REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Książki

Zawstydzałem się na każdej stronie. „Języki futbolu” to doskonała książka dla każdego fana piłki

Najpierw pomyślałem, że encyklopedyczna forma książki to pomysł równie kiepski, co tłumaczenie w niej, czym jest ofsajd. A potem wciągnąłem się na całego.

01.06.2021
17:42
Języki futbolu, Tom Williams
REKLAMA

Pamiętam, jak lata temu w moim gimnazjum odbywał się próbny egzamin dla trzecioklasistów. Motywem przewodnim z testu matematycznego były piłkarskie mistrzostwa świata - akurat zbliżał się mundial - a wyniki części z zadań miały wskazywać mistrzów globu z poszczególnych lat. Z matematyki byłem kiepski, ale z piłki nożnej doskonały, nie rozwiązywałem więc zadań, tylko wpisywałem z głowy gotowe odpowiedzi. 1990? Mistrzem zostali Włosi. 1930? Urugwaj. I tak dalej.

REKLAMA

Skończyło się tym, że zostałem odpytany przez nauczycielkę ze wszystkich mistrzów po kolei i… wszystkich ich wymieniłem. Wtedy padło sakramentalne pytanie, po którym nauczycielkę uznałem za ograniczoną: - Kuba, ile czasu się tego uczyłeś?

Ale po co w ogóle o tym wszystkim? Bo taki popis wiedzy wynikał nie z nauki, a z pasji. I dlatego, że książka „Języki futbolu” jest doskonałą pozycją właśnie dla takich pasjonatów, nie wspominając już o piłkarskich neofitach. Jedni i drudzy mogą się z niej dowiedzieć bardzo dużo.

Już tytuł wiele wskazuje. To że wiemy, co to ofsajd czy siata, nie znaczy, że wiemy, co to cenerentola, show pony czy mreżiczka. A właśnie takiej wiedzy na kartkach tej książki jest mnóstwo. Mnie na przykład zaskoczyło, że nie wiedziałem, jaka jest geneza terminu „antyfutbol”. Owszem, używało się go wobec Chelsea Londyn w pierwszej dekadzie XXI wieku i owszem, używa się go generalnie wobec drużyn, które jako ostatni z celów mają strzelanie jakichkolwiek goli czy popisy pięknej gry. A tu okazuje się, że sprawa sięga lat 60. ubiegłego wieku i to jeszcze mojej ukochanej Argentyny!

Tej, która od dekad czaruje technicznym stylem, finezją wielopoziomowych akcji i dryblingami przez pół boiska. No, to się srogo zaskoczyłem. To w Argentynie powstał termin antyfutbol - po tym, jak piłkarze Estudiantes La Plata wychodzili na boisko z pinezkami, którymi kaleczyli rywali. Ich brutalność urosła do tego stopnia, że europejskie drużyny nie chciały jeździć do Ameryki Południowej na mecze - w ten sposób upadła idea walki o Puchar Interkontynentalny.

Nie miałem o tym pojęcia, a terminem „antyfutbol” szafuję wobec każdego, kto kaleczy piłkę.

Albo taka rovesciata - to z kolei z włoskiego języka futbolu. Jest niczym innym, jak uderzeniem przewrotką, ale… we własnym polu karnym. Gracz drużyny broniącej wybija w ten sposób piłkę i ratuje ją przed utratą gola. Najczęściej w ten sposób bronił bramki Carlo Parola i to jego zdjęcie stało się kultowe i wygląda do dziś niczym wycięte z futbolowego podręcznika.

 class="wp-image-1730182"
Carlo Parola (fot. Corrado Banchi)

Problematyczna forma książki, która na początku wydawała mi się niekomfortowa, okazała się całkiem dobrym pomysłem.

„Języki futbolu” to nie jest powieść sportowa. To faktycznie encyklopedia napisana w miarę zgodnie z jej zasadami.

Książka podzielona jest na kontynenty, a te na kraje. Wiele państw ma bowiem własne powiedzonka i określenia na konkretne zagrania. Każdy taki termin to osobny wpis w tej „encyklopedii”. Nie są to jednak na szczęście sztywne wpisy faktycznie stosowane przez naukowców. Tom Williams, autor książki, opowiada o genezie poszczególnych terminów tak, jakby pisał normalny artykuł prasowy - czyta się więc lekko, przyjemnie i oczywiście z zainteresowaniem.

Taka forma książki sprawia też, że nie trzeba jej czytać ani od początku do końca, ani w ogóle na raz. Można otworzyć na dowolnej stronie i dowiedzieć się czegoś nowego na temat swej ulubionej dyscypliny. Ja zresztą sam tak robiłem. Najpierw zacząłem czytać jak klasyczną książkę, a mniej więcej w połowie zacząłem sobie po prostu skakać po stronach.

REKLAMA

I co strona, to byłem nieco zawstydzony, że czegoś nie wiem. I może nie zszokowany, ale nieco zaskoczony, jak futbol i jego język jest bogaty. Znów uświadomiłem sobie o potędze tego sportu, który dla setek milionów ludzi na świecie jest niczym religia. Przypomniałem sobie, jak 15 lat temu sam byłem na mundialu w Niemczech i z kibicami z całego świata świętowaliśmy to wielkie dla wszystkich wydarzenie.

Fajnie byłoby wtedy popisać się jakimś zwrotem piłkarskim w ich języku. Niestety, „Języków futbolu” wtedy jeszcze nie było. Na szczęście teraz lada moment mają ujrzeć światło dzienne w języku polskim. Warto się z tą książką zapoznać. Szczególnie, że za kilka dni rozpoczynają się piłkarskie mistrzostwa Europy. Tym razem będzie więc można się popisać znajomością zagranicznych zwrotów.

*Tekst powstał we współpracy z Grupą Wydawniczą Foksal.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA