Wielgaśna saga Stevena Eriksona jest uważana przez wielu znawców tematu za jeden z najlepszych, tudzież najciekawszych tworów fantasy. Natomiast inny mówią o niej, jako o kolosie nie do przełknięcia. Przygotowany za w czasu przez te opinię, spodziewałem się, że prawda znajduje się gdzieś pomiędzy. Tak, pełen obaw oraz nadziei, przystąpiłem do lektury obydwu części szóstego tomu "Malzańskiej Księgi Poległych" pod tytułem "Łowcy Kości".
Pierwsze, co poczułem po otrzymaniu paczki od rednacza to wielkie załamanie i nic poza tym ;). Spowodowane to było przede wszystkim (jak mi się wtedy wydawało) koniecznością zapoznania się z poprzednimi częściami tej troszkę przydługiej, jak na mój gust, sagi. Jednak po zasięgnięciu konsultacji zapewniono mnie, iż wcale nie jest to konieczne. Niestety przekonałem się później, że nie jest to do końca prawdą, zwłaszcza na początku, gdzie naprawdę trudno się połapać w sytuacji. Tak, więc przed właściwą lekturą postanowiłem, przynajmniej częściowo, poznać dzieje poprzedzające omawiany tu tom.
"Bunt w Siedmiu Miastach zmiażdżono. Sha'ik nie żyje. Pozostał tylko jeden oddział, otoczony w mieście Y'Ghatan. Dowodzi nim fanatyk, Leoman od Cepów. Perspektywa oblegania tej starożytnej fortecy niepokoi żołnierzy Czternastej Armii, albowiem tu właśnie zginął największy bohater Imperium, Dassem Ultor, i tu przelano morze malazańskiej krwi. Owo złowrogie miasto cuchnie śmiercią.
Tymczasem jednak wykonano już pierwsze ruchy w konflikcie na znacznie większą skalę. Okaleczonemu Bogu przyznano miejsce w panteonie. Nastąpił w nim rozłam i każdy z bogów musi się opowiedzieć po jednej ze stron. Bez względu na to, którą wybiorą, zasady się nieodwołalnie zmieniły i pierwszą krew przeleje się w świecie śmiertelników."
Przedstawiona tu historia jest bardzo zawiła i nieuważnemu czytelnikowi naprawdę trudno jest się w tym wszystkim połapać. Dodatkowo raził mnie dobór słów i ogólne konstrukcje wypowiedzi stosowane przez Eriksona. Owszem, każdy tutaj może te aspekty odbierać zupełnie inaczej, jednak w moim wypadku bardzo mi to przeszkadzało w ogólnym odbiorze książki. Po raz kolejny autor serwuje nam niezwykle rozbudowane konflikty pomiędzy bogami, które są jakby tłem dla poczynań ludzi. Tylko jak się okazuje bogowie ci, wcale nie są lepsi od ludzkich bohaterów, a także w ciągłych walkach pomiędzy sobą obnażają tylko swoje wady i słabości, pokazując, że człowiek wcale nie jest taki bezradny wobec nich.
Świat, w którym przyjdzie nam oglądać całą przygodę jest stworzony z rozmachem i niezwykłą dbałością o szczegóły. Bez problemu może pokusić się o konkurowanie z innymi światami stworzonymi przez mistrzów magii i miecza. Jednak nie jestem do końca pewien, czy z takim Tolkienem lub Salvatorem dałby sobie do końca radę. Wymieniona wcześniej dwójka wciąż pozostaje ponad podziałami i nie pokusiłbym się tutaj o twierdzenie, iż Erikson ich przewyższa. Wracając do tematu. Przedstawieni na kartach powieści bohaterowie są różnorodni, nie pozbawieniu swoich słabostek, a każdy z nich ma do zaoferowania coś ciekawego, czego żaden inny nie ma. Praktycznie każdy ma tutaj szansę znaleźć swoje lustrzane odbicie.
Zbliżając się do końca muszę jeszcze ponarzekać tylko na wszędobylski humor, jaki nam serwuje autor. Jestem na ogół człowiekiem pogodnym, wesołym i uwielbiam się śmiać. Jednak to, co zobaczyłem w tej książce od razu mnie zniechęciło. Jeszcze nikt tak nachalnie nie próbował mnie doprowadzić do śmiechu. Praktycznie na każdym kroku możemy zobaczyć powpychane na siłę żarciki i niby śmieszne powiedzonka, które powinny nas bawić, a niestety tego nie czynią. Przez przepych tego rodzaju rzeczy, aż się odechciewa czytać dalej. A szkoda, bo miejscami humor był naprawdę ciekawy i inteligentny...
Podsumowując, jeśli jesteś ogromnym fanem fantastyki i w bieżącym momencie brakuje Ci jakiejś lektury możesz sięgnąć po tą pozycję. Przez jakiś czas na pewno Cię zajmie, a istnieje duże prawdopodobieństwo, że także przypadnie Ci do gustu i zauroczy. Ja jednak na dzień dzisiejszy rezygnuję z tej sagi. Może za jakiś czas, kiedy ochłonę i nie będę miał, co z czasem zrobić, sięgnę po nią po raz kolejny i może wtedy spojrzę na nią w innym, lepszym świetle. Natomiast dziś oceniam tą pozycję jedynie trochę powyżej przeciętnej.