Gdybym nie poszedł na „Jokera" od razu po premierze, wiele bym stracił. Czy warto odwlekać wyjście do kina?
W gruncie rzeczy udało się utrzymać niepisaną tradycję wszelkiego filmowego fenomenu. Najpierw pojawiły się pierwsze doniesienia, szał, ekscytacja i nieodzowne głosy, że to już było i było lepsze oraz oczywiście nieśmiałe westchnienia pełnego nadziei zadowolenia.
![joker kiedy isc do kina](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fsplay%2F2019%2F10%2Fjoker-czy-warto-do-kina.jpg&w=1200&q=75)
Potem puchnący balon marketingowy: nagrody w konkursach, ochy i achy krytyków. Wszystko to podgrzewane przez media, te sugestie, że nadchodzą incele, że FBI szykuje się na najgorsze działały na wyobraźnię. Potem premiera i zrobiło się jakby spokojniej. Przez chwilę. Bo potem recenzje i silne kontry w komentarzach.
To tak jak z „Klerem”. Gdy pojawiły się na Rozrywka.blog recenzje filmu, pod pozytywną krytykowano nas, bo wiadomo - atak na kościół, a pod tą umiarkowanie entuzjastyczną za to, że mamy oczy zamknięte i nie widzimy niegodziwości.
I bez tego napięcia w dyskusjach, krytyki w komentarzach pod tekstami i filmami w serwisie YouTube, premiery nie można uznać za udaną. „Joker” zaliczył wszystkie te etapy.
I nawet seans o 22:00 w niedzielę (chociaż film ruszył ponad kwadrans później), w sali pełnej ludzi – a więc statystycznie nie powinno mnie dziwić, że znalazł się ktoś śmiejący się w nieprzyzwoicie niewłaściwych momentach – nie popsuł mi przyjemności z filmu. A raczej przyjemności z uczestniczenia, bo chociaż nowego „Jokera” szanuję, to znacznie ciekawsze jest to, co się po nim dzieje.
Nie ma przecież większego znaczenia, co film chce powiedzieć. Ważne jest to, jak go odbierzemy.
A odbiór zwykle kształtowany jest, zanim obraz trafi do kin - gdy recenzenci są już po seansie i mogą kłaść pierwsze argumenty pod dyskusję - i chwilę po premierze, chociaż to już zależy od zasięgu filmu. Ale aby uczestniczyć w tej dyskusji, móc ją przynajmniej częściowo kształtować, do kina trzeba iść jak najwcześniej. Idealny jest pierwszy weekend, co jasne. Im później, tym większa szansa, że szał minie.
![Oscar Green Book class="wp-image-257977"](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fsplay%2F2019%2F02%2Foscar-green-book-kontrowersje.jpg&w=1200&q=75)
Doskonale pamiętam swoje oburzenie, gdy poszedłem na nagrodzony Oscarem „Green book”. Było dużo po premierze, a film dogorywał już w kinach. Ostatnie seanse o dziwnych godzinach, kasjer, który patrzy z zaniepokojeniem i lekką pogardą. Ale przynajmniej sala pusta. A to miła odmiana w kinie masowego rażenia, do którego, żeby się dostać, trzeba przebić się przez głośną o każdej porze galerię handlową. A na sali miła cisza, brak popcornu. Spokój. Tyle tylko, że seans odbył się tak długo po premierze. Nie byłem w stanie przekonywać, że to w gruncie rzeczy film nudny, powtarzalny, melodramatyczny do tego stopnia, że wyciskał łzy rozczarowania - a nie byłem, bo wtedy nikogo już to nie obchodziło.
Potrzeba pustej sali wbrew pozorom nie jest jednak objawem tendencji aspołecznych.
Bo chociaż na „Smoleńsku” podniecone szepty chłopaka na jednej z pierwszych randek, mówiącego: patrz, zaraz zobaczysz, co się stanie i jej zamyślone spojrzenie były przynajmniej słodko-gorzkie. Tak kolejny obleśny i śliski żart Silvio Berlusconiego w filmie „Oni” kwitowany wybuchem równie jednoznacznego śmiechu nie tyle przeszkadzał w seansie, co rozbudzał autorytarne fantazje o ograniczeniu dostępu do filmów dla osób mniej dojrzałych emocjonalnie.
![Arthur fleck kim jest joker class="wp-image-332246"](/_next/image?url=https%3A%2F%2Focs-pl.oktawave.com%2Fv1%2FAUTH_2887234e-384a-4873-8bc5-405211db13a2%2Fsplay%2F2019%2F10%2Fjoker-kim-jest.jpg&w=1200&q=75)
Przy tak dużej liczbie kinowych premier, zwłaszcza w gorących okresach, jak ten oscarowy czy wakacje wypakowane po brzegi filmami akcji, nie sposób włączać się we wszystko, co oferuje nam Hollywood i przyległości. Nie potrafię sobie jednak odmówić przyjemności w dyskusji, jeśli widzę, że film grzeje widzów, irytuje krytyków, a do tego jeszcze unosi się nad nim zapach skandalu. Można pewnie przewrotnie powiedzieć, że to owczy pęd i koniunkturalizm, że lepszy komfort niż ślepe podążanie za popularnymi trendami.
Gdy jednak mam wybierać między komfortem, nieprzyzwoitym poczuciem, że salę kinową mam tylko dla siebie, że nikt nie zapali e-papierosa (tak było na „Ostatnim Jedi”, na „Przebudzeniu Mocy” ktoś próbował na siedzeniu obok mnie pykać fajkę - świat idzie do przodu), to chyba jednak wolę oglądanie stadne. Nie z miłości do ludzi, ich obecności, ale sympatii do dyskusji i wymiany poglądów. Bo ostatecznie to po filmie zostaje we mnie najdłużej.