Muzyka łagodzi obyczaje i łączy pokolenia. Słuchając jej zapominamy o świecie i wtapiamy się w historię, jaką muzycy chcą nam opowiedzieć. Takie emocje próbuje przekazać Gilad Atzmon - muzyk jazzowy izraelskiego pochodzenia, który stał się popularnym pisarzem i komentatorem życia politycznego. Te trzy dziedziny łączą się ze sobą w jego drugiej książce pt. Moja jedna jedyna miłość.
Autor - w słowie wstępnym - wspomina, że pewnego dnia spotkał Birda Stringshtiena, który po długiej rozmowie podarował mu nagrane wywiady z dwiema osobistościami żydowskiego show biznesu - trębaczem i kompozytorem Dannym Zilberem oraz z jego ekscentrycznym menadżerem Abrahamem Sztilem (Awrumem). Każda z nich opowiada Birdowi historie powiązane z koncertowymi wyjazdami obu panów, lecz Danny koncentruje się na delikatniejszej stronie, gdzie panuje miłość, obsesja i nadzieja, zaś Awrum zaciekawia czytelnika opowieścią o żydowskiej wersji agenta 007. Te dwie przeplatające się rozmowy stanowią całość i odkrywają brudne zakamarki chwały, sławy i procesu powstawania hipnotyzującej muzyki jazzowej.
Na ile omawiane postacie są fikcyjne lub prawdziwe nie wiadomo, ale trzeba przyznać jedno - opowieści z celi Awruma i garderoby Danny'ego są intrygujące i o tyle wiarygodne, że trudno się od nich oderwać. Obydwie postacie reprezentują sobą całkowicie różne morały i wartości, a dzięki przeplatanej formie tworzą jakby nierozerwalną całość. W każdym bądź razie to Awrum ma więcej do opowiedzenia niż Daniel, gdyż do ich spotkania i współpracy doszło zdecydowanie później. Dlatego dwie opowiastki w pewnym momencie spotykają się w jednym punkcie, powtarzając zarazem to co było wcześniej, ale równocześnie portretując zachowania charakterystyczne dla kultury żydowskiej.
Obraz ten jest zaprezentowany w żartobliwej i często wyolbrzymianej formie, czyniąc z książki inteligentną satyrę na tożsamość żydowską. Awrum, mimo swojego nietypowego zachowania, zna się na ludziach jak nikt inny. Poprzez wspominki o byciu izraelskim szpiegiem oraz uporczywe udowadnianie, że jego dawna gwiazda nie dość, że jest pedofilem, to jeszcze homoseksualistą, bohater konfrontuje różne społeczności obywatelskie, atakując korzenie ich tradycji oraz wydobywając słabe punkty spowodowane ciągłą zmianą mentalności. Nie czyni tego jednak w oparach absurdu i nie zahacza o parodię. On sam jest krzywym zwierciadłem, spoglądającym na człowieczeństwo jak na jeden wielki boski eksperyment, w którym jego rola polega na analizie podesłanych materiałów badawczych.
Natomiast Danny to artysta - wrażliwy muzyk, który oddaje się hedonistycznym przyjemnościom po koncertach, dzięki uprzejmości swojego menadżera. Gdy jednak pewnego dnia w pełni zaspakaja swój głód miłości, postara się ponownie odnaleźć kobietę, która dostarczyła mu jednorazowego przeżycia. Miłość od pierwszego stosunku, poszukiwanie sensu wśród rozochoconych wielbicielek, przeczesywanie tłumu dla odnalezienia tej jednej jedynej. W pewnym momencie to co mogło by być materiałem na żydowską wersją serialu Californication zmienia swój bieg w iście romantyczne polowanie na zagubione serce. Ten amerykański romantyzm wewnątrz tłumu jest w książce spychany, ale nie do końca. Widać błysk świateł i słychać krzyczące tłumy, a miłosne uniesienia są tu typową amerykańską cechą. Dzięki temu Atzmon udowadnia, że globalizacja dosięgnęła już niemal każdej kultury. Mimo iż się jej wypiera, to śladowe ilości nadal pozostają i ukrywają się we wspólnej tożsamości danego narodu.
Tylko, że całości nie można traktować jedynie w charakterze ogólnikowym. Moja jedna jedyna miłość można analizować w dwojaki sposób. Pierwszym jest spojrzenie na żydowską społeczność i skonfrontowanie jej grzechów z innymi grupami. Drugi to zwężenie opowieści do życia Danny'ego i Awruma, gdzie każdy opowiada zupełnie inną historię o, tak naprawdę, jednym i tym samym. Ta powieść w formie wywiadów to tak naprawdę dwie niezależne fabuły, które połączone są paroma cechami wspólnymi. Dzięki tej mentalnej skakance czytelnik czuje, że aktywnie uczestniczy w rozmowach, jakby siedział tuż obok rozmówcy. A kiedy całokształt doprawiony jest szczyptą miłości, seksu i szpiegostwa to naprawdę trudno się oderwać.