REKLAMA

Kolor skóry wciąż ma znaczenie? Aktorzy vs nasze wyobrażenie o postaciach, w które się wcielają

Kolejne wieści ze świata seriali, filmu i teatru uświadamiają nam dobitnie, że kolor skóry aktora może być przeszkodą, w mniemaniu widzów, by wcielić się w jakąś rolę. W grę wchodzą tradycja i historia, na którą powołują się internauci, czyli potencjalni odbiorcy treści. Ale nasze wyobrażenie o jakimś bohaterze lub bohaterce również potrafi być punktem zapalnym w tej sprawie. Tak jak stało się choćby wczoraj.

Kolor skóry wciąż ma znaczenie? Aktorzy vs nasze wyobrażenie o postaciach, w które się wcielają
REKLAMA
REKLAMA

Media obiegła informacja, że w VIII części osadzonej w uniwersum Harry'ego Pottera, "Harry Potter i Przeklęte Dziecko", Hermiona Granger, jedna z głównych postaci sagi, będzie... czarnoskóra. Do zagrania roli przyjaciółki Harry'ego Pottera i Rona Weasleya w sztuce teatralnej, która swoją premierę będzie mieć w Londynie, wybrano Nomę Dumezweni. To nie spodobało się niektórym fanom cyklu o Harry'm Potterze, a innych po prostu zdziwiło. Jak to, Hermiona ma być czarna? Nasze wyobrażenie o tej postaci silnie związane jest z osobą Emmy Watson, która wcieliła się w tę bohaterkę w każdym z ośmiu filmów, opowiadającym o przygodach chłopca, który przeżył i jego przyjaciołach. Mimo akceptacji takiego wyboru przez Joanne K. Rowling, autorkę książki o Harry'm Potterze, która - jak sama przyznaje - jest zachwycona czarną Hermioną, problem pozostaje. Rowling zwraca uwagę na istotna kwestię - informacja o kolorze skóry Hermiony Granger, nigdy nie padła.

Dlaczego więc z góry założyliśmy, że jest biała i dlaczego - co istotniejsze - przeszkadza nam, że nie jest?

Ta druga kwestia jest zgoła bardziej interesująca w tym przypadku. Przecież kolor skóry Hermiony nie ma żadnego znaczenia dla historii tej postaci, ani dla historii w ogóle. Rzecz dzieje się gdzieś we współczesności, w wymyślonym świecie. Czarna jak i biała Hermiona może czytać te same książki, może mieć taki sam sposób bycia, umiejętności, inteligencję. Może zakochać się w tych samych chłopcach. I tu dochodzimy do pierwszej części pytania. Założyliśmy, że jest biała z kilku powodów. Po pierwsze, Rowling w swoich książkach wspomina zwykle, jeśli ktoś jest czarnoskóry, jak stało się to w przypadku Lee Jordana, przyjaciela bliźniaków czy Angeliny Johnson, grającej z Harrym w quidditcha. Po drugie, jesteśmy pod wpływem filmowej Hermiony. A po trzecie, mamy tendencję do "wybielania". Kiedy myślimy o człowieku, mamy przed oczami zazwyczaj białego, heteroseksualnego mężczyznę. Rzadko w naszym wyobrażeniu pojawi się jakieś odstępstwo od tych wytycznych, czyli raczej w pierwszej kolejności nie pomyślimy o lesbijce Azjatce. Z tym jednak nie ma co walczyć.

Walczyć bowiem należy z uprzedzeniami. A te całkiem dobrze się mają, także w XXI wieku, który przecież ma być taki postępowy.

Kiedy rok temu w Sieci pojawiły się informacje o wycieku Sony związane z Idrisem Elbą, który ponoć ma szanse zostać nowym Jamesem Bondem, w Internecie zawrzało. Wierni fani Bonda nie mogli się pogodzić się z faktem, że czarnoskóry aktor wcieli się w angielskiego dżentelmena, agenta Jej Królewskiej Mości. Pisali, że Bond to mizogin, że rasista, że przecież nie mógł być czarny, bo to nie pasuje do kanonu. Że Ian Fleming pewnie przewróciłby się w grobie, bo to niezgodne z książkowym pierwowzorem. Rozumiem pewne zaskoczenie tym faktem, w końcu nie minę się z prawdą, jeśli napiszę, że James Bond zawsze był biały i takie było wyobrażenie o tej postaci. Nie jestem jednak w stanie zrozumieć tej agresji i mowy nienawiści, która towarzyszyła komentowaniu wiadomości o Idrisie Elbie. James Bond to postać wymyślona. Filmy to adaptacje książki, a co za tym idzie jej interpretacje. Mogą odbiegać od tego, o czym pisał Fleming. Mają stanowić źródło inspiracji. Kiedy autor wystawi swoje dzieło na użytek publiczny, ono przestaje być jego, a zaczyna żyć własnym życiem - jest adaptowane przez innych twórców, komentowane przez krytyków. Warto zwrócić też uwagę na fakt, że James Bond kreowany przez Daniela Craiga nie jest tym samym bohaterem, którego grał na przykład Sean Connery. Agent Jej Królewskiej Mości ewoluował, zmienił nieco swój styl, sposób bycia. Przez kilkadziesiąt lat zmieniły się także produkcje, opowiadające o losach tej postaci. Nie widzę powodu, dla którego Elba, który - tego mu nie można przecież odmówić - dał popis swoich aktorskich umiejętności na przykład w serialu "Luther", miałby nie być wzięty pod uwagę do roli Jamesa Bonda.

Podobna fala nienawiści, bo jednak mówimy tu o mniejszej skali, dotknęła aktora zresztą całkiem niedawno. Okazało się bowiem, że jest rozważany udział Idrisa Elby w adaptacji "Mrocznej Wieży" Stephena Kinga.

idris elba

Aktor miałby zagrać główną postać w filmie, Rolanda Deschaina. To nie spodobało się tym razem wiernym czytelnikom amerykańskiego pisarza. Bo Deschain czarny być nie może. Nawet pomimo tego, że jest postacią fikcyjną. Szkoda tylko, że podobne sytuacje nie rażą, kiedy to biali aktorzy grają postaci czarnoskóre. I to postaci, które faktycznie istniały, a nie zostały stworzone w wyobraźni jakiegoś twórcy. Dobrymi przykładami są tu Ben Affleck w roli Tony’ego Mendeza z "Operacji Argo" czy Angelina Jolie w "Cenie Odwagi", gdzie zagrała Mariane Pearl. I takich przykładów jest więcej. Biali aktorzy niejednokrotnie wcielali się w postaci Indian czy Azjatów, jak choćby James D'Arcy w "Atlasie Chmur".

Ostatnia sytuacja związana z filmem "Bogowie Egiptu" też nie nastraja optymistycznie. Jak widać na trailerze produkcji, Egipcjan zagrali biali aktorzy. Reżyser przeprosił, ale powiedział kilka znamiennych słów: "Naszym obowiązkiem było uznanie różnorodności wyznań, ras i kultur naszych bohaterów, ale również naszej widowni, która ogląda produkowane przez nas filmy. Przepraszamy, że was zawiedliśmy. Naszą dewizą jest tworzenie filmów, które będą traktować ten aspekt z należytym szacunkiem". Cóż, wie o czym mówi. W Internecie zaroiło się od komentarzy, których autorzy wykazują ewidentne niezrozumienie tematu. Część internautów była oburzona, że ktoś widzi w zaistniałej sytuacji problem, a gdy czarny aktor ma grać białą postać problemu nie ma. Zwróćmy jednak uwagę na elementarne kwestie.

Czarni aktorzy mają prawo wcielać się w fikcyjne postaci, nawet jeśli nasze wyobrażenie na to nie pozwala.

REKLAMA

Nieco gorzej wygląda sprawa, kiedy zmieniamy kolor skóry faktycznej osoby lub wybieramy aktora innej rasy, kiedy rasa w danym filmie ma znaczenie, bo podkreśla sytuację, oddaje realia, nadaje sens. Trudno mi sobie wyobrazić białe aktorki, które wcieliłyby się w role służących w filmie "Służące" z Emmą Stone w roli głównej. Produkcja byłaby tak samo niewiarygodna, gdybyśmy zamiast Emmy Stone na ekranie zobaczyli Zoe Saldanę. Analogicznie - biały aktor grający Indianina albo Egipcjanina wygląda po prostu kuriozalnie. Chyba, że chcemy powrócić do czasów z premiery "Śpiewaka jazzbandu".

Główna grafika pochodzi z fanpage'a Pottermore na Facebooku.
REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA