Przez kilka dekad Gwiezdne wojny były serią, która bardzo ostrożnie podchodziła do ewentualnych kontynuacji. Kolejne części nie powstałyby gdyby nie sukces pierwszego filmu. George Lucas nie śpieszył się też z ogłoszeniem prequelów i trzeciej trylogii. Wszystko zmieniło się wraz z nabyciem praw do marki przez Disneya. Mark Hamill krytykuje działania spółki.
Można narzekać na jakość niektórych filmów Marvela. Można marudzić, że filmowe uniwersa wyrastają jak grzyby po deszczu oraz że większości wytwórni zależy jedynie na szybkim zarobku. Ta strategia przynosi jednak wymierne zyski, czego nie można podważać. Mądrze kierowane filmowe uniwersa po prostu mają ogromny potencjał sprzedażowy. Tym bardziej w połączeniu z tak silną marką jak Star Wars.
Nie dziwi więc, że Disney pragnie to jak najlepiej wykorzystać. Na ile mu się to udaje pod względem artystycznym, pozostaje kwestią sporną (zgody nie ma ani wśród fanów, ani krytyków).
Nie da się jednak ukryć, że disneyowskie filmy spod znaku Gwiezdnych wojen są kasowymi hitami.
Tak bardzo, że firma już planuje na najbliższe lata dwie nowe trylogie, serial aktorski i kolejne spin-offy. Bez względu na to, czy uważacie, że Disney pluje w twarz fanom, czy też podoba wam się kierunek w jakim podąża seria, taka ilość produkcji wzbudza pewien niepokój. Disney idzie zbyt mocno w ilość, zapominając o jakości? Tak zdaje się uważać Mark Hamill, który na łamach CinemaBlend wyjawił, że optował za opóźnieniem premiery filmu o Hanie Solo:
Aktor grający Luke'a Skywalkera miał podobno głośno wyrazić swoje wątpliwości przedstawicielom studia, ale szybko zdał sobie sprawę, że takie decyzje podejmują osoby o znacznie wyższych pensjach od niego. Sprawa była od początku przegrana.
To nie pierwsza sytuacja, gdy Mark Hamill otwarcie krytykuje Disneya.
Przy okazji premiery Ostatniego Jedi do sieci przeniknął wywiad nagrany dla celów promocyjnych, podczas którego aktor narzeka na sposób, w jaki Rian Johnson potraktował jego postać. Hamill przyznał też, że bardzo często nie zgadzał się na planie z reżyserem i musiał traktować Luke'a z ósmego epizodu Gwiezdnych wojen jak zupełnie inną postać niż znaną z oryginalnej trylogii. Niedługo później przeprosił za te słowa i powiedział, że różnice artystyczne nie powinny być wywlekane na widok publiczny.
Hamill widzi jednak światełko w tunelu, a jest nim większa swoboda spin-offów, które nie muszą dostosowywać się do formuły trylogii. W końcu jedną z największych uwag do nowej trylogii jest fakt, że Przebudzenie Mocy i Ostatni Jedi pasują do siebie estetycznie i fabularnie jak przysłowiowa pięść do nosa. Rogue One wyraźnie skorzystał z wolności, o której wspomina aktor. Czy to samo uda się filmowi Han Solo: Gwiezdne wojny - historie?