Tęsknię za filmami przygodowymi w starym stylu. Takich tytułów jak "Mumia" już nie robią
Nie ma już takich bohaterów jak Indiana Jones, czy Rick O'Connell z "Mumii". Od dłuższego czasu fani filmów przygodowych muszą obchodzić się smakiem, albo zadowolić wyjątkiem potwierdzającym regułę. Niedługo może się to jednak zmienić.
Dołącz do Disney+ z tego linku i zacznij oglądać głośne filmy i seriale.
Ja wiem, że hasło "kiedyś to były filmy" brzmi jak zrzędzenie starego dziada, któremu nostalgia padła na mózg. Ale nie sposób inaczej ująć obecnego stanu kina przygodowego. Coś tam co prawda cały czas dostajemy, ale takich emocji jak przed laty nie możemy się spodziewać. A przecież chciałoby się podróżować po świecie w poszukiwaniu artefaktów z Indianą Jonesem, czy wraz z Rickiem O'Connellem walczyć z tytułową "Mumią".
No dobra. Wiemy już, że Indiana Jones jeszcze powróci. Podobnie może stać się z Rickiem O'Connelem. Grający go Brendan Fraser zapowiedział już, że jest zainteresowany ponownym wcieleniem się w słynnego poszukiwacza skarbów. Jak jednak sam już przyznał, twórcy musieliby zgłosić się do niego z właściwą koncepcją. A tej, no cóż, w przypadku kina przygodowego w ostatnich latach jest jak na lekarstwo.
Brendan Fraser otwarty na powrót kina przygodowego
W wywiadze dla Veriety, Fraser stwierdził, że takie filmy jak "Mumia" z jego udziałem, nie są wcale takie proste do zrobienia. Swoją tezę poparł przykładem... "Mumii" z Tomem Cruise'em, w której według niego czegoś brakowało:
Fraser zwrócił swoją wypowiedzią uwagę na ciekawe zagadnienie. Filmów przygodowych się już praktycznie nie robi. Dostajemy głównie ochłapy znanej konwencji, ale zazwyczaj są one drugorzędne względem dominującej formuły gatunkowej. Przykładem może być MCU, bo i w "Kapitanie Ameryce: Pierwszym starciu" czy "Eternals" pobrzmiewają echa kina przygodowego, ale pierwsze skrzypce gra superbohaterszczyzna.
Inny problem współczesnego kina przygodowego można zauważyć w nie tak dawnym "Zaginionym mieście". Niby wszystko się zgadza. Para bohaterów nie może się dogadać, jest humor, pełno atrakcji i nawet ironicznie demoniczny Daniel Radcliffe. Na pierwszy plan wysuwa się jednak konwencja komedii romantycznej. Chociaż seans jest całkiem przyjemny, do emocji zapewnianych przez "Miłość, szmaragd i krokodyl" sporo jeszcze brakuje.
W kinie przygodowym jest za dużo ironii, a za mało przygody
Problemem filmów z tak dużą ilością elementów kina przygodowego jak "Zaginione miasto", jest wyśmiewanie znanej nam konwencji. Oczywiście, żyjemy w czasach, gdzie bez dozy ironii w X muzie się nie obejdzie. Dobrze wie o tym Dwayne "The Rock" Johnson, który swoją markę zbudował na kontraście między umięśnioną sylwetką, a delikatnym usposobieniem granych bohaterów. Nawet w napędzanych absurdalną akcją "Szybkich i wściekłych" musi pojawić się scena, pokazująca go jako trenera szkolnej drużyny dziecka. Podobnie w nowych odsłonach "Jumanji" - niby jest dr. Bravestonem, ale w głębi serca pozostaje najbardziej geekowatym dzieciakiem w szkole.
We współczesnym kinie przygodowym problematyczny nie jest sam humor, tylko sposób jego wplatania. Widać w nim spore pokłady miłości do oryginalnej konwencji. Mówimy tu w końcu o pastiszach, tylko oryginalna formuła jest w nich aż nazbyt wyolbrzymiona, przez co nie wybrzmiewa z pełną mocą. Wyjątkiem od tej reguły w ostatnich latach była jedynie "Wyprawa do dżungli". Ten film oglądało się tak przyjemnie, bo nie nabijał się otwarcie z utartych klisz. Subwersji w nim nie brakuje. Jest ona jednak podana w oldschoolowym stylu - okazuje się subtelna i nie wyprzedza rollercoastera przygodowych atrakcji.
Podobnie jak z "Wyprawą do dżungli" mogło być ze zmierzającym na HBO Max "Uncharted". Wyszło to jednak płasko. Kino przygodowe zostało sprowadzone do poziomu bezmyślnego blockbustera. Bardziej niż którąś część przygód Indiany Jonesa przypomina film Marvela. Może jednak wyjść z tego coś dobrego. Sam fakt, że ta produkcja powstawała, oznacza bowiem budzenie się Hollywood z gatunkowego letargu.
Powrót kina przygodowego na salony już blisko?
Gatunki filmowe mają to do siebie, że gdy ich formuła się wyczerpie, znikają z kin, stają się domeną, kiedyś telewizji, dzisiaj streamingu. Po jakimś czasie wracają jednak na wielkie ekrany w odświeżonej wersji. W przypadku kina przygodowego nowa odsłona konwencji jeszcze się porządnie nie uklepała. Na horyzoncie widać już jednak światełko w tunelu.
"Indiana Jones 5" zapewne okaże się kasowym sukcesem. Biorąc pod uwagę, że Fraser jest gotowy na powrót do roli O'Connela, a requele czy też nostalgiczne sequele cieszą się dzisiaj niesamowitą popularnością, nowa "Mumia" może rzeczywiście powstać. O ile wszystko tutaj zadziała, jak trzeba, Hollywood będzie dzięki temu chętniej eksploatować formułę kina przygodowego. I oby tak się stało. Bo nasze bicze i kapelusze kurzą się na strychu zdecydowanie zbyt długo.