REKLAMA

„Ma” to nowy thriller reżysera „Służących” - recenzja

„Ma” Tate’a Taylora jest opowieścią z pogranicza thrillera i dramatu. Film nie umie jednak wykorzystać pełni potencjału drzemiącego w swoim pomyśle wyjściowym.

Kadr z filmu MA Tate'a Taylora
REKLAMA
REKLAMA

Tate Taylor, reżyser filmu „Ma”, kilka lat temu dał filmowemu światu „Służące” - doskonały dramat, bazujący na książce Kathryn Stockett, w którym rozprawiał się z tematem segregacji rasowej w USA. Obraz zdobył cztery nominacje do Oscara i rozsławił nazwiska Violi Davies i Octavii Spencer, która została uhonorowana statuetką za swoją kreację. Kilka lat później Taylor pochylił się nad przeciętną powieścią „Dziewczyna z pociągu” Pauli Hawkins. Film nie mógł się jednak wzbić ponad poziom oryginału. Teraz reżyser po raz kolejny próbuje swoich sił w gatunku thrillera, ale jego film znów grzęźnie w mieliznach scenariusza.

Skrypt filmu „Ma” został napisany przez Scotty’ego Landesa, autora, który współpracował dotychczas przy produkcjach serialowych, jak „Workaholicks”, czy „Who is America?”. „Ma” to jego pierwszy scenariusz filmu pełnometrażowego. Niestety widać w nim wiele błędów początkujących adeptów sztuki filmowej.

Ma - Octavia Spencer Tate Taylor class="wp-image-297207"

Przede wszystkim kuleje rozłożenie dramatycznych akcentów opowieści.

„Ma” opowiada o grupie licealistów, którzy najpierw namawiają spotkaną pod sklepem monopolowym kobietę, aby kupiła im alkohol, a następnie przystają na jej propozycję, aby imprezować w jej domu. Miejscowość, w której mieszkają, nie oferuje bowiem zbyt wiele lokacji, w których nieletni mogliby spokojnie imprezować, nie nękani przez służby porządkowe, dlatego chętnie zgadzają się, by imprezować ze starszą kobietą, o której nic przecież nie wiedzą.

Najdziwniejsze jest to, że wracają do jej domu, nawet gdy wokół nich zaczyna dziać się coraz więcej dziwnych rzeczy, a Sue Ann, tytułowa Ma, coraz częściej zaczyna grać z nimi w pokręconą grę. W trakcie seansu okazuje się natomiast, że grupa dzieciaków, z którymi „przyjaźni” się kobieta, jest nieprzypadkowa. Sęk w tym, że przez to, iż właśnie nastolatkowie, a nie Ma, znajdują się w centrum opowieści, trudno jest się nam tym w pełni przejąć.

Kadr z filmu MA class="wp-image-297222"

Gdyby film Taylora porządnie przemontować i dzięki temu inaczej rozłożyć akcenty, dostalibyśmy obraz o wyszydzanej czarnoskórej kobiecie, która tak długo tłamsiła w sobie poczucie winy i upokorzenia, że aż coś w niej wybuchło i postanowiła się zemścić za wyrządzone jej w przeszłości krzywdy. Wedle zasady głoszącej, że wielokrotnie to dzieci płacą za błędy rodziców.

W obecnym kształcie filmu Sue Ann jest wprawdzie ważną bohaterką, ale jej działanie, fascynacja nastolatkami oraz podejście „moje życie to wielka impreza” są mniej zrozumiałe.

Na dodatek trudno jest widzowi przejąć się losem młodych bohaterów, gdyż jest to jedna z najgłupszych grup młodzieży, jaką mogliśmy oglądać na ekranie od lat.

Ich zachowanie wielokrotnie nie ma najmniejszego sensu, a sposoby, w jakie próbują wyjaśnić niektóre zjawiska, wołają o pomstę do nieba. Albo film został źle zmontowany, wycinając ważne fragmenty ich rozważań, albo scenarzysta uznał, że skoro „Ma” nawiązuje do tradycji thrillera, a chwilami także horroru, to może sobie pozwolić na to, by jego bohaterowie stali się „mięsem armatnim” dla całej historii. Nie tędy droga.

W obecnym kształcie film meandruje między zagraniami filmu dla młodzieży, thrillera, ale także horroru z elementami gore. Był tu potencjał na prześmiewczą zabawę z regułami gatunku, obraz który na prawo i lewo mruga okiem do widza, pozwalając mu czerpać radość z obnażania utartych reguł. Coś na wzór „Domu w głębi lasu”, czy „Porąbanych”. Taylor popełnił jednak wielki błąd. Traktując swoją historię śmiertelnie poważnie, nie dostrzegł kampowego potencjału, który mógłby uratować jego dzieło. Wydaje się, że reżyser próbował bawić się formułą thrillera z lat 90., który wypuszczono wprost na rynek VHS. Takie formalne zabawy trzeba jednak umieć poprowadzić, a Taylor wydaje się, że nie odrobił żadnej z zadanych w tym temacie lekcji.

REKLAMA

To wszystko sprawia, że „Ma” należy do jednego z tych obrazów, których zwiastun jest lepszy niż finalne dzieło. Nie pomaga nawet nagrodzona Oscarem za „Służące” Octavia Spencer, która zwyczajnie miota się na ekranie, próbując być zarówno grzeczna i potulna, jak i śmiertelnie groźna i poważna, gubiąc przy tym nie tylko jakikolwiek ludzki wymiar swojej postaci, ale i wszelkie zręby sensu dla całej historii.

„Ma” jest już na ekranach polskich kin.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA