„Joker” nie ma szans na Oscary, bo członkowie Akademii boją się go obejrzeć? Wielu mówi to otwarcie
Wbrew początkowym obawom o finansowy potencjał, „Joker” wziął światowe kina szturmem. Produkcji pomogła główna nagroda zdobyta w Wenecji, a według wielu osób film jest też jednym z faworytów walki o Oscary. Członkowie Akademii to jednak nietypowa grupa. A ich reakcje na „Jokera” mogą zaszokować.
Weekend otwarcia okazał się dla „Jokera” olbrzymim sukcesem. Dzieło Todda Phillipsa zarobiło na całym świecie 236 milionów dolarów (to jeden z najlepszych wyników filmu z kategorią R), przyciągając przed ekrany zarówno fanów superbohaterskich opowieści, jak i wielbicieli dobrego kina. Wydaje się, że obejrzeć produkcję mógłby nawet Martin Scorsese - znany przeciwnik komiksowych adaptacji - choćby po to, żeby zobaczyć nawiązania do swoich najlepszych filmów.
Triumfy artystyczne i finansowa gratyfikacja według wielu krytyków i widzów otworzyły przed „Jokerem” drzwi do nominacji oscarowych. W teorii wydaje się to absolutnie słuszną hipotezą, co potwierdzi każdy, kto miał okazję śledzić popisy Joaquina Phoeniksa i sprawną reżyserię Todda Phillipsa. Rzeczywistość Amerykańskiej Akademii Filmowej jest jednak zupełnie inna od tej, którą przeciętni widzowie żyją na co dzień. Potwierdzają to wypowiedzi kilkudziesięciu członków decydujących o przyznaniu Oscarów, których udzielili portalowi Hollywood Reporter.
Akademicy krytykują przemoc, nihilizm, brak subtelności, komiksowość i często przyznają, że filmu nie mają zamiaru obejrzeć. „Joker” zyskuje za to pochwały ich dzieci i asystentów.
W swojej recenzji produkcji Todda Phillipsa zdecydowanie sprzeciwiałem się oskarżaniu „Jokera” o nihilizm. Jak widać przedstawiciele amerykańskiego przemysłu filmowego mają równie duże problemy ze zrozumieniem tego terminu co polscy politycy. Tylko dlatego, że nie zgadzamy się z przesłaniem i estetyką danego dzieła, nie oznacza, że jest ono nihilistyczne. Szczyt niezamierzonej ironii przekroczyła pewna przedstawicielka departamentu PR-u i marketingu, która powiedziała portalowi, że pójdzie trzy razy zobaczyć film „Downton Abbey”, żeby zrobić sobie detoks po mrocznym „Jokerze”. To bardzo ciekawe, że produkcja zrobiona tylko po to, żeby wyciągnąć jeszcze trochę pieniędzy od fanów serialu ma być ratunkiem przed rzekomym nihilizmem innego filmu. Absurdalnych wypowiedzi jest jednak więcej:
Nie brakuje też członków Akademii, którzy na film nie poszli, bo za bardzo się boją.
Po części chodzi o obawę przed ewentualnym atakiem podczas seansu (sprawą w pewnym momencie zainteresowało się wojsko), a po części ze względu na rzekomo ohydną i niemoralną ultra przemoc pokazaną w filmie. Większość krytyków, którzy widzieli „Jokera” oczywiście nie widzi szans, żeby produkcja DC i Warner Bros. miała stać się symbolem trolli i prowokacją do popełniania zbrodni. A samym brutalnych aktów przemocy jest w dziele Phillipsa zdecydowanie mniej niż w każdym przeciętnym filmie akcji. Ale dla amerykańskich filmowców ważniejsze jest odgrywanie przeciwnika przemocy z bronią palną niż faktycznie przyjrzenie się przesłaniu filmu.
Oczywiście nie brakuje też głosów chwalących grę Joaquina Phoeniksa, jakość filmu oraz zapowiedzi zainteresowanych osób, które nie mogą się doczekać zobaczenia go w kinach. Rzecz w tym, że walka o Oscary wymaga zdobycia jak najszerszego poparcia, bo każdy głos liczy się równie mocno. A akurat w najważniejszych kategoriach głosują wszyscy i wcale nie przejmują się faktem, że z nominowanych produkcji zobaczyli jedną lub dwie. Powody wybierania jednej produkcji nad drugą bywają zresztą absolutnie dziwaczne (Oscary dla animacji przeważnie zależą od gustu dzieci głosujących). Dlatego nawet zauważalna mniejszość może pozbawić „Jokera” jakichkolwiek szans na nagrody w sezonie oscarowym.
- Czytaj także: Sukces „Jokera” stanowi ostateczne potwierdzenie o konieczności restartu filmowego uniwersum DC? Sprawdźcie opinię Piotra Grabca na ten właśnie temat.