce, którą usłyszymy w serialu, pełnej wielkich przebojów Polski lat 80. Powiedział nam także o poszukiwaniu unikalnych miejsc, do których ekipa udawała się z kamera.

Efekty ich pracy możemy podziwiać na Showmaksie. Dziś pojawił się tam drugi odcinek serialu Rojst.

rojst scena class="wp-image-194758"

Jan Holoubek w wywiadzie dla Spider’s Web Rozrywka:

Na rodzimym rynku nie ma zbyt wielu seriali podejmujących tematykę młodzieży. W Rojście pojawia się bardzo ważny wątek pary młodych ludzi i rodzącego się między nimi uczucia.

Nie myślałem o tym, pisząc ten serial. Chciałem po prostu opowiedzieć ikoniczną historię o pierwszej miłości. Może to trochę powrót do własnej młodości i czasów, kiedy nie było telefonów komórkowych, komputerów, kiedy wszystko działo się bardziej analogowo, trzeba było napisać list do dziewczyny. Wydaje mi się, że to były bardziej romantyczne czasy. Finał tej historii jest niestety tragiczny, trochę jak w Romeo i Julii. Życie wkracza w tę młodzieńczą miłość i ją niszczy. Problemy braku akceptacji przez resztę rówieśników do dzisiaj są tak samo aktualne.

W serialu Rojst muzyka odgrywa bardzo dużą rolę. Jak wyglądała praca nad ścieżką dźwiękową i wyborem poszczególnym piosenek?

Współpracowaliśmy z Anną Malarowską – konsultantką świetnie zoorientowaną a w muzyce polskiej lat 80. Ja też trzymałem w pamięci kilka utworów z tych lat, które lubię. Wszystkie udało nam się zdobyć. Jest tam Andrzej Zaucha, Zbigniew Wodecki, choć co prawda utwór z lat 70. Jest Krystyna Prońko i Jesteś lekiem na całe zło, który uwielbiam. Jest też Kryzys. Udało nam się wydobyć muzyczne perełki z tamtych lat.

Scena z piosenką Święty szczyt Kryzysu jest naprawdę mocna.

Tak, to świetny utwór. Ma energię mniej więcej taką jak utwory The Clash. Nie musieliśmy się posiłkować muzyką zagraniczną, mamy polskie wspaniałe przeboje.

Największe wyzwania związane z produkcją Rojsta to…?

Jeżeli robi się taki serial, to wszystko jest wyzwaniem. Nie mówię, że kolosalnym, ponieważ te wyzwania są przyjemne. Praca nad scenariuszem z aktorami, znalezienie obiektów zdjęciowych, stroje z epoki - to są wszystko ekscytujące wyzwania, dzięki którym chce się żyć. Inaczej zawód filmowca byłby nie do zniesienia.

Panu sprawia przyjemność?

Olbrzymią, absolutnie, jest to ekscytacja na poziomie skoków spadochronowych czy czegoś w tym stylu. Tylko ja nie muszę skakać ze spadochronu, wolę być na planie filmowym.

Szukanie miejsc do zdjęć zajęło wam dużo czasu?

Mieliśmy świetny pion scenografii, z Markiem Warszewskim na czele, który jest jednym z najlepszych polskich scenografów. Znamy się od dawna, lubimy się, poznaliśmy się na planie, kiedy ja byłem szwenkierem, a on asystentem scenografa. Każdy przez lata szedł swoją drogą, aż w końcu się spotkaliśmy. Dobranie obiektów do tego serialu zajęło wiele miesięcy pracy skautów, którzy szukali po całej Polsce tego, co sobie wymarzyłem. Marek nie lubi wchodzić do obiektów ogranych wcześniej, lubi miejsca nieodkryte. To też podniosło poprzeczkę jeszcze wyżej.

Zastanawiałam się zawsze jak w Polsce wygląda praca skautów, zwłaszcza przy tego typu serialowych produkcjach.

Każdy serial potrzebuje skautów. W przypadku naszej produkcji ten skauting był rozłożony na bardzo duży teren kraju.
Kręciliśmy w Warszawie i na Śląsku: Zabrze, Katowice, Racibórz, Czechowice-Dziedzice. Nie mogliśmy zrobić wszystkiego w Warszawie, miasto jest tak bardzo przebudowane, że pewne obiekty zniknęły. A Hotel Silesia stoi w centrum Katowic pusty i wygląda tak samo, jak 30 lat temu.

Doprowadzenie hotelu do stanu używalności musiało zająć sporo czasu.

Bardzo dużo, ten hotel jest ruiną. Zerwane podłogi, gołe ściany, żadnych mebli, żadnych sanitariatów, po prostu pusty szkielet. Piekiełko, które widzimy w serialu, było kompletną ruiną. Ekipa musiała dosztukować pewne elementy, musieli przywieźć bar, lampy, stoliki, kilka dni trwało odnowienie instalacji elektrycznej. To była po prostu praca budowlana.

Czy jest jakaś scena, z której jest pan szczególnie zadowolony?

Jest kilka takich scen, nie mogę zdradzić fabuły, bo zależy mi na tym, żeby widzowie podążali za nią. Żeby zadawali sobie pytania: Kto? Co? Byli zaskakiwani. Jest kilka bardzo brutalnych scen, które stawiały przed nami bardzo trudne zadanie i one się udały. Myślę, że te sceny mogą wryć się w pamięć.

REKLAMA

Pytanie banalne, ale ważne - dlaczego tylko pięć odcinków?

Ta historia powinna dokładnie tyle trwać, ani dłużej, ani krócej. Dokładnie w tym przedziale 5 x 50 minut opowiedziała się idealnie. Każdy odcinek kończy się mocnym cliffhangerem i ma mocne entrée. Gdybym dopisał szósty odcinek, wszystkie proporcje rozjechałyby się. Ta historia opowiada się optymalnie w pięciu odcinkach. A nie można na siłę robić szóstego, bo każdy odcinek coś na tym straci. Nie można używać zapychaczy, fabuła musi prowadzić widza i dokładać kolejne klocki do zbudowania całości.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA