Chevy Chase i napalone laski. Widzieliśmy „Kto się śmieje ostatni?”, nową komedię od Netfliksa
„Kto się śmieje ostatni?”, nowa komedia od Netfliksa, to opowieść o odnowionej po latach przyjaźni, powrócie do przeszłości i ucieczce przed pędzącym czasem.
OCENA
Al Hart jest emerytowanym agentem gwiazd. Poznajemy go w momencie, gdy wnuczka namawia go do zamieszkania w ośrodku spokojnej starości, Palm Sunshine. Początkowo sceptycznie nastawiony mężczyzna przekonuje się do miejsca po tym, jak spotyka tam starego przyjaciela Buddy'ego Greena. Mężczyźni razem z pozostałymi mieszkańcami spędzają czas na grach, występach i pogawędkach o seksie. W towarzystwie pojawiają się żarty z wąsem i tekściki w stylu: „Jak tam laski? Stare i napalone”.
Te brzmią jak rozmowy niegrzecznych pensjonariuszy w Ciechocinku.
Buddy i Al pozornie bawią się dobrze, jednak to za malo. Al namawia kolegę, który przed laty był dobrze zapowiadającym się komikiem, do powrotu po 50 latach przerwy na scenę. Mężczyźni opuszczają ośrodek i ruszają w trasę po Stanach.
Nie ma co ukrywać, film zapowiada się fatalnie, na szczęście jednak później jest nieco lepiej.
Standuper Buddy i jego manager Al ruszają w podróż pełną przygód. Nie jest zabawnie. Jest za to wzruszająco. Okazuje się, że publika kupuje poczucie humoru starszego pana, któremu nie w smak jest użalanie się nad swoim wiekiem czy nad podjętymi w przeszłości decyzjami. Panowie wykorzystują być może ostatnia okazję, by żyć pełnią życia. Historia, którą znamy bardzo dobrze. Klisza, która w tym wypadku średnio się sprawdza.
Historia z filmu „Kto się śmieje ostatni?” przywodzi na myśl inną produkcję Netfliksa - serial „The Kominsky Method”. Tytuł zadebiutował na platformie w końcówce zeszłego roku i od razu zyskał spore grono fanów. Twórcom komedii z Chevy'm Chase'm nie udało się jednak powtórzyć sztuczki - „Kto się śmieje ostatni?” nie jest nawet w połowie tak zabawny i błyskotliwy, jak „The Kominsky Method”.
Chevy Chase nie jest tu fajtłapowatym tatuśkiem, jakiego znamy z komedii z cyklu „W krzywym zwierciadle”.
Jeśli liczycie na głupkowaty humor i powrót Clarka Griswolda - w „Kto się śmieje ostatni?” tego nie znajdziecie. Al Hart jest poważnym człowiekiem, który kocha swoją pracę. I za nic nie chce z niej zrezygnować. Jednak to nie on jest największą siłą napędową tego filmu. Jest nią obecność Richard Dreyfussa, który gra pierwsze skrzypce. Buddy Green jest zabawnym, wyluzowanym gościem, czaruje naturalnym ciepłem i charyzmą.
„Kto się śmieje ostatni?” to całkiem miłe, niewymagające, choć mocno przeciętne obyczajowe kino. Montaż i muzyka przypominają produkcje rodem z lat 90., przez co obraz wygląda dość topornie. Nie wątpię jednak, że Netflix znajdzie amatorów takiego kina. Mnie wśród nich raczej nie będzie.