REKLAMA

"Minority Report" to procedural ze zmarnowanym potencjałem - recenzja sPlay

"Minority Report" ma szansę stać się największym rozczarowaniem tej jesieni, jeśli nie tego roku w ogóle. Ten teoretycznie skrywający spory potencjał serial jest najzwyczajniej w świecie śmiertelnie nudny. 

„Minority Report” to procedural ze zmarnowanym potencjałem – recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Nie oczekuję od każdego serialu, że będzie wysokobudżetową superprodukcją, zachwycającą w każdym aspekcie. Przeciwnie, wiele jestem w stanie wybaczyć - mierne aktorstwo, płaskich bohaterów, dziury w fabule, oklepany pomysł i tak dalej. Wiele, ale nie wszystko. Najpoważniejszym, niemożliwym do przełknięcia zarzutem, jaki mogę mieć do telewizyjnych widowisk w odcinkach, jest nuda. Pal licho, jeśli po prostu nie wciąga, ale daje się oglądać z pewnym zainteresowaniem - ciekawi nas, jak potoczy się akcja albo w jaki sposób rozwiną się postaci. Najgorzej, gdy jak "Minority Report", są nieznośnie niezajmujące.

Akcja serialu "Minority Report" toczy się dziesięć lat po wydarzeniach opowiedzianych w filmie z 2002 roku o tym samym tytule. Program zapobiegania zbrodniom zanim zostały one popełnione został zamknięty, a trójkę jasnowidzów, za sprawą wizji których możliwe było aresztowanie przestępcy nim ten dopuścił się przestępstwa, zwolniono ze służby. Choć próbują wieść normalne życie, nieustannie prześladują ich fragmentaryczne obrazy przyszłych morderstw. Jedno z rodzeństwa, Dash, którego moc jest najsłabsza, po dekadzie decyduje się powrócić do swojej dawnej "pracy" i w sekrecie pomagać zdolnej i ambitnej detektyw Vedze w śledztwach.

Niby cały czas coś się na ekranie dzieje. Jest tam jakaś tajemnica, jest intryga, są sceny akcji. Ale nic z tego nie działa tak, jak należy.

Minority-Report 2

Wstęp "Minority Report" był obiecujący, ale napięcia starczyło maksymalnie na dziesięć minut seansu. Potem dostajemy serial tak odtwórczy i nieinteresujący, jak to tylko możliwe. Pełen typowych dla procedurali klisz, z postaciami oraz motywami ściągniętymi z podręcznika dla początkującego scenarzysty.

Akcja jest toporna, futurystyczne gadżety nieprzekonujące, fabuła - pomimo zwrotu akcji, którego nie mogło zabraknąć - oczywista, aktorzy drętwi, a dialogi bolesne dla uszu. Podziwiam cierpliwość tych, którzy będą w stanie obejrzeć pilotażowy odcinek w skupieniu, nie szukając innego zajęcia, dzięki któremu chociaż minimalnie dałoby się uprzyjemnić sobie tak powolnie upływający seans.

REKLAMA
Minority-Report 3

Szkoda, bo potencjał w luźnej, serialowej adaptacji prozy Phillipa K. Dicka kryje się przecież spory. Niestety, ale wyraźnie czuć w tej produkcji brak twórczego konceptu, który mógłby zaintrygować widzów. Zamiast niego dostaliśmy kolejny, nudny jak flaki z olejem, procedural, jakich pełno. Do bólu typowy i generyczny. Pierwszy odcinek sprawia wrażenie, jakby scenariusz do niego został zakupiony na jakiejś giełdzie, a wszystko, co musiał zrobić reżyser, to osadzić go w dowolnych realiach. "Minority Report" polecam tylko tym, którzy mają problemy z bezsennością, mają masochistyczne skłonności, a do tego uwielbiają marnować swój czas. Cała reszta nie będzie się dobrze bawić przy tej produkcji.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA