Nigdy nie potrafiłem zrozumieć wzajemnego mordowania się afrykańskich plemion przedstawionego chociażby w filmie "Hotel Ruanda". W ogóle, ciężko mi było kiedykolwiek zrozumieć sens wojen i wybijania się ludzkiej rasy. Nieco bardziej zrozumiałe wydaje mi się to, gdy chodzi o pieniądze, bo wiadomo, że człowiek jest istotą chciwą. Niemniej jednak, boje toczone o krwawe diamenty są bezlitosne i okrutne.
Jednego z głównych bohaterów, czarnoskórego Solomona Vandy'ego poznajemy przy początkowej scenie, gdy odprowadza on syna do szkoły i z powrotem. Wierzy, że ten po latach nauki języka angielskiego i nabieraniu wykształcenia nie pójdzie w jego ślady i zamiast zostać rybakiem, będzie wykwalifikowanym lekarzem. Sielskie życie zostaje jednak przerwane, gdy do ich wioski z hukiem wpada grupa rebeliantów z karabinami AK47. Padają strzały, więc i trup ściele się gęsto. Rodzina Solomona dzięki jego pomocy ucieka, lecz on sam wpada w ręce niezbyt przyjacielsko nastawionych przybyszów. Wraz z innymi, którym udało się przeżyć krwawą jatkę, zostaje on wywieziony w celu poszukiwania diamentów. Te po przeszmuglowaniu za granicę są wymieniane na broń służącą do walki z nacierającymi wojskami pacyfikującymi spoza czarnego kontynentu. Głównym przemytnikiem cennego minerału jest niejaki Danny Archer, grany przez Leonarda DiCaprio, który po pewnym czasie spotyka Vandy'ego i odkrywa, że odnalazł on i zakopał w zamieszaniu olbrzymi i zapewne niesamowicie drogi kawałek kruszcu. Obiecując pomoc w odnalezieniu rodziny ruszają razem z napotkaną dziennikarką, Maddy Bowen, w gorące rejony - każdy w swoim osobistym celu.
Film "Krwawy diament" wykreowany został przez Edwarda Zwicka - reżysera odpowiedzialnego za nakręcenie "Ostatniego samuraja" - podobieństwa z tym tytułem nasuwają się choćby w ostatniej scenie z udziałem Danny'ego Archera. Trzeba przyznać, że naprawdę dobrze udało się twórcy przedstawić na ekranie rzeczywisty konflikt. W końcu każdy z nas zna chyba słowa mówiące o tym, że śmierć jednej osoby to tragedia, a śmierć milionów to statystyka. Nie inaczej jest tym razem - gdyby pokazano nam tylko tą część, w której rebelianci strzelając do kogo popadnie zabijali setki ludzi, pewnie zahartowani po makabrycznych horrorach obfitujących w hektolitry krwi widzowie nawet nie wzruszyliby ramionami i nie przejęliby się losami ofiar. Gdy jednak poznajemy jedną z postaci szczególnie mocno i przeżywamy wraz z nią porwanie żony i dzieci, odczuwane emocje są znacznie większe i wyraźnie chcemy, żeby wszystko dobrze się skończyło.
Rzadko kiedy po obejrzeniu filmu zwracam uwagę na to, kto w nim grał, a to pewnie z racji tego, że w filmie nie przywiązuję się do aktorów, tylko do postaci przez nich granych. Dlatego też ostatni film, który widziałem i wiem, że grał w nim Leonardo DiCaprio, to stary już Titanic. Po obejrzeniu najnowszej produkcji z jego udziałem byłem naprawdę mocno zdziwiony. Pamiętałem go jako wymoczkowatego lalusia, a tu proszę! Twardy człowiek, były żołnierz, przemytnik, działający na usługach poważnych ludzi... Stwardniał nam ten Leo. Dodatkowo spodobał mi się bardzo specyficzny akcent tego bohatera - aż chce się do własnych wypowiedzi w ojczystym języku dodawać specyficzne końcówki w zdaniach, jakie można było usłyszeć z ust Danny'ego Archera. Nie mniej przypadła mi do gustu kreacja Jennifer Connelly jako Maddy Bowen - ta posiadająca iście idealistyczne poglądy dziennikarka nie jest tu typową partnerką superbohatera. Wygłasza dość ciekawe opinie na temat polityki handlowania diamentami, nie siedzi leniwie czekając aż ktoś ją uratuje, ale też nie jest do przesady harda niczym Lara Croft - mógłbym powiedzieć, że to taka dobrze wyważona bohaterka.
This is Africa
Nie można nie wspomnieć o przepięknych zdjęciach, które napotykamy w filmie. Wszystkie krajobrazy są zawarte w naprawdę ujmujący i zadziwiający mnie sposób. Te cudowne zachody słońca, afrykańskie widoki i zwykłe, codzienne zajęcia tubylców - to po prostu sprawia, że człowiek aż chce się znaleźć w oglądanym na ekranie miejscu. Dobrze zrealizowano też sceny, w których miasto znajduje się pod ostrzałem. Można poczuć adrenalinę i na chwilę zapomnieć, że siedzi się w wygodnym, kinowym fotelu, gdy dookoła śmigają kule, a bohaterowie lawirują między samochodami cudem unikając oberwania od pocisku. Całość dopełnia dobrze dobrane udźwiękowienie. Nie mógłbym sobie chyba wyobrazić innej muzyki, niż ta, która została użyta - po prostu pasuje do oglądanych klimatów i poszczególnych scen.
Walka wciąż trwa
Pod koniec filmu jako podsumowanie w formie napisów jesteśmy poinformowani o tym, że daleko od naszych domów wciąż zabija się dla drogocennych kamieni i warto dopytywać się o ich pochodzenie przy ewentualnym zakupie. Ja natomiast jako zakończenie nie będę wygłaszał swoich opinii o trwających konfliktach - powiem tylko, że jeśli chcecie zobaczyć dobry film z wartką akcją i równocześnie zmuszający czasami do wzruszenia się losami bohaterów, to "Krwawy diament" może być doskonałym wyborem.