Zwiastun "Moon Knight" potwierdził moje najgorsze obawy. Marvel na Disney+ żyje w ostrej autocenzurze
Serial "Moon Knight" będzie następną nowością Marvel Cinematic Universe dostępną na Disney+. Głównym bohaterem produkcji jest jeden z najbrutalniejszych i najciekawszych bohaterów Domu Pomysłów. Tylko, czy superbohater tego typu ma prawo bytu na skierowanej do dzieci platformie Disneya? Zwiastun "Moon Knight" każe w to powątpiewać.
Gdy w sierpniu 2019 roku Marvel ogłosił powstanie serialu "Moon Knight", byłem jedną z osób szczególne zadowolonych z tej decyzji. Tytułowy bohater nie nigdy nie zaliczał się do grona najpopularniejszych superbohaterów Domu Pomysłów i nie stawał w co drugim komiksie u boku Avengers czy Spider-Mana. Może się jednak pochwalić niezwykle fascynującą historią, niepowtarzalną osobowością i kilkoma fenomenalnymi komiksami (również wydanym w Polsce w 2020 roku tomem "Moon Knight" od Jeffa Lemire'a i Grega Smallwooda). Często nazywa się go "Batmanem Marvela", ale to określenie z kilku powodów nieprecyzyjne.
Po pierwsze, Moon Knight w całej swojej historii nie mógł startować popularnością do Mrocznego Rycerza i to się zapewne nie zmieni. Po drugie, powyższe określenie odnosi się do dosyć zamierzchłych czasów "brązowej ery komiksów", gdy podobieństwa między oboma herosami były o wiele wyraźniejsze. Wreszcie po trzecie, można by tak mówić jedynie po poszerzeniu hasła do "mającego problemy psychiczne i otwartego na używanie przemocy Batmana Marvela". Dopiero wtedy dostaniemy realny obraz Pięści Khonshu.
Moon Knight w komiksach cierpi na zaburzenie dysocjacyjne tożsamości. W serialu będzie chyba tak samo, ale na tym podobieństwa się kończą.
Analiza serialu na bazie jednego zwiastuna nie jest oczywiście możliwa, ale opublikowany wczoraj materiał dostarcza nam kilka ciekawych informacji dotyczących fabuły. Fanom Moon Knighta na samym wstępie rzuca się w oczy, że bohater grany przez Oscara Isaaca uważa się za Stevena Granta, a nie Marka Spectora. Grant to jedna z fałszywych osobowości, którą heros wymyśla, by lepiej działać przeciwko zbrodni i występkowi. Jego problemy psychiczne sprawiają niestety, że Spector z czasem gubi się w tym, co jest prawdą, a co tylko ułudą.
Rozpoczęcie historii nowego serialu od takiego punktu jest interesującym wyborem. W jakimś sensie skazuje nas bowiem na śledzenie przez pierwszy odcinek (tudzież odcinki, trudno na razie powiedzieć) postaci w gruncie rzeczy nieprawdziwej i nic wspólnego z komiksowym odpowiednikiem, bo tam Steven Grant jest marvelowskim Bruce'em Wayne'em. Z kolei w serialu pod tym nazwiskiem poznajemy roztrzęsionego pracownika sklepu z pamiątkami.
Nigdzie w trailerze nie pojawia się też trzecia najważniejsza osobowość Moon Knighta, czyli dobrze zaznajomiony ze światkiem przestępczym kierowca taksówki Jake Lockley, ani tym bardziej chodzący w białym garniturze Pan Knight, ale to akurat jest dosyć zrozumiałe. Ta wersja superbohatera powstała później i lepiej zachować ją na finał lub na ewentualny 2. sezon serialu. Oprócz tego zwiastun rzuca też cień wątpliwości na naturę Moon Knighta.
Rodzi się pytanie, czy Moon Knight na Disney+ będzie mieć supermoce czy nie.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tak. Kostium superbohatera pojawia się na Marcu/Stevenie samoczynnie, a sam Moon Knight ma świecące się na biało oczy. Widzimy też, jak przeskakuje olbrzymie odległości z budynku na budynek. Może to być jednak tylko ułuda stworzona przez cierpiący na zaburzenie dysocjacyjne umysł protagonisty. W komiksach akurat ta sprawa też nie jest jasna. W niektórych wersjach sługa egipskiego boga Khonshu nie ma żadnych supermocy i działa na podobnej zasadzie jak Batman. W części opowieść ma z kolei nadludzką siłę i inne niezwykłe umiejętności ujawniające się przy pełni Księżyca.
Czasem granica między obiema opcjami się zaciera i trudno powiedzieć, czy wszystkie niezwykłe rzeczy dokonywane przez Moon Knighta nie są tylko wytworem jego wyobraźni. Osobiście jestem zwolennikiem pierwszej lub trzeciej wersji i właśnie którąś z nich chciałbym zobaczyć w Marvel Cinematic Universe. Nawet jeśli Disney+ plus ostatecznie spełni to oczekiwanie, to od pierwszej sekundy zwiastuna rzuca się w oczy inny problem. "Moon Knight" w serialowej wersji wydaje się po prostu okropnie... dziecinny.
Marvel często obrywa za mniej poważne historie niż w DC, ale komiksowy "Moon Knight" pokazywał jak nie fair jest ta ocena.
Miniserie o tym bohaterze z ostatnich dwudziestu lat często należały do najbardziej brutalnych w całej bibliotece Marvela. Ich twórcy nie uciekali ani od przemocy będącej stałym elementem działalności tego bohatera, ani od jego problemów psychicznych. Szczególnie pod tym ostatnim względem wyróżniła się wspomniana już historia od Jeffa Lemire'a, ale kolejne przykłady można by długo mnożyć. Przeznaczony na Disney+ serial wypada w zestawieniu z komiksami na lekką i głównie komediową opowiastkę o tracącym od czasu do czasu przytomność fajtłapowatym bohaterze.
Marvel Cinematic Universe od dawna było oskarżane o to, że opowieści o wszystkich swoich bohaterach robi na jedno kopyto. Na Disney+ ten problem stał się jeszcze wyraźniejszy. Z początku wydawało się, że Kevin Feige w końcu da trochę więcej artystycznej przestrzeni twórcom seriali, czego przykładem była miniseria "WandaVision". Mam do tamtej produkcji sporo obiekcji, ale przynajmniej próbowała czegoś innego. Kolejne produkcje MCU na Disney+ były podobne do siebie jak dwie krople wody. Za każdym razem mieliśmy do czynienia z mieszanką akcji, humoru i społeczno-politycznego przesłania. To, co zadziała w "Lokim" i "Hawkeye'u", nieszczególnie ma jednak rację bytu przy takim bohaterze jak Moon Knight.
Bardzo niepokojąco wygląda zauważalna w całym zwiastunie tendencja do robienia sobie żartów z choroby głównego bohatera.
Steven Grant traci przytomność, jego ciało przejmuje któraś z pozostałych osobowości, a potem następuje przebudzenie w samym środku dwuznacznej lub niebezpiecznej sytuacji. To, co chyba miało powodować salwy śmiechu, budzi raczej uczucie zażenowania. Współczesne komiksy o Moon Knighcie zawsze z empatią i zrozumieniem podchodziły do jego stanu. Potrafiły też na tej bazie stworzyć fascynujące i głęboko uderzające opowieści dla dorosłych.
Zwiastun nie zapowiada niczego podobnego, a dodatkowo cenzuruje przemoc dokonywaną przez tytułowego bohatera, co należy uznać za kolejny problem związany z dopasowaniem tej historii do ogólnej strategii Disney+. To platforma nastawiona na młodszego odbiorcę i jego rodziców. Gdyby przypadkiem jakieś dziecko włączyło krwawy serial porównywany choćby do "Dardevila", Disney zapewne miałby spore kłopoty. Firma woli więc dmuchać na zimne. Tylko po co właściwie robić "Moon Knighta", jeśli nijak nie będzie podobny do najciekawszych wersji siebie?
"Moon Knight" na Disney+ trafi już 30 marca.