REKLAMA

Sitcom suchy jak pieprz. "Marry Me" - recenzja sPlay

Nie lubię sitcomów. Nie lubię wymuszonego humoru i drętwych gagów. Postanowiłem jednak spróbować o tym zapomnieć na czas pilotażowego odcinka "Marry Me". I nawet mi się udało. Ale nie trwało długo, zanim sobie przypomniałem. 

"Marry Me" - recenzja sPlay
REKLAMA

Być może, skoro nie lubię tego gatunku w całości, nie powinienem oceniać sitcomów w ogóle. Ale "Marry Me" skusiło mnie pozytywnymi recenzjami, które zbiera na Zachodzie i opiniami, jakoby naprawdę miało być zabawne. Ta recenzja jest więc swoistą przestrogą dla tych, którzy podobnie jak ja, mogą ulec mylnemu wrażeniu, że mamy tu do czynienia z czymś więcej niż kolejnym suchym serialem komediowym.

REKLAMA

Zaskakuje mnie przede wszystkim fakt, że sitcomy nie tylko nie wymarły jeszcze śmiercią naturalną, ale że od wczesnych lat dziewięćdziesiątych, odkąd to miałem wątpliwość przyjemność obcowania z nimi, nie ewoluowały. "Marry Me" mogłoby spokojnie powstać te dwadzieścia lat temu i poza jakością obrazu, nie byłoby widać żadnej różnicy. Okej, widocznie taka forma cały czas się dobrze sprzedaje, ale czy naprawdę nie czas byłby już na jakąś odmianę?

marry me

"Marry Me" jest historyjką o Annie i Jake'u, długoletniej parze, która pozostaje w nieformalnym związku. Ona jest bardzo emocjonalna i skłonna do wybuchów, on jest raczej wycofany i ma trudność w mówieniu o swoich uczuciach. Ona robi mu wyrzuty, że przez tyle lat jej się nie oświadczył, on w końcu się oświadcza. W obliczu tej propozycji wychodzi na to, że Ona jednak trochę się waha, więc on daje jej kilka dni do namysłu.

Fabuła jak fabuła, można się pośmiać i można się wzruszyć. A raczej: można by było, gdyby dowcipy nie były przeciągnięte do granic możliwości, stając się nieznośnie męczące i drażniące. I gdyby nie były aż tak wymuszone. Jeśli scenarzyści nie zdecydowaliby się wciskać żartu do każdej sceny, to też mogłoby wyjść "Marry Me" na dobre. Pozostaje jeszcze kwestia aktorstwa, które jako żywo przywodzi na myśl kunszt Deski z kreskówki "Ed, Edd i Eddi", choć w zasadzie to zrozumiałe, bo postaci - szczególnie drugoplanowe - nie są ani trochę ciekawe, więc nie dziwię się, że trudno się w nie wczuć.

REKLAMA
MARRY-ME1

Niemniej jednak, jeśli jesteście fanami sitcomów, być może warto dać serialowi szansę. Jeśli bawiło was "Happy Endings", to pewnie i "Marry Me" przypadnie wam do gustu. Jeżeli jednak nie jest to wasz ulubiony gatunek, to również i to dziecko stacji NBC was do niego nie przekona.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA