Popkultura, a przynajmniej MCU, powoli nadgania rzeczywistość. Szef Marvel Studios oznajmił, że już wkrótce zobaczymy dwójkę nowych bohaterów, którzy będą reprezentantami środowisk LGBT.
Przez 10 lat od swojej genezy, MCU, czyli filmowe uniwersum Marvela, zdołało zabrać fanów w najbardziej niesamowite miejsca. Mieliśmy okazję odwiedzić odległe planety, inne wymiary. Do tego poznaliśmy całą masę przeróżnych postaci, od ludzi wielu ras, przez odmienne gatunki istot żywych, aż po… szopa i mające ludzkie kształty drzewo. Poznaliśmy także postacie, które miały zieloną, niebieską i fioletową skórę. Jedni mieli bujną sierść, inni czółka, potrafili chodzić po ścianach albo zmieniać się nagle w zielonego olbrzyma, a jeszcze inni byli całą planetą.
W tym wszystkim jednak zabrakło tej najważniejszej, dla licznych grup społecznych, reprezentacji, czyli środowisk LGBT. Ale wkrótce się to zmieni, bo Kevin Feige oznajmił właśnie, że w niedalekiej przyszłości poznamy dwójkę nowych superbohaterów będących reprezentantami LGBT. I mają oni odegrać całkiem ważną rolę w MCU.
Świat poszedł do przodu, stał się w końcu bardziej otwarty na różnorodność, więc siłą rzeczy przyszła pora, by także i w popkulturze pojawiła się emanacja tych zmian.
Szczególnie ważną rolę odgrywają tu filmy rozrywkowe, konkretniej masowe widowiska, czyli obecnie przede wszystkim adaptacje komiksów. Oglądają je miliony ludzi ze wszystkich warstw wiekowych i społecznych. Skupiają one uwagę całego świata. Jasnym jest więc, że to na ich barkach spoczywa odpowiedzialność za promowanie różnorodności, otwartości na innych, poszerzania horyzontów i oswojenia ludzi z czymś, co niektórym wydaje się obce i odległe.
Z drugiej strony, wielkie pretensje ze strony środowisk LGBT do studiów filmowych zarzucające im brak reprezentacji mniejszości wydają mi się zbyt nadgorliwe. Tak jakby te trochę nie rozumiały poetyki komiksowych widowisk superbohaterskich.
Pamiętajmy, że komiksy o superbohaterach powstały w latach 40. XX wieku. Z początku głównie z myślą o młodych chłopcach (ogromną rolę odegrały też podczas II wojny światowej, gdy podnosiły morale żołnierzy). Jest to produkt zupełnie innej epoki. Jasne jest, że muszą - a przynajmniej powinny - dostosować się do współczesności, ale też nie oczekujmy, że zrobią to od razu, i że nagle w filmach Marvela pojawią się zastępy postaci LGBT, a co drugi główny bohater będzie gejem czy lesbijką.
Szczerze mówiąc, akurat orientacja seksualna wydaje mi się osobiście najmniej istotnym wątkiem w odniesieniu do superbohaterów.
Oni walczą ze złem, próbują ukrywać swoją tożsamość (co samo w sobie można traktować jako metaforę ukrywania swojego prawdziwego "ja"), ale ich życie seksualne nie ma takiej samej wagi dla ciężaru fabularnego jak np. kolor skóry czy pochodzenie, jak to miało miejsce w kontekście "Czarnej Pantery". Jest to oczywiście podobnie ważny temat, bo dotyczy on tożsamości danych grup ludzi, ale nie jest on w stanie odbić się takim echem, jeśli chodzi o samą fabułę. A zagadnienie tożsamości bazującej na pochodzeniu to przecież główny rdzeń fabuły "Czarnej Pantery".
W "Wonder Woman" z kolei wybrzmiewa filozofia feministyczna, kobiecy punkt widzenia na przemoc, walkę, wojnę i męski świat. Jest to też opowieść o empatii i nadziei. Tak samo, jak Superman jest opowieścią o imigrancie, człowieku, który czuje się obcy, ale wiara i miłość do ludzkości sprawiły, że chce im pomagać.
Siłą rzeczy więc kontekst orientacji seksualnej nie niesie ze sobą takiego samego ciężaru fabularnego i na dobrą sprawę nie ma aż takiego znaczenia dla masowego widza, który idzie oglądać filmy o nadludziach w śmiesznych strojach robiącymi rozwałkę w centrum amerykańskich miast albo na innych planetach. To, że ten temat żyje w mediach i gromadzi tyle emocji, to raczej sprawa polityki, skuteczności w działaniu środowisk LGBT, a media z chęcią podłapują go, licząc na wielkie zaangażowanie i kliki ze strony czytelników.
W chwili obecnej w "Thorze: Ragnarok" pojawiły się aż dwie postacie, które fani i dziennikarze usilnie wtłaczają w ramy LGBT.
Pierwsza to Valkyria, która według grającej tę postać aktorki, Tessy Thompson, jest biseksualna. Druga, choć to już totalnie luźne przypuszczenia, to Korg, który ponoć ma być gejem. Nie wiem, co to wprawdzie zmienia w tej postaci i całym filmie, ale dobrze, niech tak będzie.
Oczywiście dobrze, że takie postaci się pojawiają i nie widzę problemu z tym, by byli oni istotnymi, wręcz centralnymi bohaterami widowisk o superbohaterach, ale w chwili obecnej odnoszę wrażenie, że to bardziej polityka niż realna chęć i potrzeba zmian. Marvel był w końcu przywołany do tablicy w przytoczonym przeze mnie wyżej artykule, więc uderzył się w pierś i teraz szybko, i sprawnie odpowiada na "zarzuty" konkretnymi działaniami.
Dla mnie ważniejsze od tego, czy dana postać reprezentuje konkretną mniejszość, czy grupę społeczną, jest to, na ile będzie ona interesująca jako całość i czy będzie w stanie zaskarbić sobie sympatię odbiorców tych filmów. Wrzucenie do superbohaterskiego kotła dwójki bohaterów LGBT tylko po to, by sobie byli to działanie na odczep się i tak naprawdę unikanie szerszej dyskusji na ten temat.
Istnieje bardzo wiele poważnych zagadnień, które również powinny znaleźć swoje miejsce komercyjnych widowiskach. No, ale z drugiej strony, mówimy przecież o firmie należącej do Disneya, na szali jest więc dobre imię, jeszcze lepszy PR i ogromne pieniądze, także nie ma się co dziwić, że Marvel stara się ugłaskiwać wszelkie grupy, które zgłaszają swoje roszczenia.