REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Nikt nie chce oglądać polskich filmów w kinach. Chyba rozumiem, skąd wziął się ten kryzys

Prezes sieci Helios zwraca w niedawnym wywiadzie uwagę na fakt, że kina odbijają się po pandemii, wolniej niż przewidywano. Takiego stanu rzeczy doszukuje się m.in. w odwrocie publiczności od polskich filmów. Czemu nie chcemy ich oglądać na wielkich ekranach? Chyba znam odpowiedź na to pytanie.

20.03.2023
15:29
kina polsk box office wyniki
REKLAMA

Chociaż na początku zeszłego roku w kinach obowiązywały jeszcze pandemiczne ograniczenia, był to pierwszy od 2019 rok, w którym mogły one działać bez przerwy z powodu pandemii COVID-19. Z tego właśnie powodu stały się barometrem nastrojów społeczności - wskazał, czy wciąż lubimy oglądać filmy na wielkim ekranie. Odpowiedź na to pytanie jest skomplikowana. Box office jasno jednak wskazuje, że odwróciliśmy się od rodzimego kina.

Był taki czas, że polskie filmy cieszyły się wielką popularnością wśród kinomanów. Chodziliśmy na nie jak szaleni. Rekordowym pod tym względem - według danych Box Office'owego Zawrotu Głowy - okazał się 2018 rok. Wtedy to bowiem na rodzime produkcje sprzedano niemal 19 mln. biletów. Czyli prawie 11 mln więcej niż w zeszłym roku.

Czytaj także:

REKLAMA

Dlaczego widzowie nie chcą oglądać polskiego kina?

Na pewno nie jest tak, że w zeszłym roku drastycznie spadła liczba pokazywanych w kinach polskich filmów. Ba, w wywiadzie dla Press, Tomasz Jagiełło - prezes sieci Helios i członek zarządu Agory - podaje, że było ich więcej niż rok temu! Jednakże jedyną rodzimą produkcją, która przed wielki ekran przyciągnęła ponad milion widzów były "Listy do M. 5". Dla porównania w 2018 roku takowych tytułów było aż 4, w tym "Kler" z ponad 5 mln sprzedanych biletów na koncie.

Listy do M. 5 - box office

Skoro odwrót od polskich produkcji nie wynika z powodów ilościowych, problem musi leżeć w jakości serwowanych nam filmów. Bingo! Wiele wskazuje na to, że jako publiczność zaczęliśmy więcej wymagać od rodzimych tytułów. Jeszcze kiedyś mogliśmy spoglądać na nie pobłażliwie: fajnie, że u nas coś się w ogóle robi, nie jest dobrze, ale ważne, że jest. Dzisiaj wygląda to już zupełnie inaczej. I to nie są przypuszczenia. Spójrzcie na wyniki filmopodobnych tworów Patryka Vegi.

Na "Niewidzialną wojnę" sprzedano mniej niż 50 tys. biletów. "Kobiety mafii 2" w sam weekend otwarcia obejrzało natomiast niemal 400 tys. widzów. Z czasem jednak zainteresowanie tytułami sygnowanymi nazwiskiem Patryka Vegi zaczęło spadać. Porażka jego autobiografii jest kropką nad "i" tego trendu. Samozwańczemu królowi polskiego box office'u korona z głowy z hukiem spadła więc na ziemię.

A przecież polski widzowie chcą dobrego, rodzimego kina rozrywkowego. Dlatego relatywnie tłumnie pobiegli do kin nie tylko na "Listy do M. 5", ale również "Johnny'ego". Biografia ks. Jana Kaczkowskiego przyciągnęła przed wielkie ekrany niemal milion widzów. Jak we wspomnianym wywiadzie mówi Tomasz Jagiełło, wśród polskich filmów zeszłego roku królowały produkcje "z niewielkimi budżetami, bez specjalnych ambicji, jeśli chodzi o tematykę i scenariusz". Widzowie wystawili im więc właściwe do ich poziomu recenzje.

Johnny - box office

Czytaj także:

Polscy widzowie wolą streaming?

Odwrót widzów od polskich produkcji jest częścią szerszego trendu. Bo widownia kinowa w Polsce w zeszłym roku - według obliczeń Heliosa - sięgnęła poziomu 42,8 mln. Tomasz Jagiełło twierdzi, że była mniej więcej taka sama jak w 2014 roku. Cofnęliśmy się więc o osiem lat. Jak mówi, prawie prawie 70-procentowy spadek popularności rodzimych produkcji w olbrzymiej części odpowiedzialny jest za takie właśnie osłabienie branży.

W przeciwieństwie do polskich tytułów hollywoodzkim produkcjom zdarzało się osiągnąć lepsze wyniki niż przed pandemią (przede wszystkim "Avatar: Istota wody" i "Top Gun: Maverick"). 30 proc. biletów, które utracił Helios to "repertuar średni, mniej popularny, z grup, w których część filmów trafiła na platformy streamingowe". Weźmy bowiem pod uwagę, że w przeciągu roku na rodzimym rynku VOD zadebiutowało trzech dużych graczy (HBO Max, Disney+, SkyShowtime).

Drapieżny rozwój streamingu z pewnością rozleniwił polskich widzów. W końcu jesteśmy przyzwyczajeni, że największe kinowe hity stosunkowo szybko trafiają na platformy VOD. Ten trend się odwraca i taki Disney czy Warner Bros. Discovery (HBO Max) okienko dystrybucyjne każdej swojej produkcji rozpatruje indywidualnie. Jeśli dany tytuł nie cieszy się zainteresowaniem na wielkich ekranach, zaraz pojawi się w internecie.

Kiedy kina odbiją się po pandemii?

REKLAMA

Chociaż jeszcze do niedawna zapowiadano, że kina dość szybko odbiją się po pandemii, przez nasze nowe przyzwyczajenia, przepowiednie te się nie sprawdzają. Hollywood walczy z branżą streamingową, zwiększając budżety swoich produkcji, co daje wymierny efekt, ale do tego pożądanego jeszcze daleko. Mimo to Tomasz Jagiełło z optymizmem spogląda w przyszłość, bo przecież to premiery na wielkich ekranach wciąż przynoszą największe zyski.

Prezes Heliosa spodziewa się, że w tym roku sprzedaż biletów będzie większa niż w zeszłym. Ma bowiem sięgnąć 50 mln. Zanotujemy więc tendencję zwyżkową. No chyba że producenci, szczególnie polscy, będą upierać się, aby serwować nam kolejne gnioty.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA