REKLAMA

Wajda to reżyser starej daty sztywno zapatrzony w Polskę. Przez całą swoją filmową karierę co i rusz wpajał nam patriotyczne ideały, ekranizując przepełnione patosem utwory literackie o Polsce i o tym, jak zły był komunizm (który de facto komunizmem w zasadzie nie był). I jak bardzo Polska przez to wszystko ucierpiała. I nawet dostał prestiżowego Oskara za całokształt twórczości. I dostał też inne prestiżowe nagrody filmowe, które oddał instytutom, szkołom filmowym lub muzeom. Wielki człowiek.

Rozrywka Blog
REKLAMA

I po raz kolejny Wajda nagrywa film, na który szturmem zagania się młodzież od gimnazjum wzwyż, a która to młodzież o Katyniu nie ma zielonego pojęcia. Pewnie przy okazji powstania filmu niektórym z Was wpadły w ręce czarno-białe broszury, a niektórzy nauczyciele od języka polskiego i historii poświęcili kilka lekcji, aby powiedzieć o tym, jak wielkim reżyserem jest Wajda i jak ważny nakręcił film. I niektórzy z nas zapewne zauważyli nawet billboardy z napisem "Pamiętam. Katyń 1940".

REKLAMA

I wierzcie mi, nie zamierzam w żadnym stopniu bagatelizować sprawy zbrodni katyńskiej, nie zamierzam rzucić teraz lakonicznego "było, minęło". Nasuwa mi się na język wulgarne słowo, które zaczyna się na "skur" a kończy na "o", jednak nawet to nie oddałoby ogromu zbrodni jakiej dopuścili się wówczas Sowieci. I nawet chciałbym oddać Wam do rąk recenzję filmu, gdzie - poruszony - pisałbym, jak dogłębnie trzeba przeanalizować ten film i jak bardzo mną wstrząsnął. Ale nie wstrząsnął. I wybaczcie mi, czytelnicy starej daty, jeśli takowi Playback czytają, ale recenzję tę napiszę z własnego punktu widzenia. A punkt ten jest mocno subiektywny.

Bo z bardzo dużym dystansem traktuję polskie kino. I darzę nawet pewnym szacunkiem Wajdę, jednakże denerwuje mnie, jak bardzo ograniczony i zapatrzony w Polskę jest ten człowiek. Pełnym szacunkiem darzę Romana Polańskiego, ale nie Wajdę. Polskie kino kojarzy mi się głównie z zacofaniem technicznym, dramatami i kiepskimi komediami pełnymi dialogów przepełnionych słowami na k, p i ch oraz reżyserami, którzy chcieliby, a nie mogą bądź nie potrafią. No i z Andrzejem Wajdą.

Ale przejdźmy może do właściwego filmu. Czymże jest Katyń dla mnie - młodego, 18-latka? Kogoś urodzonego w pokoleniu, o którym mówi się, że zanika w nim świadomość narodowa, o tym, że nie zdaje sobie sprawy, jak wiele przecierpieć musieli nasi dziadkowie, pradziadkowie, a nawet prapradziadkowie, abym miał to, co mam. Ale poza tym należę też do "pokolenia tysiąca złotych", bo Polska od czasów komunizmu, drugiej czy pierwszej nawet wojny światowej, albo może nawet od czasów rozbiorów nie może się pozbierać i nawet nie mam kogo za to winić. I pozostaje tylko żal i obawa, że pomimo ukończonych studiów i daleko idących ambicji będę zmuszony pracować w McDonaldzie, a Wajda być może nakręci jeszcze jeden film o pokrzywdzonej Polsce sprzed 50 lat.

Przede wszystkim bardzo chciałbym, aby filmy reżysera o takiej randze - zdobywcy Oscara - jak najlepiej Polskę eksponowały, a nie śmierdziały Polską. Bo Katyń śmierdzi Polską jak każdy mniej lub bardziej udany polski film. I tylko nazwisko wybitnego reżysera i temat, jaki porusza, czynią go czymś więcej niż kolejnym filmem. Oto bowiem dzieło wypchane po brzegi postaciami, które sprzeciwiają się władzy mimo niebezpieczeństwa i strachu. Zbrodnia katyńska próbowała być dobrze przez Sowietów zakamuflowana. Związek Radziecki zwalał winę na Niemców, Niemcy zaś kombinowali, jak najlepiej zbrodnię popełnioną przez Sowietów wykorzystać.

Najnowszy film Andrzeja Wajdy nie skupia się jako tako na zbrodni katyńskiej samej w sobie, ale na rodzinach jej ofiar. Bo to były żony, matki i dzieci. I te żony, matki i dzieci z podniesionym czołem krzyczały wrogom w twarz. I tylko jeden z bohaterów "płynie z prądem", salutuje wrogom i robi wszystko, aby przeżyć. Ale jakim byłby on bohaterem, gdyby i w nim coś nie pękło, gdyby i jego nie naszła refleksja i wyrzuty sumienia i gdyby i on nie zaczął narażać swego życia w imię godności i honoru! Może faktycznie brak mi świadomości narodowej i patriotycznego ducha, bo czy jest coś złego w tym, że człowiek, który cudem zresztą uratował się od śmierci, robi wszystko, aby przeżyć?

I pozwolę sobie również ocenić stronę techniczno-realizacyjną filmu, bo to przede wszystkim od tej strony Katyń śmierdzi Polską. Nie fabułą i kolejną próbą uwypuklenia cierpienia Polski, ale właśnie stroną realizacyjną. Przede wszystkim poraziło mnie kiepskie aktorstwo. Pierwsze dialogi usłyszane w filmie po prostu rażą swą sztucznością, są sztywne i drętwe, pomimo faktu, że w obsadzie znalazły się nazwiska z pierwszych stron gazet, takie jak Żmijewski i Małaszyński. Nie popisała się również Maja Ostaszewska, która co i rusz spoglądała zamglonym wzrokiem to w prawo, to w lewo, używając wyćwiczonych w serialu Na dobre i na złe min. I roztrzęsiona, trzymana chyba na ramieniu kamera, której operatorzy pozostawiają wiele do życzenia, zwłaszcza w kwestii kadrowania.

REKLAMA

No i tyle. Jeśli podobnie jak ja masz niespełna 20 lat, możesz iść do kina. Nie spodziewaj się jednak niczego innego jak patriotycznego patosu zrealizowanego w iście polskim stylu. A potem wyjdziesz z kina wraz ze swym rozbudzonym patriotycznym duchem i poczuciem obycia się z prawdziwą sztuką filmową spod ręki wybitnego, jakże polskiego reżysera.

I tylko ostatnie sceny mordu polskich oficerów wstrząsają, bo i wstrząsać powinny. I chyba tylko te sceny podyktowane są nam, młodym widzom, abyśmy nareszcie uświadomieni użyli w stosunku do stalinowskich rządów wulgarnego słowa zaczynającego się na "skur" a kończącego na "o".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA