REKLAMA

Prequel wielkiego hitu Netfliksa bawi się historią bez skrupułów. I wychodzi mu to całkiem nieźle

Shonda Rhimes we współpracy z Netfliksem napisała i wyprodukowała serial "Królowa Charlotta" - prequel bijących rekordy popularności "Bridgertonów". Miniseria skupia się na postaci portretowanej w oryginale przez Goldę Rosheuvel władczyni: Zofii Charlotty Mecklenburg-Strelitz. Tym razem nie mamy zatem do czynienia z adaptacją prozy Julii Quinn (choć 9 maja na półkach księgarń pojawi się powieściowa wersja tego tytułu), a ze swobodną reinterpretacją wybranych wydarzeń historycznych.

królowa charlotta bridgertonowie netflix serial recenzja opinie król jerzy
REKLAMA

"To nie lekcja historii, to fikcja inspirowana faktami. Wszelkie odstępstwa autorki tych słów od prawdy są zamierzone" - oznajmia znany z "Bridgertonów" głos Lady Whistledown w prologu "Królowej Charlotty". Twórcy uparcie przypominają historycznym purystom, że ich produkcja - podobnie jak, dajmy na to, "Wielka" od Hulu - bawi się historią, fantazjując o minionej epoce. Podobnie jak w oryginale, i tutaj mamy do czynienia z ciekawą kompozycją: dbałością o odwzorowanie etykiety (nawet takich drobiazgów, jak sposób trzymania wachlarza), dopieszczoną scenografią czy pełnym obrazem klasowej dyskryminacji, które kontrastują z licznymi anachronizmami. Fakt, że obcujemy z alternatywną wersją epoki regencyjnej, był i jest podkreślany; 1. sezon "Bridgertonów" wyjaśnił nawet odsunięcie na dalszy plan motywów kolonializmu, nierówności czy rasizmu (co niektórzy ewidentnie przeoczyli) - ta decyzja pozwoliła skupić się na czystym melodramacie, zabawie romansowymi tropami, intrygach i skandalach miłosnych. Rzecz jasna, przemycając kilka ciekawych komentarzy, ale rezygnując (słusznie) z próby złapania zbyt wielu srok za ogon.

"Królowa Charlotta" skupia się na zmaganiach bohaterki z zupełnie nową rolą członkini rodziny królewskiej. Serialowa Zofia musi nauczyć się reguł zawiłej polityki dworu, nieustannie panując nad emocjami i porywami serca. Przede wszystkim jednak musi pojąć, jak należy rządzić - i przywyknąć do codziennej walki. Siłą rzeczy nigdy już nie będzie tą samą, zwyczajną Charlottą, co przed ślubem.

REKLAMA

Czytaj także:

Królowa Charlotta - recenzja serialu Netfliksa

Produkcja śledzi losy głównej bohaterki na dwóch płaszczyznach czasowych. Pierwsza z nich przedstawia 17-letnią, bystrą i zdeterminowaną dziewczynę, sfrustrowaną przytłaczającymi oczekiwaniami bezpośrednio związanymi z jej płcią. Druga osadzona jest w tym samym co "Bridgertonowie" okresie i pokazuje nam zupełnie inną Charlottę - mądrą, silną, stanowczą, niewzruszoną.

Serial Shondy Rhimes opowiada zatem o ewolucji charakteru - bada drogę, którą ta fascynująca kobieta musiała przebyć, by stać się najsilniejszą wersją siebie. Ta historia jest wystarczająco interesująca i angażująca, by stać pewnie na własnych nogach - nie wymaga znajomości oryginalnego serialu (choć z całą pewnością uprzyjemni ona seans).

"Królowa Charlotte" nie jest serialem równym - druga oś czasu nie jest bowiem ani równie istotna, ani nawet równie zajmująca. Nie zmienia to jednak faktu, że produkcja traktuje swoją bohaterkę bardzo poważnie, budując ją i rozwijając w wiarygodny, interesujący sposób. Dowiadujemy się, które aspekty osobowości władczyni są wrodzone, a które w sobie wykształciła - a śledzenie procesu ukształtowania okazuje się niespodziewanie emocjonujące.

Królowa Charlotta
REKLAMA

Podobnie jak oryginał, prequel również sporo uwagi poświęca zbliżeniom intymnym - tym razem jednak nie ma mowy o konfrontacji płci, bowiem główna oś "konfliktu" dotyczy... zdrowia psychicznego.

Przypomnę, że mąż Zofii - George William Frederick - cierpiał na zaburzenia psychiczne; podjął nawet próbę samobójczą. W serialu obserwujemy, w jaki sposób ta relacja wpływała na Charlottę, pochylamy się nad istotą problemu. Netfliksowa miniseria nie stroni od wiarygodnego i przejmującego obrazowania konsekwencji choroby, ale w żaden sposób nie umniejsza Jerzemu - przeciwnie, odmalowuje go jako osobę niespokojną, cierpiącą i nerwową, ale godną zrozumienia i miłości. To uczciwe, pełne zrozumienia i współczucia podejście twórców, czyniące prequel najpoważniejszą i najbardziej autentyczną odsłoną uniwersum.

Przy okazji "Królowa" porusza tematy związane ze spełnianiem oczekiwań i różnymi odcieniami władzy: inspirowaniem do wielkości czy też bólem, jaki ta wielkość potrafi sprawić. Poza tym, cóż, zabawny i śmiały duch "Bridgertonów" został zachowany - piękne kostiumy, dużo seksu, post-rasowe komentarze i jeszcze więcej seksu. W tym wszystkim czai się jednak jeszcze jedna rzecz, która może przypaść do gustu zarówno fanom prozy Quinn, jak i znacznie poważniejszych i bardziej poruszających opowieści. "Królowa Charlotte" serwuje nam piękną historię miłosna, bijącą na głowę wszystko to, co pokazali "Bridgertonowie". Pełna przeszkód, słodko-gorzka, ale wspaniała, godna walki, większa niż życie. Rhimes zna się na rzeczy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA