Globalne zagrożenie, odcięte od świata miasteczko, tajemnicza operacja wojskowa i międzynarodowy problem. Obok Mgły nie mogłem przejść obojętnie - szczególnie jako osoba, którą pociąga wszystko z "biohazard" na okładce.
Choć "Mgła" okazała się być bardziej personalną opowieścią, niż początkowo zakładałem, nie przeszkodziło jej to wcale wpisać się do mojego prywatnego kanonu "postapokaliptycznych filmów grozy". Znalazłem tam wszystko, czego potrzebowałem, zaczynając od najeźdźców z innego wymiaru, poprzez dzielnych marines w swoich opancerzonych wozach, na wizji wybitej ludzkości skończywszy. Naprawdę nie wiem dlaczego, ale mam po prostu do tego słabość…
"Mgła" to opowieść o małomiasteczkowej społeczności, której sielankowe, spokojne i leniwe życie w jednym momencie zamienia się w prawdziwy koszmar. Niczego niepodejrzewający ludzie budzą się rano w swoich wygodnych łóżkach, spoglądając przez okno na gęstą, leniwie sunącą w stronę ich miasteczka mgłę. "Dwa fronty atmosferyczne pewnie się spotkały, pozostawiając po burzy właśnie coś takiego" - mówili. Beztroskie życie trwało nadal, do czasu, aż dziwaczna mgła nie zajęła swoją powierzchnią całego pobliskiego terenu. "Coś tam było! Coś było we mgle!" - kamera staje się nagle bardziej chaotyczna. Z oddali słychać krzyki, jęki, błagania o pomoc. Zdezorientowana ludność wpada w panikę. Pospólstwo zamyka się w pobliskim markecie. Nasłuchują. Cisza, zupełna cisza. Przez okno widać jedynie gęstą, szarą, leniwie sunącą w powietrzu mgłę.
Film, pomimo całej swojej nierealności, w największym stopniu (a przynajmniej ja tak to odebrałem) skupia się na pokazaniu ludzkiej psychiki w obliczu zagrożenia. Reżyser (a wcześniej Stephen King - autor książki o tym samym tytule) umieszcza w zamkniętym pomieszczeniu ludzi przerażonych, zdesperowanych, ale jakże różnych od siebie. Znalazł się tam prawnik-racjonalista, fanatyczka religijna, wiejski głupek, kochający ojciec z synem, szef sklepu, kasjerka, żołnierze, nauczycielka… Prawdziwy motłoch zróżnicowanych charakterów. Wszyscy oni stają w obliczu zagrożenia własnego życia, zostają przyparci do muru. Nie trzeba być geniuszem, aby wiedzieć, że człowiek ratujący własną skórę nieraz zachowuje się gorzej niż prawdziwe zwierzę. Nie inaczej jest tym razem. Ludzie początkowo współpracują w celu przetrwania, razem tworzą zapory, dzielą się racjami żywnościowymi czy ustalają plan przetrwania. Pojawia się nieformalny lider oraz, jakże by inaczej, złośliwa i wykorzystująca słabości opozycja (w postaci religijnej fanatyczki przekonanej o zgubie grzeszników, brrr).
Zamknięci w dusznym pomieszczeniu, z kończącymi się racjami żywnościowymi, istotami z ciemności za oknem oraz zanikającą nadzieją na zakończenie tego koszmaru, mieszkańcy miasteczka stają się coraz bardziej zdesperowani. Odcięci od świata, zdołowani, z nożem na gardle, tracą wiarę w istotę grupowego działania. Nerwowi oraz zrozpaczeni, popychają się nawzajem do coraz głupszych zachowań. Przestają myśleć racjonalnie, szukają jakiejkolwiek deski ratunku, coś, co da im chociaż promyczek nadziei. Taką deską ratunku okazuje się być religijna fanatyczka, głosząca własną, nieco zmienioną ideologię żydowskiej wiary. Początkowo odbierana za szaleńca, z każdym kolejnym dniem jej kółko wyznawców stawało się coraz większe. Ludzie, na co dzień racjonalni, myślący przedstawiciele naszego gatunku, w jednej chwili cofają się do czasów bezgranicznej, ślepej wiary. Dostając obietnicę nietykalności, wyznawcy fanatyczki stają się niemal bezrozumnymi istotami, wsłuchanymi w jedyny głos, który jeszcze im coś obiecywał, dawał nadzieję. Tylko trzeźwo myślące jednostki pozostały z dala, planując własne działania. Religijnej maniaczce jednak się to nie podobało…
"Mgła" pokazuje, jak przyziemni, jak zwierzęcy potrafią być ludzie odcięci od swojego normalnego życia i środowiska. Gotowi zabijać, bezrozumnie wsłuchujący się w wolę samozwańczych mesjaszy stają się niczym innym, niż zaszczutymi zwierzętami, gotowymi nawet do odgryzienia sobie własnej nogi, o ile okaże się to niezbędne, aby przetrwać. Podczas oglądania filmu jesteśmy świadkami przemiany cywilizowanych ludzi w bezrozumny motłoch. Widzimy, jak mieszkańcy miasteczka w jednej chwili cofają się do poziomu średniowiecznego zabobonu, z publicznymi egzekucjami włącznie.
Chociaż film w żadnej sposób "ambitny" nie jest, przesłanie Kinga trafiło do mnie aż nader dobitnie. Powtarzając za słowami jednego z głównych bohaterów filmu - "Jako gatunek jesteśmy zasadniczo obłąkani. Posadź więcej niż dwójkę w pokoju, obierzemy strony i zaczniemy wymyślać powody do zabicia pozostałych. Jak myślisz, dlaczego wynaleziono religię oraz politykę?", "Ludzie pozostają cywilizowani tak długo, jak długo działają maszyny i możesz zadzwonić na 112. Gdy zabierzesz im te rzeczy, wpędzasz ich w ciemność, cholernie przerażasz. Zobaczysz, jak prymitywni się staną. Przejdą na stronę każdego, kto obieca im rozwiązanie…". Smutne, ale prawdziwe. Niezależnie czy to atak najeźdźców z kosmosu z ogromnymi czułkami, trzęsienie ziemi, katastrofa promu czy napad z bronią - ludzie potrafią zachowywać się jak bestie, aby przerwać. Tracimy wtedy wszystko, z czego jako kulturalna cywilizacja jesteśmy cały czas tacy dumni. Książka Kinga ma więc przesłanie uniwersalne, z filmem jest podobnie.
Czas przejść do tego, co w takich filmach lubię najbardziej - nieskazitelnie tępej przyjemności z oglądania bestii z innego wymiaru! Niestety, "Mgła" postawiła na nowoczesność, decydując się na generowanie maszkar za pomocą komputera, co zaowocowało… średnim efektem końcowym. Zastosowanie komputerowych modeli pozwala ma uzyskanie cholernie efektownych i jeszcze bardziej "nieziemskich" bestii. Niestety, ma to też swoją złą stronę. Fuzja żywego aktora z komputerową animacją w żadnym filmie nie wyglądała jeszcze zbyt przekonująco, nie inaczej jest i tym razem. Dziwnie jest oglądać artystę, który śledzi wzrokiem lot nadnaturalnie dużego owada, kiedy jego gałki oczne nie są zwrócone dokładnie w stronę wyrośniętej maszkary. Takich przypadków jest oczywiście więcej. Komputerowe modele denerwująco wyróżniają się na naturalnym tle. Wyjątkiem jest fenomenalna kreacja chmary wcześniej wspomnianych owadów, które masowo zaczęły siadać na sklepowej szybie - jedna z najlepszych scen z całego filmu.
Jak horror, to szczęśliwe, niemal bajkowe zakończenie. Do takich wniosków przyzwyczaiły mnie ostatnie produkcje "grozy" (które z tym słowem oczywiście za wiele wspólnego nie mają). "Mgła" zaskoczyła mnie swoją końcówką, która, chociaż do przewidzenia, była przeze mnie całkowicie odrzucana. Nie będę wam zdradzał samej treści, film jest na tyle dobry, że sami możecie się przejść na niego do kina. Napisze jednak, że takiej tragedii, takiej drwiny losu z głównych bohaterów nie widziałem w filmie już dawno. Warto obejrzeć, chociażby dla efektów komputerowych i samego zakończenia!
Gra aktorska to pozytywne, przyzwoite kino. Większość aktorów grała naprawdę dobrze, z religijną fanatyczką i jej wyznawcami (zombie?!) na czele. Muzyka również nie pozostawała w tyle, skutecznie budując napięcie i napędzając akcję. Udźwiękowienie wszelkich maszkar to również kawał dobrej roboty. Ogólnie - nic fenomenalnego, niemniej wysoki poziom (oczywiście jak na ten gatunek) został zachowany.
Film można oglądać na kilka różnych sposobów. Pod kątem "mroczni najeźdźcy z innego wymiaru kontra napakowani twardziele" produkcja spisuje się niestety najwyżej przeciętnie, serwując nam nieziemskie istoty oszczędnie, subtelnie i ostrożnie. Nie znajdziecie tutaj zbyt wiele szczekanin, rozpędzonych samochodów, seksu i pięknych kobiet, niestety. Pod względem religijnym film jest banalnym, niemniej trafiającym do widza pokazem ludzkiej gorliwości, fanatyczności, zabobonów oraz bezrozumnego poświęcenia. Wymowa "Mgły" staje się wtedy szokująco bliska nam samym, zwłaszcza z najbardziej szokującą sceną publicznego morderstwa na czele (nawiązanie do Judasza).
Podobnie jest, jeżeli nastawiamy się na dramat psychologiczny - wtedy "Mgła" obnaża przed nami ludzkie słabości, pokazuje nas samych w obliczu zagrożenia, które zmienia nas nie do poznania. Widzimy w tedy własny gatunek jako prymitywną, zdesperowaną grupę nie różniącą się znacznie od… zwierząt. "Mgła" powinna być oceniana jako coś więcej niż zwyczajny horror. Jest to film banalny, lekki w odbiorze, niemniej z przesłaniem. Motywuje do zastanowienia się nad własnym sobą i swoją psychiką. Demoniczne bestie to tylko metafora, równie dobrze autor mógł zagrozić życiu ludzi jakimkolwiek innym zagrożeniem. To niestety nie jest film o istotach z innego wymiaru. To kino o ludziach, moje ukochane maszkary odgrywają tutaj raptem drugie skrzypce :). Niemniej - polecam!