Najbardziej znienawidzony sportowiec świata opowiada swoją historię. Dokument „Lance” od Canal+ to wywrócony moralnie „Ostatni taniec”
Ostatnie miesiące upłynęły fanom sportu na oczekiwaniu na wznowienie rozmaitych rozgrywek, ale też oglądaniu serialu dokumentalnego „Ostatni taniec”. Produkcja poświęcona Chicago Bulls cieszyła się olbrzymią oglądalnością i rozpoczęła modę na śledzenie tego typu produkcji. Debiutujący dziś w polskiej telewizji dokument „Lance” poświęcony zdyskredytowanemu kolarzowi na pewno jest tego wart.
OCENA
Lance Armstrong był jednym z najpopularniejszych sportowców pierwszej dekady XXI wieku. Siedmiokrotny zwycięzca Tour de France stał się międzynarodową gwiazdą nie tylko ze względu na swoje wyniki na kolarskim torze, ale również ze względu na jego działalność na rzecz wspierania osób cierpiących na raka jąder. Armstrong sam został zmuszony do przerwania swojej kariery w 1996 z powodu tej dolegliwości, a jego bohaterski powrót do sportu i wygrywania dawał przez lata nadzieję innym ofiarom nowotworów. Cała ta sława i szacunek rozpadły się jednak jak domek z kart, gdy Lance Armstrong przyznał się do wykorzystywania dopingu na przestrzeni niemal całej swojej zawodowej kariery.
Historia od zera do bohatera i z powrotem w kontekście sportu nie jest niczym nowym, ale Armstrong dochodził do globalnej sławy w czasach zupełnie nowego zasięgu mediów. A jego zaszczytna działalność charytatywna sprawiła, że przez lata miał wielu zagorzałych obrońców. Dlatego opowieść o urodzonym w stanie Teksas kolarzu inspirowała na przestrzeni lat rozmaite książki non-fiction (na Rozrywka.Blog pisaliśmy swego czasu o „Wyścigu tajemnic”), reportaże dziennikarskie, a nawet film fabularny „Strategia mistrza”.
Do tego grona dołączył właśnie film dokumentalny „Lance” pokazywany w Polsce przez Canal+.
To dwuczęściowa produkcja trwająca łącznie nieco ponad 3 godziny i powstała pierwotnie na zlecenie telewizji ESPN. Tej samej, która kilka miesięcy temu we współpracy z Netfliksem wypuściła „Ostatni taniec”. Oba dzieła łączy zresztą wiele podobieństw. To opowieści o najsłynniejszych atletach przełomu wieków, którzy przekroczyli granice sportowej popularności i weszli do świata największych gwiazd globu. Tak Michael Jordan, jak i Lance Armstrong mają na swoim koncie niemało grzeszków, a ich egocentryczne osobowości sprawiły, że nie byli wybitnie lubiani przez swoich kolegów z drużyn. Nie wspominając o tym, że obaj po okresie emerytury powrócili jeszcze na krótko do zawodowego sportu na najwyższym poziomie.
O ile jednak lider Chicago Bulls osiągnął swój wymarzony cel i odszedł z drużyny w glorii chwały, o tyle Lance Armstrong już zawsze będzie kojarzony z kłamstwami i brudną walką niemającą nic wspólnego z duchem sportu. Oczywiście różnic między dwoma gwiazdorami jest więcej, bo choćby ich działalność publiczna była skrajnie różna. Nie zmienia to jednak faktu, że w swoim podstawowym przekazie „Lance” pokazuje historię z „Ostatniego tańca” w swoistym krzywym zwierciadle.
Lance Armstrong nie bez przyczyny stanowi absolutne epicentrum nowego dokumentu. To jego na ekranie jest najwięcej, to on wypowiada się najczęściej i to jemu są zadawane najtrudniejsze pytania.
Do pewnego stopnia należy chwalić zdyskredytowanego sportowca za to, że zdecydował się wystąpić w filmie reżyserki Mariny Zenovich z otwartą przyłbicą. W niczym nie usprawiedliwia to oczywiście jego wieloletnich kłamstw, ale bez tego trudno byłoby mówić o udanym dziele. Na szczęście pod tym względem spisują się zarówno Armstrong, jak i twórcy „Lance'a”. A przecież jeszcze przed premierą produkcji w kuluarach szeptało się, że możemy tu mieć do czynienia z laurką próbującą wybielać człowieka, który oszukał całe Stany Zjednoczone.
Nic takiego nie ma tu miejsca, choć trzeba też powiedzieć, że Zenovich nie próbuje też swojego bohatera oczerniać. A jego działania ukazuje w kontekście szerszego problemu toczącego kolarstwo. Dlatego w filmie nie brakuje wypowiedzi znanych kolarzy jeżdżących w tym samym czasie, co Lance Armstrong, dziennikarzy (często od wielu lat walczących z eks-rekordzistą Tour de France), a także rodziny słynnego sportowca. Dlatego autorka dokumentu stara się dosyć gładko przejść przez kolejne etapy życia swojego protagonisty, nie zapominając też o bardziej chwalebnych momentach jego życia, w tym powołaniu fundacji Livestrong.
Do filmu „Lance” może mieć jednak też trochę pretensji. Jak na opowieść o dopingu w kolarstwie zaskakująco mało jest tu reporterskiego „mięsa” w postaci dokładnych opisów nielegalnych praktyk w tym sporcie.
Można odnieść wrażenie, że twórcy dzieła wyszli z założenia pt. „Wszyscy brali i wszyscy wiedzą, że wszyscy brali. Dlatego nie ma co roztrząsać szczegółów panującej w kolarstwie kultury dopingu”. Ale co z tymi, którzy nie brali? Co ze sportem? Czy możemy być pewni, że teraz jest lepiej? Jeśli Lance Armstrong był symbolem tej dyscypliny, to jak wpłynęło na nią wypłynięcie wszystkich szczegółów jego nielegalnej działalności?
Podobne pytania nie znajdują niestety odpowiedzi w „Lansie”. Marina Zenovich i inni producenci pochylają się tylko nad innymi dopingowiczami i tym jak ujawnienie wpłynęło na ich życie. To ciekawy wątek, który w interesujący sposób ukazuje też samego Armstronga, ale na pewno było miejsce na więcej rozważań. Co nie zmienia faktu, że jak na dwuczęściowy film „Lance” i tak ma wiele do zaoferowania. Nie tylko dla fanów kolarstwa czy fascynatów historii o upadłych idolach, ale też miłośników dobrego kina dokumentalnego.
Film zadebiutuje w telewizji dzisiaj o godzinie 20:00 na kanale Canal+ Dokument. O północy w sobotę „Lance” trafi też na platformę VOD – Canal+ przez internet.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.