Ze smutkiem przyjąłem wiadomość, że 3. sezon serialu „Legion” będzie ostatnim. Ta nietypowa produkcja na bazie komiksów to coś więcej niż tylko kolejny serial o superbohaterze. A na horyzoncie nadal nie widać następcy.
„Legion”, którego pierwszy odcinek trafił na antenę telewizji Fox w styczniu 2017 roku, okazał się nie kolejnym serialem o superbohaterze, a małym dziełem sztuki. Noah Hawley, który odpowiada m.in. za fenomenalne serialowe „Fargo”, oświadczył jednak, że w tym roku skończy snuć opowieść o losach Davida Hallera.
Twórcy przekonują, że od samego początku „Legion” był rozpisany na 3 sezony.
Kupuję zresztą to wytłumaczenie. Noah Hawley dał się poznać jako showrunner, który nie lubi spędzać więcej niż kilku lat nad jednym projektem. Spytany o przyszłość serialu na bazie komiksów X-Men powiedział zresztą mądrą rzecz: to zakończenia nadają historiom znaczenie.
Pierwszy sezon opowieści o Davidzie przedstawił nam bohatera, a drugi wywrócił nasze postrzeganie jego i jego świata do góry nogami. Trzecia seria będzie klamrą, która zepnie tę historię w spójną całość. Nic jednak nie poradzę na to, że chciałbym, aby ten serial trwał i trwał.
„Legion” był w końcu jednym z najlepszych seriali na bazie komiksów w historii.
Do stworzenia go Fox nie potrzebował zresztą budżetu „Gry o tron” i efektów specjalnych rodem z kolejnych części „Gwiezdnych wojen”. By porwać widzów wystarczyły zakręcony jak Zając Marcowy scenariusz, fenomenalna gra aktorska, nieoczywista ścieżka dźwiękowa i niebanalna praca kamery.
Pomógł fakt, że „Legion” żyje własnym życiem. Tak jak „The Gifted” - drugi serial telewizji Fox na licencji Marvela - osadzony jest w swoim własnym uniwersum (i dlatego mam mieszane uczucia co do faktu, że jednak pojawi się w nim Charles Xavier, którego jak się dzisiaj okazało zagra Harry Lloyd).
Nie jest to w dodatku jedyny świetny serial o superbohaterach, który żegnamy.
„Legion” jest świetny, ale to serial niszowy. Nie on jeden jednak znika na oczach widzów niczym Peter Parker na Tytanie w objęciach Tony’ego Starka. Marvel i Netflix biorą rozwód, a ofiarą konfliktu interesów padli właśnie superbohaterowie.
Najpierw do kosza poszedł „Iron Fist”, potem „Luke Cage”. Nie ostał się nawet „Daredevil”, najlepiej oceniany serial o superbohaterach w historii. Trudno uwierzyć, by „Punisher” doczekał się kolejnego sezonu, a „Jessica Jones” najpewniej skończy się na trzecim.
A do tego lada moment pożegnamy nieszablonowe „Gotham”, które tak jak „Legion” wydaje telewizja Fox.
Na tym nie koniec. „Arrowverse” z przyległościami zaczyna już zjadać własny ogon, „Krypton” powinien został ubity, zanim złoży jaja, a „The Gifted” nigdy specjalnie się wśród widzów nie przyjęło. Nie wierzę też, by kolejny sezon „Agentów T.A.R.C.Z.Y.” to było coś więcej, niż łabędzi śpiew.
Marvelowi zostają tylko „The Runaways” i „Cloak & Dagger”. Za moment się okaże, że po klęske urodzaju i kilkunastu produkcjach rocznie zatęsknimy za serialami na bazie komiksów. Oba największe wydawnictwa, czyli Marvel i DC, wystrzelały się zresztą ze swoich najlepszych bohaterów.
Oczywiście możliwe, że pochopnie stawiam na tej gałęzi telewizyjnej rozrywki krzyżyk.
„Titans” był miłym powiewem świeżości, a Disney planuje otworzyć w tym roku własną platformę VOD. Na start pojawią się produkcje o superbohaterach, gdzie w głównych rolach wystąpią aktorzy rodem z filmów. Gwiazdami seriali mają być odtwórcy ról Lokiego, Scarlett Witch, Winter Soldiera i War Machine’a.
Trudno mi jednak zachować entuzjazm. Serwis wideo na żądanie Disney Plus, podobnie jak filmy Marvela, kierowany jest do widza w każdym wieku. Najlepsze seriale na podstawie komiksów nie miały tych ograniczeń. Ich twórcy mogli bawić się formą i tworzyć opowieść kierowaną do starszego widza.
Mam jednak nadzieję, że się mylę, a „Legion” prędzej czy później doczeka się następcy. W końcu przed jego premierą też się nie zapowiadało, że okaże się tak świetny. Kto wie - może kolejnym hitem będzie „Pennyworth”, czyli serial o przeszłości Alfreda, lokaja Bruce’a Wayne’a? Czas pokaże.