REKLAMA

Wraca król skandynawskiego kryminału. Recenzujemy „Królestwo” od Jo Nesbo

Jo Nesbo, czyli król skandynawskiego kryminału, powrócił — ale tym razem bez naszego ukochanego Harry’ego Hole. Kolejna już samodzielna powieść pisarza ukazuje braterską miłość w cieniu małomiasteczkowej tajemnicy. „Królestwo” raz po raz zaskakuje i strona po stronie wywraca do góry nogami nasze oczekiwania.

jo nesbo krolestwo recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Norweski pisarz znany przede wszystkim za sprawą swojego cyklu o genialnym śledczym Harry’m Hole dał w tym roku nieco odpocząć swojemu ulubionemu protagoniście. „Królestwo”, które do księgarni trafia zaledwie rok po „Nożu”, jest kolejną samodzielną pozycją w dorobku tegoż autora. Powieść fabularnie osadzona została w malutkim górskim miasteczku Os gdzieś na obrzeżach cywilizacji.

Ta nowa książka Jo Nesbo to przy tym na pozór historia, jakich wiele, a prolog w formie flashbacku do lat młodości głównego bohatera, gdy żył pod jednym dachem z surowym ojcem, wycofaną matką i wrażliwym bratem, jest sztampowy. Mimo to Roy, bo takie imię nosi nasz narrator, choć wdał się w ojca, nie wyrósł na brutala, a wiemy to, bo siedzimy w jego głowie. Dosłownie.

Królestwo” charakteryzuje narracja pierwszoosobowa.

Stary jak świat trik w arsenale pisarzy pozwala nam wyjątkowo szybko zżyć się z głównym bohaterem, który dla kontrastu leniwie snuje swą historię. Nasz przewodnik po tym niegościnnym świecie opowiada o kolejnych wydarzeniach, które go ukształtowały, dając wgląd w swoje przemyślenia na temat otaczającej go rzeczywistości oraz ludzi. A w zasadzie przede wszystkim ludzi.

To właśnie ludzie są u Jo Nesbo niezmiennie w centrum. Autor zgrabnie udowadnia, że przez lata doszlifował wrodzony talent kreowania wiarygodnych bohaterów. Wielokrotnie zaskakuje — te najważniejsze postaci, z Royem na czele, nie chcą wtłoczyć się w stereotypowe tory, do których popkultura nas przyzwyczaiła i w sidła myślenia, do jakiego byliśmy latami w zasadzie uwarunkowywani.

Pierwsze kilka rozdziałów „Królestwa” to typowa obyczajówka, ale mimo to od początku czuć, że z szaf posypią się trupy.

Pod tym względem nowa opowieść Jo Nesbo przywodzi na myśl te najlepsze powieści Stephena Kinga osadzone w podobnych do Os miasteczkach oraz seriale takie jak „Fargo” czy „Twin Peaks” (z pominięciem wątku paranormalnego). Napięcie rośnie od samego początku, a zwroty akcji sprawiają, że odbiorca aż się miota w oczekiwaniu na puszczające w kulminacyjnym momencie tamy.

Tak jak jednak w Twin Peaks sowy nie są tym, czym się wydają, tak i tu co rusz zmieniamy perspektywę. Roy zyskuje naszą sympatię, ale pojawiają się wątpliwości — czy faktycznie zasługuje, by mu kibicować? Na to i inne pytanie czytelnik musi odpowiedzieć sobie jednak sam, a i tak, jaka ta odpowiedź by nie padła, to nie zmieni ona to faktu, iż jesteśmy na tego narratora skazani.

W końcu to właśnie z perspektywy Roya poznajemy jego brata Carla, powracającego po latach spędzonych w Ameryce.

Młodszy o rok, nieco wyższy i znacznie bardziej charyzmatyczny z braci Opgardów pojawił się na progu rodzinnego domu w zasadzie znienacka i to od razu wraz z przywiezioną wprost z Barbados atrakcyjną i bardzo spostrzegawczą żoną Shannon. Cieszy też, że nie jest to taka już oklepana w fikcji trophy wife, tylko kolejna, choć żyjąca jedynie na papierze, osoba z krwi i kości.

Szybko się też okazuje, że tęsknota za rodzinnymi stronami to nie jedyne, co przywiodło Carla do domu — wyjaśnia bratu, że planuje na należących do rodzeństwa nieużytkach wybudować ekskluzywny hotel. Wie jednak, że nie zrobi tego sam, bo najpierw musi przekonać okolicznych mieszkańców, by wszyscy razem z nim zaryzykowali i poręczyli za projekt swoim majątkiem.

Od razu czuć, że to wszystko to taka wymówka Jo Nesbo, by opowiedzieć o czymś zupełnie innym.

Akcja zawiązuje się leniwie, bo Roy w swojej narracji co rusz raczy nas wtrąceniami, które nadają kontekst aktualnym wydarzeniom, nierzadko za sprawą enigmatycznych niedomówień. Dzięki kolejnym retrospekcjom zaczyna się rysować przed nami ta ogromna niewypowiedziana tajemnica, a moment, w którym sobie uświadamiamy, o co tu chodzi, sprawia, że czujemy dysonans.

To za sprawą takich sprzeczności nie sposób przerwać zagłębiania się w świat „Królestwa”, gdzie tajemnica goni tajemnicę. Ich odkrywanie daje naprawdę wiele satysfakcji, a na dodatek autor mimochodem rozkłada na czynniki pierwsze motywacje bohaterów. Dzięki temu czytelnik zerka na chwilę do świata, który potrafi w równym stopniu przerażać, co niezdrowo fascynować.

Jo Nesbo bierze też na warsztat etos tej źle pojętej, toksycznej męskości.

Na samym wstępie ojciec głównych bohaterów, zafascynowany wszystkim, co amerykańskie, próbuje w swoich synach zaszczepić wartości, którymi się kieruje w życiu. Roy przejmuje z czasem, po części nieświadomie, wiele jego cech, w myśl zasady, że jako ludzie zawsze wracamy tam, skąd pochodzimy — te powroty do korzeni to zresztą taki leitmotiv „Królestwa”.

Czy mamy wpływ na kształt naszego życia? Co sprawa, że jesteśmy szczęśliwi? W jakim stopniu istotna jest dla nas akceptacja najbliższych i tzw. mała ojczyzna? Podczas lektury zadawałem sobie takie pytania, a choć nie spodobały mi się wszystkie odpowiedzi, jakich udzieliłem sam sobie, tak nie mam tego Jo Nesbo za złe. Autor zrobił tu wiele, by nie popaść w banał.

To wcale nie jednak oznacza jednak, że „Królestwo” jest arcydziełem, gdyż autor przesadził z odwlekaniem tego, co nieuchronne.

Pojawiły się tu takie typowe zapychacze, których nie mogę wybaczyć, bo tak jak np. zdaję sobie sprawę, że pisarz jest również muzykiem, tak to charakterystyczne już dla niego pochylanie się nad albumami, jakich podobno słuchają jego bohaterowie, jest nużące. W większości przypadków nic nie mówi nam na temat tych postaci, a te i niektóre inne fragmenty wyglądały jak wplecione na siłę.

Miałem też wrażenie, że momentami puzzle aż nazbyt gładko wskakiwały na swoje miejsce, co było widoczne zwłaszcza w surowym niczym górski szczyt zakończeniu. Jest ono co prawda zaskakujące, ale tak jak lektura książki przypominała niemal do samego końca żonglerkę z dokładaniem kolejnych motywów i wątków, tak autor… zachował aż zbyt wiele gracji. W prawdziwym życiu nigdy się tak wszystko nie spina.

REKLAMA

Jestem też przekonany, że wielu odbiorców odsądzi Jo Nesbo od czci i wiary za główny motyw „Królestwa”. Pisarz porusza niezwykle… drażliwy współcześnie temat. Wierzę jednak, że przynajmniej najwięksi fani nie dostrzegą w tym obrazy majestatu, a jako społeczeństwo powinniśmy wynieść z lektury naukę, iż zamiatanie spraw pod przysłowiowy dywan nie jest dobrym pomysłem — niezależnie od motywacji.

„Królestwo” pióra Jo Nesbo trafia do sprzedaży w Polsce już 2 września 2020 r. nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA