REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. TV /
  3. Seriale

Męska Robota – czyli lepszy rydz niż nic

Wakacje to na pewno najmniej lubiany sezon przez wszystkich telemaniaków. Wszystkie seriale godne uwagi już się skończyły, a stacje telewizyjne emitują powtórki, przypominając nam, że do jesieni jeszcze dużo czasu zostało.

17.06.2013
18:09
Męska Robota  – czyli lepszy rydz niż nic
REKLAMA

Początkowo zupełnie niechcianym przeze mnie dzieckiem była Męska Robota (Men at Work) na kanale Comedy Central. Co rusz widząc jakąś zajawkę w telewizji kręciłem tylko głową z politowaniem. To, co widziałem wtedy było tak nieśmieszne, że szybko zapominałem o tym. Problem w tym, że im bliżej czerwca, tym moje oceny stają się łagodniejsze i jestem w stanie więcej wybaczyć. I tak się stało w przypadku Męskiej Roboty.

REKLAMA

To jeden z tych sitcomów, które nie zostaną w pamięci na długo. Nie będziemy się identyfikować z bohaterami albo dyskutować o nich z przyjaciółmi. Nie podzielimy się ze światem informacją (nie licząc mnie) o tym, że go oglądamy, a fabuła zostanie tajemnicą między widzem, a telewizorem. Tylko skoro tak krytykuję, to dlaczego oglądam? Odpowiedź zawarta jest w formule, czyli 20 minut niezobowiązującej zabawy plus niższe wakacyjne oczekiwania = całkiem udana rozrywka. Na bezrybiu i rak ryba, więc przestałem grymasić.

Fabuła Męskiej Roboty dotyczy męskiej, heteroseksualnej czwórki przyjaciół, pracujących w tej samej redakcji magazynu wydającego raczej mało znaczące artykuły i felietony. Trudno się dziwić, gdyż bohaterowie, czyli: Milo (Danny Masterson - Różowe Lata 70-te), Tyler (Michael Cassidy), Neal (Adam Busch) i Gibbs (James Lesure) nie robią w pracy nic poza piciem kawy i omawianiem nocnych „przygód”. Producent musi być najśmieszniejszym człowiekiem świata, zgadzając się na czołówkę pokazującą najbardziej męskie i najcięższe zawody świata.

REKLAMA

Postacie są strasznie stereotypowe, ale w tym przypadku uznam to na plus. Nie muszę się zastanawiać nad przeszłością bohaterów, nie dbam o to, który odcinek z serii obejrzę. Patrząc na pojedynczy epizod wszystko już wiem. Milo, który wygląda jak bezdomny (albo podstarzały hipster) szuka nowej dziewczyny natrafiając na „dziwne okazy” , co jest motorem napędzającym całą serię. Tyler wygląda jak typowy zły charakter filmu dla młodzieży, który jest popularny, ma najładniejszą dziewczynę, bogatego tatusia i zaczesane do tyłu włosy. I prawdę mówiąc swoim zachowaniem, aż tak daleko nie odbiega od tego schematu. Jest bardzo pewny siebie, podrywa dziewczyny bez najmniejszych kłopotów i ubiera się jak yuppie. Pozostaje nam nerd Neal, który jako jedyny z grupy żyje w stałym związku i czarny Gibbs. A jak każdy wie, czarni są wyluzowani, najlepsi w łóżku i szukają tylko okazji żeby przespać się z pierwszą lepszą kobietą. Paradoksalnie ma to wszystko swój urok.

Wystarczy tylko wyłączyć myślenie, otworzyć puszkę ze złocistym trunkiem i rozkoszować się bezproduktywnie mijającym czasem. Dialogi są proste, przewidywalne i nawet śmieszne, ale nie zostają w głowie na tak długo, żeby niepotrzebnie zajmować myśli. I o to w tym wszystkim chodzi. Dlatego jeżeli ktokolwiek z was tęskni za swoimi serialami, a ma chwilę wolnego czasu, niech usiądzie przed telewizorem i włączy Męską Robotę. Od poniedziałku do czwartku o 22:00, na kanale Comedy Central.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA