Trudno w dzisiejszych czasach stworzyć naprawdę dobry horror. Ludzie nie kręcą zbyt oryginalnych pozycji, więc aby film straszył potrzeba odpowiedniego klimatu. Widz oczekuje, że zostanie wbity w fotel za pomocą specyficznego nastroju. Próbowano na różne sposoby, lecz niestety nie zawsze z pozytywnym skutkiem. Ostatnio, na półkach sklepowych, mogliśmy zobaczyć kolejną pozycję z serii Carisma - Kino Grozy. Tym razem, dystrybutor zaproponował nam polską premierę amerykańskiej produkcji "Martwy Krzyk". Czy warto w nią zainwestować pieniądze przeznaczone na czarną godzinę?
Fabuła nie prezentuje się zbyt nowatorsko, bowiem oto za głównych bohaterów mamy studentów, biorących udział w seminarium z psychologii. Profesor, w nagrodę za przeprowadzone z nimi badania, zaprasza ich do swojej chatki zimowej, położonej na wyspie. Wszyscy się cieszą z tego weekendu, każdy go zaplanował według własnego uznania. Rozpoczyna się szałowa impreza, z dużą dawką alkoholu oraz atrakcyjnych dziewczyn na pierwszym planie. Sielankę jednak przerywa tajemnicza postać w kapturze, która zaczyna po kolei wszystkich eliminować. Rozpoczyna się koszmar...
Na samym początku trzeba zaznaczyć, że "Martwy Krzyk" to kino niezależne. Wykorzystano minimum środków, a reklamy do filmu przyciągały. Sam plakat wydaje się być psychodeliczny i daje wrażenie, że zobaczymy coś mrocznego, brutalnego i strasznego. W dodatku hasło, które promuje go w naszym kraju brzmi: "Módl się, aby ktoś cię usłyszał". To wszystko kusi aby rozpocząć seans, przy którym będziemy odczuwali ogromne emocje, a po jego zakończeniu będziemy mieli problemy ze snem.
Niestety, z minuty na minutę, nasze oczekiwania pozostają coraz bardziej niespełnione. Zrealizowany za pomocą zwykłej cyfrowej kamery "Blair Witch Project", powodował, że baliśmy się i było to naturalne. Napięcie stopniowo narastało dzięki atmosferze grozy, niewidocznemu zagrożeniu oraz specyficzności produkcji (tzw. nieustannego widoku pierwszoosobowego). W "Martwym Krzyku" tego wszystkiego brakuje. Do realizacji wykorzystano prosty sprzęt, więc dostajemy podobny efekt końcowy. Ale po kolei.
Pierwsze, co najbardziej rzuca się w oczy, to beznadziejne role aktorskie. Zamiast znanych nazwisk, dostajemy początkujących aktorów, którzy swoje zadanie wykonują sztucznie. W dodatku napisane pod nich dialogi są infantylne, głupie i nijak odzwierciedlające toczącą się akcję. Wszystko stwarza wrażenie nienaturalnego, nawet kiedy bohaterowie są w niebezpieczeństwie. Widz nie jest w stanie odczuć czegokolwiek, gdyż takie właśnie kreacje zostały stworzone.
Realizacja, to rzecz kolejna. Jak już wcześniej wspomniałem, wykorzystano minimum środków, jak na film z teorii brutalny. Jakość obrazu jest gorsza od typowych produkcji tego typu, ale to za sprawą kamery, jaką była nakręcona. Jeszcze gorzej przedstawiają się efekty specjalne. Niektóre sceny śmierci były efektowne, ale nie efektywne. Zamiast zastosować pomysł, w której sam widz wyobraża sobie poszczególne zgony, zastosowano motywy ukazania zmasakrowanych ciał. Zobaczymy więc odlatujące głowy, wiszące nogi czy wbite na drut oko, lecz nie zostajemy zniesmaczeni czy przestraszeni. Przypomina to czasami marny film gore, przy którym częściej się śmiejemy niż boimy. Klimat z minuty na minutę zanika.
Ostatnią deską ratunku wydaje się być ścieżka dźwiękowa. W końcu to ona powodowała, że siedzieliśmy wbici w fotel na "Lśnieniu" czy "Innych". W przypadku "Martwego Krzyku", niestety się nie sprawdza. Wytworzona w całości komputerowo, pozbawiona jest naturalności i nie oddaje odpowiedniego klimatu. Z początku, muzyka stara się stworzyć odpowiednią atmosferę grozy poprzez delikatne użycie syntezatorów oraz efekt dający wrażenie intensywnie pulsującego serca. Im bliżej jednak końca, tym ścieżka staje się coraz gorsza. W momentach desperackiej ucieczki, mamy słabej jakości techno, a w chwilach relaksu otrzymujemy dźwięki, które nadawały by się bardziej do niskobudżetowego filmu science-fiction niż horroru.
Mimo tych wszystkich widocznych wad, da się wydobyć przynajmniej jeden atut. Jest nim scenariusz. Od samego początku bawi się nami i trochę odstaje od komercyjnych, amerykańskich realiów. Fakt, widzimy dużo nawiązań do slasherów takich jak np. "Piątek Trzynastego" czy "Krzyk", lecz postęp fabularny jest zupełnie inny. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, w jaki sposób to wszystko potoczy się dalej. Apogeum całości jest niespodziewane zakończenie, które o dziwo skłania do refleksji. Zaczynamy dochodzić do wniosków, że autorzy przygotowali całkiem niezły pomysł na horror. Scenariusz może wymaga drobnych poprawek, ale idea jak najbardziej dobra.
Trudno jest mi ocenić "Martwy Krzyk". Z jednej strony wygląda jak amatorszczyzna pod względem realizacji i aktorstwa, z drugiej jednak to kino niezależne, które rządzi się swoimi własnymi zasadami. Przypomina raczej projekt zaliczeniowy do szkoły filmowej, niż produkcję, którą można by wydać na dvd do powszechnej dystrybucji. Jeśli film ten potraktujemy jako ciekawostkę, to zauważymy parę dobrych scen, docenimy całkiem zgrabny scenariusz i wcielając się w wykładowcę, wpisalibyśmy zaliczenie do indeksu. Gdy chcemy jednak pozycję, która dostarczy nam niezapomniane chwile grozy, radzę nie sięgać po "Martwy Krzyk", a te 12 zł przeznaczyć na coś bardziej wartościowego.