REKLAMA

Czekaliśmy na to trzy lata. Zygmunt Miłoszewski wraca dziś z nową powieścią. Oceniamy książkę „Kwestia ceny”, czyli „Bezcennego 2”

Czy można przeżywać wielkie przygody podróżując jedynie między kuchnią, dużym pokojem i sypialnią? Okazuje się, że taką możliwość daje swoim czytelnikom Zygmunt Miłoszewski. Jego „Kwestia ceny” jest jak zbawienne antidotum na pandemiczną nudę, pozwalające poczuć dreszczyk emocji bez wychodzenia z domu.

kwestia ceny nowa powiesc zygmunt miloszewski recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Dziś premierę ma najnowsza powieść Zygmunta Miłoszewskiego. Choć „Kwestia ceny” jest w pewnym stopniu kontynuacją głośnego „Bezcennego” z 2013 roku (przygodowy thriller z wielką sztuką w tle szybko stał się bestsellerem, czyniąc z autora jednego z najpoczytniejszych polskich pisarzy), nawiązania do poprzedniej części są tu raczej znikome. 

Poza tym, że czytelnicy znowu mają okazję spotkać się z przebojową historyczką sztuki, prof. Zofią Lorentz, która tym razem trafia na trop tajemniczego artefaktu z pogranicza sztuki i nauki, linek łączących „Kwestię ceny” z „Bezcennym” jest niewiele i po nową powieść Zygmunta Miłoszewskiego śmiało można sięgnąć bez potrzeby nadrabiania pierwszej części (do czego jednak namawiam, bo dwie przeczytane powieści Miłoszewskiego zamiast jednej to po prostu podwójna frajda). 

Piłsudski i Zandberg jako superbohaterowie mający ocalić ludzkość

Fabuła „Kwestii ceny” obejmuje dwie płaszczyzny czasowe. Jedna z nich koncentruje się wokół wydarzeń z początku XX wieku i losów Benedykta Czerskiego, polskiego zesłańca i zapalonego etnografa, dokumentującego zwyczaje i duchowość ludów Dalekiego Wschodu (sam autor podkreśla, że postać Czerskiego inspirowana jest biografią Bronisława Piłsudskiego). Akcja właściwa książki toczy się współcześnie, a jednym z jej głównych bohaterów jest Bogdan Smuga (bohater tym razem mocno inspirowany… Adrianem Zandbergiem) — współczesny naukowiec i wyznawca „religii rozumu”, który głęboko wierzy, że dokonane przed ponad stu laty odkrycie Czerskiego, odpowiednio wykorzystane, może zrewolucjonizować świat medycyny i znacząco wpłynąć na losy ludzkości. 

Zdrowie, długowieczność, miłość — czy wszystko jest „kwestią ceny”?

Kiedy Smuga podejmuje się szaleńczego wyzwania dotarcia do tajemniczego skarbu ukrytego w  nielicznie zachowanych i rozproszonych po całym świecie zbiorach Benedykta Czerskiego, staje się jasne, że jest tylko jedna osoba, która będzie mogła go w tej straceńczej misji wesprzeć: jest nią nie kto inny, jak prof. Zofia Lorentz. Historyczka sztuki właśnie utraciła posadę dyrektorki Muzeum Narodowego w Warszawie, ale powodem, dla którego godzi się przyjąć intratną propozycję Smugi nie są jedynie pieniądze i nadmiar wolnego czasu: dla kobiety misja oznacza również walkę o zdrowie jej męża, które trawi tajemnicza choroba. Czy zagadkowy artefakt wydobyty z syberyjskiej jaskini okaże się kluczem do długowieczności? Jak daleko posuną się bohaterowie, by do niego dotrzeć? I czy w ogarniętym konsumpcjonizmem świecie pewne uniwersalne wartości rzeczywiście są na sprzedaż, a jedyną kwestią jest tytułowa „kwestia ceny”? Z takimi pytaniami będą musieli zmierzyć się bohaterowie — a zarazem czytelnicy — najnowszej książki Zygmunta Miłoszewskiego,

Sachalin, Paryż, Warszawa i inne literackie ekskursje

„Kwestia ceny” to podróż nie tylko w czasie, ale i przestrzeni. Miłoszewski jest tu maksymalistą i nie ogranicza miejsca akcji do jednego miasta, czy nawet kraju: najpierw z Czerskim, a później z towarzystwie Smugi i Lorentz czytelnik podróżuje po całym świecie. Od syberyjskich stepów, przez paryskie uliczki i warszawską Saską Kępę, aż po pokład statku-widmo dryfującego po ocenie.

Miłoszewski, dbając o jak największy realizm opisywanych wydarzeń, używa często żargonu charakterystycznego dla poszczególnych dziedzin: przygotujcie się więc na masę „insajderskich” terminów z zakresu żeglarstwa, biochemii, historii sztuki, etnografii i medycyny. 

Chapeu bas dla autora za pieczołowicie dopracowaną dokumentację — choć są fragmenty, przy których trzeba się posiłkować wiedzą od wujka Google (sama nie raz sprawdzałam, czy np. przywoływane przez Miłoszewskiego badania naukowe rzeczywiście znajdują potwierdzenie w rzeczywistości) i momentami poziom erudycji bohaterów może zwyczajnie męczyć, zapewniam, że mimo wszystko warto dać się porwać serwowanym przez nich ciekawostkom: niektóre z nich wydawały się tak nieprawdopodobne (jak np. ta o martwym łososiu reagującym na badanie funkcjonalnym rezonansem magnetycznym), że celowo weryfikowałam je w internecie, licząc, że przyłapię autora na konfabulacji. I wiecie co? Nie udało mi się ani razu. 

Yennefer z małym cycem i inne przynęty

„Kwestia ceny” to jednak nie tylko skarbnica ciekawostek i przyjemna, pełna przygód podróż w czasie i przestrzeni. Jak na Miłoszewskiego przystało, mamy tu do czynienia z porządnie skonstruowaną opowieścią, która wciąga na długie godziny (książka liczy ponad 500 stron), niczym serial Netfliksa z górnej półki. Każdemu z rozdziałów towarzyszy zbiór pozornie luźno powiązanych haseł (moje skojarzenie powędrowało nawet w kierunku popularnych w mediach społecznościowych tagów), które zanim nie zagłębimy się w treść, mówią nam niewiele, ale są na tyle intrygujące, że chce się czytać dalej. Przykłady? Proszę bardzo: Yennefer z małym cycem, Blada niebieska kropka, Bursztynowa Komnata i Złoty Pociąg, Kopiec dziecięcych jakby czaszek — to tylko część z nich. Te rzucane przez Miłoszewskiego słowa-haczyki i frazy-przynęty działają tak, że dłonie same przekładają kolejne kartki książki, bo rozpalony ciekawością umysł nie może się doczekać, co też tym razem autor miał na myśli.

Stary, dobry Miłoszewski

Zygmunt Miłoszewski nie byłby sobą, gdyby oprócz solidnego thrillera (choć ja nazwałabym tę książkę po prostu przygodową), nie zaserwowałby czytelnikom i czytelniczkom garści soczystej publicystyki. Widoczna u autora „choroba polska” ujawnia się nie tylko w tym, że po raz kolejny pisarz sięga do historii naszego kraju i czyni z niej tło dla głównych wydarzeń. Tak było chociażby w ostatniej książce Miłoszewskiego pt. „Jak zawsze”, a także m.in. we wcześniejszych „Uwikłaniu” i „Ziarnie prawdy”. Historyczny kontekst pisarz uzupełnia o własne  spostrzeżenia i publicystyczne komentarze do bieżących wydarzeń. 

Być może to dlatego bohater usiłujący odnaleźć antidotum na bolączki ludzkości ma aparycję duńskiego potomka wikingów i twarz Adriana Zandberga zatroskanego śladem węglowym pozostawianym przez dudabusa, a bezmyślny urzędnik z Ministerstwa Kultury zwalniający profesorkę (tak, tak, autor przykłada w swojej książce dużą wagę do feminatywów — i chwała mu za to) Lorentz za kontrowersyjną wystawę „z bananami” jest czytelną aluzją do Piotra Glińskiego.

REKLAMA

Miłoszewski po raz kolejny udowadnia, że jest nie tylko sprawnym autorem kryminałów i thrillerów, ale zarazem czujnym obserwatorem rzeczywistości, który nie boi się „przemycać” własnego światopoglądu do kreślonych przez siebie historii.

A jeśli o historii mowa — podobnie jak z poprzednich powieści Zygmunta Miłoszewskiego, tak i z „Kwestii ceny” płynie wyraźne przesłanie, że historia, wedle słynnej maksymy Cycerona, owszem — może być nauczycielką życia. Tylko co zrobić, kiedy wszystkie poprzednie lekcje współczesne społeczeństwo po prostu przespało? Czy zdołamy obudzić się, przed ostatnim dzwonkiem, zanim będzie za późno?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA