REKLAMA

Wardęga zabrał swoich fanów na wyprawę do Islandii. Budzich: „na wyprawie ze mną był kompletnie nieprzygotowany"

Sylwester Wardęga zabrał się z grupą swoich widzów w niebezpieczną wyprawę po Islandii. Jak się jednak okazuje naraził tym samym życie fanów na niebezpieczeństwo.

Sylwester Wardęga Maciek Budzich islandia
REKLAMA
REKLAMA

Maciek Budzich jest wielkim miłośnikiem krajów skandynawskich i organizuje on wycieczki po Islandii. Znajomi i osoby, które z nim podróżowały, postanowiły zwrócić jego uwagę na film Sylwestra Wardęgi zatytułowany „Zorganizowałem niebezpieczną wyprawę z widzami (żyją)”. Popularny Youtuber prezentuje w nim, jak to udało mu się przebyć szlak w Islandii wraz z potężną grupą współtowarzyszy. I tutaj pojawia się problem.

Przygody Sylwestra Wardęgi na Islandii

Wiadomo, problemem nie jest to, że ktoś wybrał się na podobną wycieczkę. Tego nikt nikomu nie zabrania. Warto wtedy jednak mieć za przewodnika osobę odpowiednio doświadczoną, kogoś kto wie co robi i jest przygotowany na każdą ewentualność. Czy Wardęga jest właśnie taką osobą? Zgodnie z wpisem Budzicha zupełnie nie.

Z niepokojem i niesmakiem, bo nagle widzę Sylwestra Wardęgę, organizującego „niebezpieczną wyprawę z widzami” na tej samej trasie, którą robił pod moją opieką dwa tygodnie wcześniej, a na której pojawił się kompletnie nieprzygotowany. Na taką trasę zabiera ze sobą ludzi, w liczbie, którą trudno jest ogarnąć jednej osobie - czytamy we wpisie Budzicha na Facebooku.

Wątpię, żeby ludzie, którzy zdecydowali się wziąć udział w wyprawie wiedzieli tak naprawdę na co się piszą. Wardęga nie dość, że dosłownie chwilę wcześniej zapoznał się ze szlakiem, to jeszcze zupełnie nie wiedział, co go tam czeka. Według Budzicha youtuber zignorował wyraźną instrukcję, aby zabrać ze sobą czapkę i rękawiczki, bo przecież wycieczka miała miejsce jeszcze w lecie. Nie spakował również kremu na słońce i potem był zdziwiony, że boli go głowa:

(...) nie wziął ze sobą też kremu na słońce (również opisanym w poradniku jako niezbędny). Był jedynym gościem z dotychczasowych wypraw, który na drugi dzień ciągle uskarżał się na ból głowy, przegrzanie i „chyba dostałem lekkiego udaru słonecznego” i nie potrafił tego połączyć z brakiem kremu - czytamy we wpisie.

Być może ktoś dał się nabrać na fakt, że powstało wideo z wyprawy, w którym Wardęga uchodzi za prawdziwego survivalowca. No cóż, okazuje się, że filmik był oszustwem.

Z lekkim niepokojem i niesmakiem obejrzałem ten film, bo za organizowanie „niebezpiecznych wypraw z widzami” zabiera się gość, który dwa tygodnie wcześniej jako jedyny z całej ekipy chował się w nocy przed zimnem w ogrzewanych domkach (mam taki plan B dla mniej odpornych jeśli złapie nas ochłodzenie), a pierwszy raz namiot rozbił na ostatnim dniu szlaku, po to, żeby mieć w końcu jakiś materiał wideo pokazujący, że jest Indiana Jonesem i prawdziwym twardym wikingiem sypiającym pod namiotem. Na szlaku pierwszy raz poznał też czym jest jedzenie liofilizowane... - pisze Budzich.

Myślicie, że to już szczyt wszystkiego? Wyobraźcie sobie, że Wardęga jest takim zaprawionym w boju wikingiem, że na szlaku korzystał z Google Maps:

Z niepokojem patrzyłem na ten film pamiętając jak Wardęga odłączył się od grupy i postanowił dotrzeć do naszego obozowiska korzystając z… google maps i opcji „idę pieszo”. Na górskim szlaku - google maps…

Sylwester Wardęga ukradł pomysł na wycieczkę Maciejowi Budzichowi?

Już nazbierało się wystarczająco powodów, aby uznać Wardęgę za kompletnego amatora. A mimo to trzeba dodać, że cały plan wycieczki okazuje się podkradzionym od Budzicha. Co więcej, youtuber nawet korzystał z jego wypowiedzi, jakie usłyszał dwa tygodnie wcześniej:

I kiedy widzę na filmie, że dwa tygodnie po zakończeniu naszej wspólnej wyprawy, ale dużo mniejszej, bo łatwiej o siebie dbać w mniejszym gronie, trudniej kogoś zgubić, Sylwester Wardęga realizuje dokładnie ten sam plan, co do którego nie zrobił żadnego researchu - po prostu podpieprzył gotowca, ba, to nawet zabawne, ale używa dokładnie tych samych zdań, zwrotów, którymi posługuję się na szlaku (serio, jakbym słyszał siebie). Jednocześnie w sieci kreuje się na sumienie polskich youtuberów i influencerów, który wytyka innym hipokryzję, brak oryginalności czy oszukiwanie widzów, to podskórnie czuję się jest tu coś mocno nie tak.

Budzichowi trzeba przyznać całkowitą rację. Coś tu jest mocno nie tak. Zgodnie z przywoływaną relacją, Wardęga postanowił zarobić na czyimś pomyśle. Pal licho, gdyby wyruszył na wycieczkę sam. Jego życie, jego sprawa. Mógłby nawet ponownie wybrać się bez kremu, czapki i rękawiczek. Ale on, korzystając z własnej popularności naraził życie sporej grupy osób, która prawdopodobnie nie była świadoma niebezpieczeństwa jakie niesie ze sobą podoba wyprawa z kimś niedoświadczonym.

Sylwester Wardęga jest gotowy na kolejną wyprawę

W tym wypadku się udało. Jak informuje nas już tytuł filmiku nikt nie zginął i wszystko dobrze się skończyło. Ale czy następnym razem też się uda? A wszystko wskazuje na to, że będzie kolejny raz, bo youtuber już zbiera ekipę na kolejną wyprawę. W opisie wideo czytamy bowiem:

REKLAMA

Jeśli chciałbyś wybrać się ze mną w 2021 na Islandię to daj znać na (...) Podaj imię i nazwisko oraz wiek :)

Mam nadzieję, że do tej wyprawy nie dojdzie i ludzie nie dadzą się nabrać na popularność youtubera, tylko tym razem sprawdzą czy ich ewentualny przewodnik ma odpowiednie kwalifikacje, aby przeprowadzić rzeszę ludzi przez niebezpieczny szlak.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA