Figle i występki widzów, czyli musicie przestać to robić
Niedawna przypadkowa rozmowa z pracownikiem multipleksu utwierdziła mnie w przekonaniu, że pewne rzeczy się nie zmieniają - na przykład dziwaczne zachowania i frustrujące nawyki widzów, którzy nie potrafią się zachować na sali kinowej. Gdy wiele lat temu sam pracowałem w tzw. obsłudze widza, byłem świadkiem sytuacji kuriozalnych, niedorzecznych i zwyczajnie paskudnych. Nie róbcie tego.
Choć sam niedawno pisałem, że z kilku powodów cenię sobie niektóre seanse w multipleksach bardziej, niż pokazy w kinach studyjnych, nie mogę zaprzeczyć, że to w tych pierwszych zdecydowanie łatwiej zetknąć się z widzami, którym obce są fundamentalne zasady kultury. Tak to już jest - duże kina to większy przekrój klientów, a ci czasem zdają się zapominać, że ogromna sala, brak świateł i potężne głośniki to za mało, by zamaskować pewne zachowania. W związku z tym zapewne każdy z was choć raz doświadczył podobnej sytuacji: gasną światła, zwiastuny dobiegają końca, rozpoczyna się seans, otwierasz swoją zimną Pepsi i pssst… czas na film! Wtem klimat i skupienie zostają rozproszone - sąsiad z rzędu wyżej teatralnym szeptem komentuje każdą scenę, nastolatki z dołu co chwila błyskają ekranami smartfonów, pan po prawej nie raczył wyciszyć dzwonka, a telefon dzwoni... I tak dalej.
A to przecież zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Musicie z tym skończyć, czyli wspomnienia z obsługi widza
Przed laty, w czasach edukacji, dorabiałem sobie w jednym z multipleksów w moim rodzinnym mieście. Darmowe seanse i zniżki na szamkę w barze były tym, co trzymało mnie w tej pracy - stawki nie były bowiem, delikatnie pisząc, zbyt wysokie (choć i praca nie należała to wymagających). Moje zadania były dość proste - co wtorek odebrać towar, a poza tym sprawdzać bilety, zwracać uwagę, by do środka nie wnoszono jedzenia "z zewnątrz" oraz posprzątać salę kinową po seansie. Pierwsze trzy zadania to pikuś (oczywiście z wnoszeniem jedzenia czy napojów skrytych w torbach i kieszeniach nic nie mogliśmy zrobić), za to ostatnie bywało... problematyczne. Widzowie zostawiali po sobie nie tylko syf, lecz także różne dziwne przedmioty. Poza rozsypanym popcornem, rozlanymi napojami i opakowaniami czy butelkami po przemyconych produktach - czyli standardem - zdarzało nam się znaleźć:
- klasyki typu klucze, telefony, portfele, karty do bankomatu
- ciężki futrzany płaszcz w panterkę
- zielonego ogórka (w całości)
- nóż motylkowy
- talerz z Ikei
- zwiniętą w rulon gazetę sprzed kilku lat
- bieliznę
- torebeczki z pozostałościami (prawdopodobnie) substancji psychoaktywnych.
Brzmi niedorzecznie, ale prawda jest taka, że goście multipleksów niepokojąco często traktują salę kinową jak śmietnik, nie poczuwając się do sprzątnięcia po sobie nadmiarowego bałaganu - tu mam przede wszystkim na myśli popcorn i nachosy porozsypywane tak, jak gdyby ktoś zrobił to celowo, a nie przypadkiem upuścił kilka ziarenek. Być może to kwestia tego, że wychowano mnie tak, że zostawiając po sobie takie pobojowisko odczuwałbym głęboki wstyd, a niektórzy wychodzą z założenia, że skoro jest tu obsługa, to niech ma coś do roboty - tak czy owak nie da się ukryć, że klienci studyjniaków raczej nie pozostawiają po sobie resztek jedzenia, papierków i wtartych w siedzenie gum do żucia. Przynajmniej nie z taką częstotliwością.
Nie wiem, z czego to wynika, ale z całą pewnością rujnuje komfortowy seans tym widzom, którym naprawdę zależy na wczuciu się w oglądaną produkcję. Wchodząc na salę tuż przed zakończeniem filmu, czekając w mroku niedaleko wejścia, częściej niż podczas własnych seansów byłem świadkiem wymykających się moim zdolnościom pojmowania rzeczywistości sposobów zakłócania i uprzykrzania innym wizyty w kinie.
Głośne rozmowy z towarzystwem. Głośne rozmowy przez telefon. Niewyłączone dzwonki. Zabawa telefonem z maksymalnie rozjaśnionym wyświetlaczem. Komentowanie każdej sceny szeptem, który jest na tyle głośny, że i tak wszyscy wokół go słyszą. Ciskanie w innych jedzeniem (najczęściej popcornem). Spożywanie nadmiernych ilości alkoholu, co skutkuje - jakżeby inaczej - głośnym i nieznośnym zachowaniem. Oddawanie się romansowaniu w sposób nieco zbyt intensywny i hałaśliwy. Siorbanie i mlaskanie. Docieranie na seans kwadrans po rozpoczęciu filmu - poszukiwania swojego miejsca w ciemnościach skutkuje przepychankami, wylaniem napoju, rozsypaniem popcornu, frustracją tych, którym zasłonięto obraz czy kłótnią o fotel.
Przestańcie. Skończcie. Nie róbcie tego. Nauczcie się współegzystować z innymi. Nie uprzykrzajcie innym życia. Nie psujcie zabawy. Nie dorzucajcie niepotrzebnej pracy. Idźcie do kina i cieszcie się filmem - w ciszy, kulturze, bez zakłócaczy. Jeśli chcecie się napić i coś przegryźć, zróbcie to po cichu i starając się nie napaskudzić. Da się.
Kino to sztuka, kultura i pierwszorzędna rozrywka. Zasługuje na coś więcej.
Zdjęcie główne: Shutterstock/Stock-Asso