Dawno, dawno temu w Odległej Galakty... Pardon, nie tę książkę w dłoń pochwyciłem. Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami... Ups, to nie ta bajka. Za Zasiedmiogórogrodem, no szlag by to, znowuż nie... O, już mam. Był sobie król, Sir Ector, a w jego przybytku dwoje dzieci, Kay i Art, co był zwany Wartem. Żyli spokojnie w krainie Gramaria co się zowie. Na skraju Dzikiej Puszczy w zamku zacnym. Do czasu, kiedy władca wielkiej posiadłości postanowił sprowadzić nauczyciela, którego tak naprawdę przyprowadził podczas swojej pierwszej Wyprawy Rycerskiej jeden z chłopców - mały Art. Nauczyciel ten był czarodziejem i Merlinem go zwali. I tak, z grubsza, zaczyna się saga arturiańska - "Był sobie raz na zawsze król".
Prosto z mostu mówiąc - tom pierwszy wspomnianej we wstępie sagi autorstwa zmarłego T.H. White'a skierowany jest tylko do młodszych odbiorców, gdyż starsi będą się zanadto męczyć, by to... zmęczyć. Chyba że są miłośnikami historii Artura, który stał się królem i po raz kolejny chcą przeżyć tę "wspaniałą" przygodę wraz głównymi postaciami. Wtedy mogą sięgnąć bez obaw sparzenia po odnowione wydanie "Miecza dla króla" - w Polsce sprzedawane przez wydawnictwo Solaris.
Sam co prawda nie oczekiwałem wielkich cudów, tylko całkiem przyzwoitej fantastyki dla młodych czytelników. Nie zmienia to jednak faktu, że, po obcowaniu z powieścią White'a aż do ostatniej kartki, doznałem zawodu. Książka mnie ani nie zachwyciła, ani nie zachęciła do dalszego czytania. Ot, raczej poczułem się zawiedziony prostotą fabularną i nudnymi, całkowicie zbędnymi opisami oraz ciągnącymi się rozmowami pomiędzy występującymi w pierwszym tomie personami. Na szczęście te z niekoniecznie ludzkimi istotami nie były tak nużące, a wręcz - co prawda rzadko, ale zawsze coś - w miarę interesujące.
Fabuła, jak przystało na powieść dla dzieci, jest prosta jak budowa cepa. Po "zatrudnieniu" Merlina, jako nauczyciela w zamku Sir Ectora, chłopcy, a szczególnie Art, przeżywają niesamowite przygody z niesamowitymi postaciami. A to Wart zamienia się w rybę, a to w ptaka i poznaje losy czy obyczaje zwierzęcych przyjaciół. Spotykają nawet słynnego Robin Hooda, znaczy się - Wooda. Czytając "Miecz dla króla" nie sposób nie odnieść wrażenia, że tym utworem literackim autor chciał odzwierciedlić czytelnikom nasz świat, jaki znamy obecnie tudzież jaki znamy z historii, w krainie Gramarii, tej części opisanej w pierwszym tomie sagi arturiańskiej. Przez to też niekiedy młodsi odbiorcy mogą mieć problemy ze zrozumieniem treści (też za sprawą nieco ostrzejszego i trudniejszego języka, który niekoniecznie jest do polecenia małym dzieciakom, a w końcu do takich ta książka winna trafić).
Prócz naiwnego nieco i miłego Warta oraz Kaya, będącego przeciwieństwem głównej postaci, poznamy - wspomnianych już wcześniej - Wooda i Sir Ectora, ale także towarzyszkę Robina - Marion, czy króla Pellinore'a ścigającego Bestię Dyżurną. Ponadto nie obyło się też bez niezwykłych stworzeń, w tym gadających ryb, śpiewającego jeża czy borsuka wykładającego rozprawkę doktorską. Oczywiście takich absurdów jest więcej, ale to nie powinno dziwić, gdyż mamy do czynienia z pozycją należącą do gatunku fantasy. Całe uniwersum White widocznie chciał za wszelką cenę przymilić, żeby przypadło do gustu pociechom rodziców. Tylko nie wziął pod uwagę, że po "Miecz dla króla" sięgnąć mogą starsi odbiorcy i tacy uważać mogą, ale co prawda nie muszą, że to całe przymilenie aż mdli. Wszystko zostało wręcz za bardzo pocukrowane, co na dłuższą metę jest nie do zniesienia i ma się ochotę nieraz rzucić książką w kąt.
Na uwagę zasługuje samo wydanie sagi "Był sobie raz na zawsze król". Wydawnictwo Solaris sprzedaje opowieść o Arcie w twardej oprawie, a w środku prócz samej treści znajdą się rzadko czarno-białe rysunki. Cena co prawda nie jest rewelacyjna, bo życzą sobie niespełna 40 zł, ale sam fakt, że pokuszono się o naprawdę bardzo ładną edycję jest wart wzmianki. Oby więcej takich wydań.
Szczerze mówiąc, zastanawiałem się mocno nad tym czy warto ją polecić. Nie tyle starszym czytelnikom, ile nawet młodszym. Nie jest to "dzieło" co prawda złe do szpiku kości, ale na superlatywy ani trochę nie zasługuje. Chociaż po głębszym przemyśleniu sprawy - trzeba i wypada przecież odnotować, że to dopiero pierwszy z pięcioksięgu i do wydania ostatniego może wiele się jeszcze zmienić albo na lepsze, albo - oby nie - na gorsze.
Zanim jednakże zdecydujecie się na kupno, przemyślcie to nie raz i nie dwa, bo znajdą się na pewno ciekawsze propozycje i nawet w niższej cenie, jako prezent dla dzieciaka choćby na urodziny. Lepiej zastanowić się pięć razy niż potem żałować. Sam nie odradzam, ale w moim mniemaniu ta pozycja autorstwa T.H. White'a jest wyłącznie dla najtrwalszych fanatyków (i tym podobnym) przygód króla Artura.