Smarzowski uderza z wielką siłą w splot słoneczny moralności. Kler wzbudzi potężne emocje
Kler to najprawdopodobniej najbardziej kontrowersyjny film ostatnich kilku lat. Nie może być inaczej, gdy za temat grzechów Kościoła katolickiego bierze się Wojciech Smarzowski. A na szczęście robi to z ogromną wprawą w budowaniu emocji.
OCENA
Wojciech Smarzowski to reżyser pełen tak zalet, jak i niekiedy trudnych do przełknięcia wad. Jego filmy są na wskroś polskie, dlatego mimo uznania w kraju, nie odniosły sukcesów za granicą. Pod tym względem znacznie lepiej radzą sobie choćby dzieła Małgorzaty Szumowskiej i Pawła Pawlikowskiego.
Dzieła Smarzowskiego przedstawiają również w większości bardzo negatywny i czarny obraz rzeczywistości. Takie nagromadzenie grzechów, wad i złych emocji sprawia, że jego filmy nieraz ciężko się ogląda. Zwłaszcza, że w pewnym momencie doszło do częściowego przesytu estetyką polskiego reżysera.
Ostatnimi czasy filmy Smarzowskiego nie stały na najwyższym poziomie.
Wołyń, Drogówka, a przede wszystkim Pod Mocnym Aniołem częściej wzbudzały frustrację i zmęczenie widzów niż uderzały w głęboko skrywane emocje. A przecież Smarzowski wielokrotnie wcześniej udowadniał, że potrafi to robić. Nie bez powodu uznano go za najważniejszego komentatora ciemnej strony polskiej rzeczywistości. Ostatnio w krótkim filmie Ksiądz.
Najnowsze dzieło Smarzowskiego na pierwszych opublikowanych trailerach sprawiało wrażenie kolejnego filmu w tym samym klimacie, co poprzednie. Na szczęście ten trop był mylny. Autor Róży i Wesela nie porzuca w Klerze swojego stylu, ale do pewnego stopnia szuka nowych środków wyrazu i nieco inaczej gra na emocjach. Z dobrym skutkiem.
Kler jest powrotem reżysera do dobrej formy.
Fabuła filmu toczy się wokół losów trzech księży, którzy cudem (i dzięki trzeźwej interwencji jednego z nich) przeżyli morderczy pożar. Kukuła, Trybus i Lisowski spotykają się w każdą rocznicę wydarzenia, by uczcić swoje przeżycie, choć w rzeczywistości nic ich nie łączy. Służą na różnych szczeblach hierarchii i mają odmienne problemy.
Trybus to alkoholik, który nawiązał romans z jedną ze swoich parafianek. Kukuła zostaje oskarżony przez lokalnych mieszkańców o pedofilię, a Lisowski służy arcybiskupowi Mordowiczowi, by zdobyć wymarzone przeniesienie do Rzymu. To właśnie postać Mordowicza (grany przez Janusza Gajosa) wzbudzała pierwotnie moje największe obawy. Arcybiskup jawił się w zwiastunach jako hiperbolizowana do granic możliwości karykatura polskiego duchownego.
I niestety w dużej mierze tym właśnie została w filmie. Jeżeli nie odrzuca swoją sztucznością, to tylko dzięki aktorskiemu kunsztowi Gajosa. Pozostali bohaterowie robią znacznie lepsze wrażenie. Każdy z trójki księży ma skomplikowany i rozbudowany o bogate szczegóły charakter.
Kler przedstawia pasjonującą i zaskakująco wyważoną historię.
Nie ma co się oszukiwać - Kościół katolicki obrywa w Klerze z wielu różnych stron. W ogromnej większości są to jednak ataki (moim zdaniem) w pełni zasłużone, ale co najważniejsze, przeprowadzone z szacunkiem do wiary. Nowy film Smarzowskiego nie kpi z idei boga i tego, że może ona uczynić ludzi lepszymi. Ale zauważa też trzeźwo, iż wcale nie musi.
To rozsądne rozgraniczenie, w połączeniu z innym nastawieniem reżysera do stylu narracji daje dobre efekty. Smarzowski znacznie subtelniej operuje w Klerze emocjami. Potrafi być cichy i uważny w obserwowaniu zarówno dobra, jak i zła. Ale też wciąż jest mistrzem uderzania z przepotężną siłą w splot słoneczny moralności. Kilka scen w jego nowym filmie (jak choćby finał) to najmocniejsze kino w dorobku reżysera, przynajmniej od czasu Domu złego.
Kler nie jest filmem idealnym. Nie wszystkim przypadną do gustu te mniej gustowne żarty z Kościoła. Niektóre bardziej poboczne wątki wydają się też dodane nieco na siłę. To jednak absolutnie krok w dobrą stronę i najlepszy film Smarzowskiego od wielu lat.