REKLAMA

"Jane the Virgin", czyli jak nie będąc świętą dziewicą, zostać matką. Recenzja sPlay

"Jane the Virgin" to historia, którą przerabialiśmy już na polskim gruncie. Wenezuelski format "Juana la Virgen" w Polsce przejęła stacja TVN, tworząc serial "Majka", który opowiada o dziewczynie poddanej pomyłkowej inseminacji, czyli sztucznemu zapłodnieniu. Durny pomysł? Idiotyczna fabuła? Zgadza się, ale Amerykanie radzą sobie z nią o niebo lepiej niż nasi rodzimi twórcy.

„Jane the Virgin”, czyli jak nie będąc świętą dziewicą, zostać matką. Recenzja sPlay
REKLAMA

Główną bohaterką serialu jest - uwaga, nie zgadniecie - Jane! To dziewczyna, która jest typową nastolatką poczętą przez kilkunastoletnią matkę. Jane jak ognia boi się seksu (widocznie nie tylko u nas źle jest z edukacją seksualną), unika wszelkiego braku odpowiedzialności i całe życie - co podkreśla w pilotażowym odcinku niejednokrotnie - pracowała na to, by nie zajść w ciążę i być porządna. A tu los, to ci łapserdak, robi jej psikusa. Jane udaje się na rutynową wizytę do ginekologa i tam przez pomyłkę poddana zostaje inseminacji. Jakby tego było mało jej facet właśnie się jej oświadczył, a ona na imprezie przypadkowo spotkała mężczyznę, w którym kiedyś się zauroczyła.

REKLAMA
jane the virgin 1

Dużo zbiegów okoliczności? To co powiecie na to, że ojcem dziecka jest... Dam wam się nacieszyć tą niepewnością. Dodam tylko, że do zapłodnienia doszło z winy jego siostry. Wydaje się kuriozalne i niemożliwe? Tak, bo takie zaiste jest w całej swej okazałości.

Na szczęście wszystkie absurdy, które występują w serialu, doskonale wpisują się w jego konwencję. "Jane the Virgin" nie jest paskudnym tasiemcem. Owszem, całymi garściami czerpie z tego typu produkcji, co widać choćby w kreacji postaci (cała rodzina Jane to latynosi) oraz wtedy, gdy Jane, jej matka i babka oglądają z zachwytem jakąś telenowelę na modłę południowoamerykańską, ale robi to ze smakiem i przymrużeniem oka. Całość jest całkiem zabawna i choć korzysta z ogranych schematów przyjemna w odbiorze. Nieźle sprawdza się motyw silnych i gadatliwych kobiet, które co prawda są stereotypowym przedstawieniem latynosek, ale to właśnie dzięki prostym skojarzeniom i bazowaniu na schematach "Jane the Virgin" ma szansę się sprawdzić.

jane the virgin
REKLAMA

Już w pierwszym odcinku, w porównaniu do wersji polskiej, dzieje się wiele. Akcja jest dynamiczna. Jane i jej rodzina od razu dowiadują się, że dziewczyna jest w ciąży. Dziewczyna poznaje też ojca dziecka. Pozostaje jej podjąć decyzję, czy usunąć potomka i być szczęśliwą ze swoim przyszłym mężem, czy donosić ciążę i oddać dziecko jego "prawowitym" rodzicom, mającym - ze względu na chorobę ojca dziecka - ostatnią szansę na rodzicielstwo.

Cholernie obawiałam się tego serialu i powtórki z nieudanej "Majki". Jednak mimo głupkowatości całej fabuły, "Jane the Virgin" da się oglądać. To przerysowanie, pójście w stronę pewnego kiczu idealnie komponuje się z tematem. Żebyście mnie źle nie zrozumieli - nie mam zamiaru rozpływać się tu nad serialem, który opowiada o tym, że ktoś zostaje przez przypadek zapłodniony i który wykreował postaci dość papierowe, o nieskomplikowanej motywacji. Chcę po prostu powiedzieć, że jest całkiem dobrze. Bo jeśli taki temat da się ugryźć z jajem, bez przesadnych wzruszeń i zażenowania to jest to naprawdę coś. A twórcom "Jane the Virgin" się udało. I dlatego z przyjemnością zobaczę kolejne odcinki.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA