Ksiądz, którym inspirowało się „Boże Ciało”, ma kłopoty. Patryk B. zatrzymany, grozi mu więzienie
„Boże Ciało” to znakomicie oceniany i nominowany do wielu nagród (w tym do Oscara) film Jana Komasy z 2019 roku. Pomysł na scenariusz został zaczerpnięty z prawdziwego życia, a teraz okazało się, że podszywający się niegdyś pod księdza Patryk B. znowu ma problemy z prawem.
„Boże Ciało” Jana Komasy opowiada historię dwudziestoletniego Daniela (w tej roli fantastyczny Bartosz Bielenia), który zostaje warunkowo zwolniony z poprawczaka. Gdy wyjeżdża na drugi koniec Polski, by podjąć pracę w stolarni, w pewnym momencie decyduje się podszyć pod księdza, co przychodzi mu z łatwością. Nową tożsamość udaje się utrzymać przez pewien czas.
Inspiracją do napisania tej fabuły była prawdziwa historia Patryka B., osiemnastolatka z patologicznej rodziny, który pewnego dnia postanowił kupić sobie sutannę i poudawać księdza. Jak twierdzą wierni, którzy dali się nabrać: młody, przystojny i elokwentny, łatwo mu to przyszło. Cały ten incydent nie powinien zresztą nikogo specjalnie dziwić, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że w wielu miejscowościach czy środowiskach słowa gościa w koloratce nikt nie podważy, więc jak mówi, że ksiądz, to ksiądz. Jeśli do tego faktycznie wygadany i przekonujący, to nad czym tu się zastanawiać? Sam pewnie bym to łyknął.
Wieś Budziska (niedaleko Wołomina, woj. mazowieckie) szybko pokochała nowego księdza. Patryk, wówczas maturzysta, zbudował swój nowy image z głową i skutecznie podtrzymywał całą tę mistyfikację przez dwa miesiące, odprawiając msze, spowiadając wiernych i udzielając komunii. W końcu jednak ktoś na niego doniósł i zabawa się skończyła (w przeciwnym wypadku mogłaby potrwać znacznie dłużej).
Pierwszym, który uwierzył Patrykowi B., był… schorowany proboszcz, ks. Marek, któremu chłopak wcisnął kit, że niedawno skończył seminarium, ma 26 lat i właśnie przebywa na urlopie, ale chętnie pomoże. I tak najpierw zaczął jako wikary, trochę pobiegał z tacą, a wkrótce mógł już samodzielnie odprawiać msze, spowiadać czy udzielać komunii. Za jedną mszę inkasował pięć dyszek, a proboszcz był rad, bo chłopak ewidentnie przyciągał wiernych na kazania. Był, cytując, odpowiednio „nowoczesny”. Czasem ktoś się zdziwił, że popalał papierosy, pił piwo, zamawiał pizzę na plebanię czy driftował na jednej z ulic.