Las Samobójców – jest tylko jeden powód, aby zobaczyć ten horror. O dziwo, nie Natalie Dormer
Naprawdę nie wiem, czemu czuję rozczarowanie. Od początku było pewne, że Las Samobójców to produkcja celująca w kinowe puste okno, z rozpoznawalną twarzą mającą przyciągnąć do kas biletowych. A jednak wyszło jeszcze gorzej, niż przypuszczałem, że wyjdzie.
Jest taki okres w roku, kiedy kina wypełniają się dramatycznie złymi filmami. Pomiędzy styczniem i lutym widzowie są atakowani tandetnymi horrorami, jeszcze gorszymi horrorami walentynkowymi, fatalnymi komediami i okazyjnie filmami akcji, które powinny być od razu wydawane na płytach DVD i Blu-ray.
Pośrodku tego szrotu króluje Las Samobójców. Czy też raczej „ten horror w którym występuje laska z Gry o Tron”
Bo właśnie z tego i tylko tego powodu poszedłem do kina. Zgaduję, że nie ja jeden. Uwielbiam Natalie Dormer. Jest piękna, wydaje się być sympatyczna, do tego rola w Grze o Tron idealnie pasuje do jej wyglądu oraz palety aktorskich umiejętności. Nic dziwnego, że popularność artystki rośnie w oczach, a jej kariera rozwija się w tempie pędzącej rakiety.
Agent Natalie Dormer może odhaczyć kolejne aktorskie wyzwanie, przez które przechodzi większość młodych, atrakcyjnych aktorek. Chodzi o krzyczącą rolę w tanim horrorze, z tanim twistem i tanimi chwytami mającymi przestraszyć widzów. Las Samobójców nie jest niczym więcej, jak tylko bardzo, bardzo rozczarowującą próbą przyciągnięcia widzów na miłą, sympatyczną twarz.
Mój problem z Lasem Samobójców jest dosyć prosty – to nie jest horror!
Jasne, mamy umorusaną błotem bohaterkę, która biega od drzewa do drzewa, dysząc i nerwowo rozglądając się dookoła. Mamy azjatyckie dziewczyny, które mogłyby straszyć widza, gdyby nie dziesiątki wcześniejszych razów, zebranych z Klątwy, Kręgu i innych im podobnych. Las Samobójców to bardziej zbiór startych sposobów na wystraszenie widza, niż horror per se. Film przypomina materiał puszczany studentom szkół filmowych, niż produkcję, która posiada własny przekaz i własny charakter.
Nie ma absolutnie żadnych szans, aby Las Samobójców was wystraszył. Nie ma żadnych szans, aby banalny scenariusz zrobił na was wrażenie. Film jest nudny. Jest sztampowy. Banalny i do przewidzenia. To od samego początku do samego końca niskobudżetowa produkcja, której większość budżetu została przeznaczona na to, aby zaprosić na plan telewizyjną gwiazdę.
Nikogo nie zdziwi, że Natalie Dormer to najbardziej solidny punkt rozczarowującego filmu. Nawet pomimo tego, że aktorka wypada zupełnie nienaturalnie w nowej roli. Pasuje do konwencji jak pięść do nosa. Mimo tego, nie sposób nie czuć do niej sympatii. Problem polega na tym, że siedząc w kinie zastanawiałem się nad tym, kiedy pojawi się nowy sezon Gry o Tron, zamiast przeżywać historię bohaterki. Boże, nawet nie pamiętam, jak ta miała na imię!
Las Samobójców posiada jednak pozytywną stronę.
Film nosi w sobie drobny walor edukacyjny. Produkcja opowiada o autentycznym miejscu. Tytułowy las naprawdę istnieje i znajduje się w Japonii. Co roku samobójstwo popełnia w nim od 50 do 100 osób. Pomimo patroli władz, a nawet opłacanych przez Yakuzę pachołków, olbrzymie połacie zalesionego terenu wciąż wołają do siebie kolejnych Japończyków, chcących skończyć ze swoim życiem.
Autentycznie przerażające.