Pisanie piosenek jest jak gotowanie. Mela Koteluk opowiada o pracy nad nową płytą pt. Migawka
Podobno wydanie trzeciej płyty to ważny moment dla muzyka. To czas na potwierdzenie swojego statusu. Mela Koteluk znajduje się właśnie w tym momencie. Artystka promuje swój trzeci album, zatytułowany Migawka.
Wśród utworów promujących Migawkę znalazł się singiel Ogniwo, do którego powstał malowniczy teledysk. Kawałek jest esencją nowego albumu Koteluk - brzmieniowo bogaty, a jednak delikatny i stonowany. Artystka opowiedziała nam o pisaniu piosenek, zespołowej pracy nad Migawką oraz o oczekiwaniach zewnętrznego świata.
Mela Koteluk - wywiad dla SW Rozrywka:
Ania Nicz, SW Rozrywka: Słyszałam, że nad twoją nową płytą pracowaliście w różnych pięknych, odciętych od miasta miejscach.
Mela Koteluk: Zgadza się. Próby zaczęliśmy w styczniu, odbywały się w pracowni naszego perkusisty Roberta Rasza, z widokiem na las, z dostępem do świeżego powietrza. My nie potrafimy pracować w mieście, znamy się na tyle, że wiemy, jaki tryb funkcjonowania nam pasuje. W mieście wyrywanie się na kilka godzin z rzeczywistości rodzinnej u nas nie działa, ciężko nam jest się tak naprawdę skupić. Więc spotykamy się na 2, 3, czasem 4 dni i pracujemy w ciszy poza miastem, żeby złapać ten wspólny rytm. Tak też było tym razem.
3-4 dni pozwalają wam odciąć się od codzienności?
To są 3-4 dni kreatywnej pracy. To co ma paść w ciągu tych 4 dni, pada. Podczas wyjazdów lubimy też dobrze zjeść, pogotować razem, mam w zespole prawdziwych smakoszy. Wszystko jest ze sobą połączone, ogólna atmosfera jest niezwykle ważna. A samo gotowanie przypomina mi proces komponowania. Zachowuję się podobnie w kuchni i przy wymyślaniu piosenek, kiedy wymierzam odpowiednie proporcje. I kiedy reflektuję się, że wyłączyła mi się głowa, że nie analizowałam upływu czasu, tylko że zatraciłam się w tym jednym momencie - wiem, że ten moment był dobry.
Od czego w twoim przypadku zaczyna się piosenka? Od linii melodycznej, pomysłu?
To zależy. Nie ma jednej metody na ten początek, na tę iskrę. Do Migawki przystąpiliśmy zespołowo. Ja dawałam melodię albo na przykład Serek dawał jakiś przebieg gitarowy, coś się wynurzało z tego. Ale to jest tak nieokiełznany proces, tak nielinearny, że ciężko o znalezienie jednej metody pracy.
Czy na Migawce znalazły się piosenek, które sprawiły ci szczególną trudność?
Nie wszystkie wypłynęły z nurtu, ale są takie, które idealnie z niego wypłynęły. Na przykład tekst i muzyka do Losu hipokampa. Napisałam do tej piosenki od razu 9 zwrotek, wiedziałam co to ma być. Przyszłam z tym na próbę, to było wczesną wiosną. Zagraliśmy utwór po raz pierwszy i tak zostało, tak finalnie został zarejestrowany. Robiłam też wiele świadomych przystanków z tekstami. Wiele skracałam, na tej płycie pada mniej słów, niż na poprzednich. Wiele razy zatrzymywałam się, aby sprawdzić, czy to jest to, o czym naprawdę chcę powiedzieć. Był to wyjątkowo świadomy proces, zadbałam o to.
Wcześnie wyglądało to inaczej?
Niezupełnie, ale w przypadku nowego albumu zależało mi na konkretnych migawkach. A pomysły na teksty wylewały się również na inne tematy, które były dla mnie mniej istotne. Tym razem częściej zastanawiałam się, czy to jest czas na dany tekst. Czy to jest część tej opowieści.
Przez jaki czas pracowaliście nad płytą?
Nomen omen, 9 miesięcy. Od początku stycznia do końca września. Ale to czysty zbieg okoliczności - płyta to płyta, ciąża to ciąża, dziecko to dziecko. Nie nazywam już swoich płyt dziećmi. Są to po prostu kochane przeze mnie płyty.
To całkiem krótko, tym bardziej, że musieliście zsynchronizować kalendarze kilku osób.
I do tego zaczynaliśmy od zera.
I co wtedy się robi? Zbiera się cały zespół, ktoś rzuca pomysł, czy może ty przychodzisz z jakimś motywem?
Pamiętam naszą pierwsza próbę: przyjechaliśmy do Rasza, na dworze było zimno i ponuro - znakomity moment za zakotwiczenie się w salce prób. Byłam ciekawa, jakie wynurzą się dźwięki - nie graliśmy ze sobą przez około rok. Ta pierwsza próba była taką kalibracją i okazało się, że wciąż mamy podobne wyczucie i gramy na jeden temat.
Oglądałam niedawno na Netfliksie dokument Westside, pokazujący kulisy tworzenia muzycznego spektaklu. Każdy z uczestników miał przygotować swoją własną piosenkę, pracowali nad nimi podczas wspólnych warsztatów. Zastanawiam się, jak bardzo tworzenie piosenek na zamówienie, pod presją, różni się od pisania pozbawionego takiej presji.
To, o czym mówisz, to raczej produkcja, gdy motyw nie wyłania się w zupełnie naturalny sposób. Mnie ciężko byłoby pod presją cokolwiek napisać, coś z czego byłabym zadowolona. Ale są osoby którym bardzo łatwo to przychodzi, potrafią pisać na zamówienie i to jest ich praca. U mnie albo coś zaskoczy od razu, albo nie.
Inaczej było, gdy Daniel Bloom zaprosił mnie do udziału w jego solowej płycie producenckiej i zaśpiewania piosenki Katarakta. Mieszkałam wtedy na Gocławiu, to była noc, ostatkiem sił po powrocie odpaliłam nagranie zaśpiewane przez Daniela. W trakcie odsłuchu od razu wyobraźnia zaczęła mi pracować i wiedziałam o czym to jest, pojawiały się pierwsze słowa, kolory, motyw katarakty, relacji, latarnika. W dużym uproszczeniu - albo mi się klei coś od razu, albo nie. Nie jestem w stanie tego siłowo spowodować. Klej jest albo go nie ma.
Migawka opowiada o miłości i wolności?
Tak. I o śmierci. Nie chciałabym dla kogoś tworzyć koncepcji tego albumu, bo dla każdego może znaczyć coś innego. Ale dla mnie, z perspektywy czasu, to płyta oparta właśnie na tych trzech motywach. Miłość jest głównym motywem, który obejmuje wszystko.
A co z wolnością? Chodzi o wolność artystyczną czy wolność jednostki w ogóle?
Wolność postrzegana w szerokim spektrum. Może w takiej zbiorowej świadomości nie jesteśmy postrzegani jako bardzo offowy zespół, a według mnie ta płyta jest manifestacją niezależności. Brzmi dokładnie tak, jak chcieliśmy by brzmiała.
Wolność może być dla jednostki trudna. To temat ważny, niełatwy, ale nie niemożliwy. Żyjemy w takich czasach, w których warto się zatrzymać i zastanowić, co ta wolność tak naprawdę oznacza.
Co oznacza dla ciebie?
Niewpuszczanie do swojej przestrzeń oczekiwań świata zewnętrznego. Człowiek jest indywidualnością, tylko że świat, w którym żyjemy, wymusza na nas dostosowanie się do jakiś obcych programów. To oczywiście ma swoją funkcję i może nieść korzyści, bo rytuał daje poczucie bezpieczeństwa. Ale tylko wtedy, gdy sam się na to decydujesz i gdy zachowujesz przytomność.
Jesteście szczęściarzami - nagrywacie co i jak chcecie, nie czujecie presji ze strony wytwórni.
To prawda. Patrzę dziś na ostatnie 8 lat i mam poczucie, że Spadochron, Migracje i Migawka to ta sama opowieść w rozdziałach. Pierwsza płyta to piosenki zbierane przez dłuższy czas, druga płyta powstaje na mocy pierwszej energii, natomiast usłyszałam, że trzecia to moment habilitacji, kiedy pokazujesz swój świadomy kolor. I faktycznie coś w tym jest.
* Autorem zdjęć jest Adam Pluciński