REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Medal of Honor: Allied Assualt

Pierwsze 30 min Szeregowca Ryana nie tylko odcisnęło piętno na sztuce filmowej. Jeszcze większe piętno odcisnęło na rynku gier.

11.03.2010
16:03
Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Rok 1998, Szeregowiec Ryan wchodzi na ekrany kin. Rok 1999, Medal of Honor ukazuje się na PSX z inicjatywy Stevena Spielberga. Rok 2002, na PC ukazuje się Medal of Honor. I rozpoczyna się szał. Od tego czasu nie będzie już prawie gier o II WŚ, które nie zahaczą o Normandię. A jak już zahaczą o północną Francję i operację Overlord to oczywiście niemal obowiązkowym epizodem będzie lądowanie na Omaha Beach. W innym wypadku i spotkamy epizod z innym przejmującym lądowaniem lub zaskryptowaną bitwą.

REKLAMA

Od Afryki po Europę

W kampanii poznajemy losy porucznika Mike'a Powella. Śledząc jego losy opalimy się w Afryce Północnej, zrobimy aniołki na śniegu w Norwegii i wykąpiemy się w trochę czerwonych wodach kanału La Manche, a później odwiedzi piękne, dwudziestowieczne ruiny miast niemieckich. Ok, dość sarkazmu, w końcu Medal niczym sobie nie zasłużył na takie traktowanie. A wręcz przeciwnie, na szacunek, bowiem to on wyznaczył trendy w grach wojennych, które panują do dziś. No chyba, że ktoś nie lubi gier wojennych lub maksymalnie oskryptowanych plansz, wtedy ma prawo do wściekłości.

Właśnie, skrypty. To słowo klucz do Medal of Honor i późniejszej, nieoficjalnej odnogi serii u konkurencji, Call of Duty. Skrypty to bardzo kontrowersyjne narzędzie twórców gier. Z jednej strony pozwalają nam doświadczyć w kampanii ładunku emocji, których dotąd mogliśmy nigdy nie uświadczyć w grach, z drugiej jednak strony zabija to całkowicie indywidualność gracza. Idziemy niczym po sznurku.

Jeśli jednak już o emocjach mowa, etap Omaha Beach wytworzył ich całe mnóstwo. To był szok, człowiek czuł się jak w filmie Spiellberga! No dzisiaj już z tym szokiem troszeczkę trudniej, grafika jakaś taka niedzisiejsza... Mimo to, tak jak napisałem na początku, etap ten odcisnął swoje piętno na rynku. Wszyscy gracze, nawet może całe rodziny, siedziały przed monitorami i oglądały ten interaktywny film. Później podobna mania nastała przy okazji Call of Duty (notabene robionego przecież przez ten sam zespół, tylko pod inną nazwą) i etapu szturmu na Stalingrad, mawiano wtedy: "Niczym wyjęte z filmu: Wróg u Bram!". No ale dość o konkurencji i nieszczęsnej plaży.

MoH dziś

Medal of Honor kosztuje dziś w paku z dodatkami 49,90 zł. Trochę drogo jak na pięcioletnią grę. Warto więc zainwestować w to? Biorąc pod uwagę znaczenie jakie miał dla branży, nieznajomość tego tytułu przez gracza jest jak nieznajomość Szekspira u polonisty. Czy jednak kontakt z tą grą ma się jedynie ograniczać do niewdzięcznego obowiązku czy też może wręcz przeciwnie? Zależy to już tylko od nas. Po Allied Assualt powstał wylew gier "MoHopodonych", Omaha Beach w różnych wariacjach mogliśmy poznawać na dziesiątki razy. Motyw z kapitanem, który posługuje się dokumentami niemieckiego oficera i infiltruje łódź czy bazę, tylko po to by na końcu i tak wszystko rozwalić również jest nam doskonale znany. Czy więc w przypadku MoH nie mamy do czynienia z klasykiem, który jednak się przejadł i jest trochę niestrawny? Coś jak Wolfenstein 3D, każdy wie co to jest, ale ilu miało ochotę się przebijać się przez te nudne korytarze? Nie no, oczywiście w przypadku Medalu tak źle nie jest. Zabijanie Niemców to nadal ogromna frajda, dodatkowo statystyki na końcu misji o tym, ile razy trafiliśmy w klatę przeciwnika, a ile razy w jego nogi dostarcza niesamowitej frajdy (i nie raz zagościły w stosownych programach alarmujących przed przemocą w grach! W końcu kto normalny podnieca się headshotami?!). Problem tylko w tym, że kampania jest już nieco archaiczna.

Może inaczej, nie archaiczna a... prosta. Filmowość przestaje wystarczać, po S.T.A.L.K.E.R., czy Half Life 2 oczekujemy także związania emocjonalnego z towarzyszami, choćby komputerowymi, czy też pewnej głębi w rozgrywce i klimacie. Wiem, że idiotycznym jest porównywać produkcje roku 2005/06 z grą z 2002, służy to jednak pokazaniu, jak ogromny postęp dokonał się na przestrzeni kilku lat na naszym growym rynku.

Co zaś się tyczy trybu MP, nadal jest bardzo grywalny i z pewnością znajdziemy masy ludzi chętnych do pogrania. Jest to najczystszy MP w swojej postaci, całkowity klasyk, dlatego jeśli mamy dość pojazdów, bądź artylerii spadającej niewiadomo skąd, to musimy sięgnąć po ten tytuł. Jeśli zaś mamy dość piechoty... to no cóż, musimy sięgnąć po jakiś inny klasyk, jak Battlefield 1942.

REKLAMA

Warto czy nie warto

Wielu fanów MoH pewnie mnie zabije za tą dość chłodną ocenę, w końcu ta gra jest wielka. I przyznaję im stuprocentową rację, jednak dzisiaj staruszek niestety tak nie zachwyca jak kiedyś, zmarszczki mu się porobiły, zaś jego światopogląd jest już archaiczny. W tym obrazie starości wyróżnia się lekko dźwięk, który nadal całkiem nieźle brzmi, i tak samo kultowa jak gra muzyka. Hmm, nieuchronnie zbliżamy się do końca, a coś tak mało tego tekstu, coś tak mało o samej grze. Może dlatego, że MoH jest jednak wszystkim doskonale znany? Trudno pisać recenzję, tekst, który w założeniach ma informować o produkcie i go oceniać, gry, która jest kultowa i wszystkim znana. Oszczędzę nam przecież banałów, ze Allied Assualt jest przedstawicielem FPSów, gdzie strzelamy lewym przyciskiem myszki, a kierujemy WSAD-em. Poszedłem więc w stronę bardziej podsumowania gry i jej wpływu na rynek przez pięć lat, choć by go bardziej rozwinąć trzeba sięgnąć po publicystykę. I jaki wniosek się nasuwa? Bez MoH gry byłyby inne. Mniej filmowe, zapewne też FPS poszłyby w stronę futurystki, zamiast II wojny. Czyli jak dla mnie byłoby gorzej. A czy dzisiaj warto? Czy dzisiaj zachwyci? Warto, jeśli lubimy FPS-y, ale nas nie zachwyci. Mimo to i tak zerwiemy kilka nocy przy SP i MP.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA