REKLAMA

Zawsze fascynowałem się niskobudżetowymi grami. Głównie dlatego, że to gry bardzo proste - jakieś wariacje arkanoida, puzzle, proste przygodówki. A ja mam ochotę czasem odpocząć przy czymś prostym. Chcę choć na moment zapomnieć, że mój komp nie jest już najlepszy i nie pociągnie Crysisa.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Gdy odkryłem pierwszego Luxora, byłem wniebowzięty. Konstrukcja gry jest prosta jak budowa cepa. Oto mamy planszę, w której wyżłobiono rowek, na końcu którego znajduje się piramida. Przez rowek brnie mały chrabąszcz i toczy przed sobą długi rząd różnokolorowych kulek, nazywanych tu sferami. A na dole ekranu jest tzw. shooter, którym sterujemy. Za pomocą shootera strzelamy sferami o określonym kolorze w kierunku wężyka kul, starając się trafić w ten sposób, aby obok siebie znalazły się trzy identycznego koloru, co pozwala nam zdobywać punkty. U dołu z kolei jest pasek, który wypełnia się w miarę jak zdobywamy kolejne punkty. Chrabąszcze wciąż nadchodzą i toczą kolejne serie sfer. Gdy pasek wypełni się do końca, przenosimy się na kolejną planszę. Jeśli jednak nie zniszczymy sfer i chrabąszcz wtoczy je do piramidy - tracimy życie i zaczynamy planszę od nowa. Prościutkie, no nie?

REKLAMA

Po pierwszym Luxorze pojawił się Luxor: Amun Rising, który poza nowymi planszami nie wprowadził żadnych zmian. Ale komuś takiemu jak mnie zapewnił kolejnych kilka godzin zabawy. Jakiś czas później malutki zespół programistów ze studia Mumbo Jumbo stworzył kolejną część - Luxor 2. I tutaj mieliśmy już do czynienia z małym przełomem. Grafika zwaliła mnie na kolana (oczywiście biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z grą za małą kasę). Zrezygnowano ze sztucznych plansz z wyżłobionym rowkiem i zastąpiono je prerenderowanymi tłami, gdzie nie było żadnego rowka, ale wciąż był chrabąszcz i uparcie toczył przed sobą wężyk kul. Piękne efekty audiowizualne i nic poza tym. No, może poza nowym trybem rozgrywki - survival mode - w którym nie ma paska u dołu, a kolejne chrabąszcze toczą kulki dopóki, dopóty któremuś uda się dojść do piramidy.

Ostatnio przeglądałem stronę Reflexive Arcade - ogromnej firmy zajmującej się produkcją i dystrybucją niskobudżetówek. Mają też na koncie nieco większe projekty, jak chociażby Lionheart: The Legacy of the Crusader czy ZAX: The Alien Hunter, ale to już inna brocha. Na stronie Reflexive wypatrzyłem właśnie trzecią (a w zasadzie czwartą) odsłonę mojej ulubionej gierki na wolną chwilę. Luxor 3. I gdy ją odpaliłem, chciałem zsikać się w firmowe bokserki ze szczęścia.

Tutaj mieliśmy do czynienia z przełomem naprawdę konkretnym. Raz, że ogromny skok graficzny. Jeśli ktoś tak jak ja fascynuje się takimi gierkami, to na najnowsze dziecko studia Mumbo Jumbo będzie patrzył jak reszta redakcji na Crysisa. Dużo bardziej dopracowane efekty audio i video. W szczególności video - prerenderowane tła są bardziej dopracowane, cały czas przez ekran przesuwają się kłęby napędzanego przez wiatr pustynnego kurzu, a chrabąszcz wreszcie zaczął przypominać chrabąszcza, a nie plastikową zabawkę.

Ale to nie wszystko. Celowo na początku recenzji nie wspominałem, że w grze znajdują się różnego rodzaju powerupy. Np. piorun, który niszczy wszystkie kulki na swej drodze, skorpion, który pędzi od strony piramidy i niszczy kilka sfer na końcu wężyka albo color-bomb, czyli sfera, która zamienia określoną liczbę kul w swym zasięgu na identyczny kolor. Powerupy są w Luxorze bardzo pomocne, zwłaszcza na ostatnich etapach, gdzie chrabąszcze nieźle gnają, a wężyk sfer jest bardziej kolorowy niż sylwestrowe fajerwerki. Oprócz z power-up'ów z niszczonych skutecznie sfer wypadają również różnego rodzaju kamienie szlachetne oraz monety. Kamienie to po prostu dodatkowe punkty, z kolei monety w poprzednich częściach zebrane w liczbie 30 sztuk były automatycznie wymieniane na nowe życie. I dopiero przy tworzeniu czwartej gry z serii autorzy wpadli na coś takiego jak... sklep!

Sklep służy oczywiście do tego, aby wzmacniać power-upy. Można również kupić nowy shooter albo rodzaj sfer (poza wyglądem nic to nie zmienia, więc lepiej inwestować w ulepszanie bonusów). Nie jest tutaj tanio, ale też w samej grze monety zaczęły padać częściej.

REKLAMA

Poza tym pojawiło się dużo nowych trybów. Po pierwsze puzzle. Wówczas chrabąszcz stoi w miejscu (czasem jest ich kilka), a kulki przed nim są ułożone w mniej lub bardziej wymyślny sposób. Gracz, mając ograniczoną liczbę sfer, musi pozbyć się wszystkich robali. Pojawił się także tryb nazwany crossing the nile. Wówczas shooter jest po jednej stronie brzegu nilu, a po drugiej toczy się w kółko właściwy chrabąszcz. Tymczasem wzdłuż rzeki nieprzerwanie suną sznury kulek w ogromnej liczbie, a gracz ma za zadanie niszczyć je tak, aby oddawać celne strzały w chrabąszcza po drugiej stronie rzeki. Pojawił się również najbardziej wpieniający onslaugh mode. Tutaj trasa jest bardzo prosta, ale na drodze robaka pojawiają się niewielkie posążki, które skracają czas jego wędrówki ku piramidzie. Można je zniszczyć, ale wówczas gdzieś indziej pojawi się nowa.

Ciągle fajnie gra się w kulki. Przy serii Luxor bilard wydaje się nieźle oklepany. Trzeci Luxor jest nowy, lepszy, o niebo ładniejszy, lepiej brzmi i zapewnia więcej zabawy. Ja polecam. Ach, pamiętajcie, że ocena została wystawiona na tle innych niskobudżetówek. Luxor 3 nie ma szans z Crysisem.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA