REKLAMA

Drugi sezon serialu "Mr. Robot" rozczarowuje. Po dobrej produkcji pozostał tylko ślad

O ile pierwszy sezon „Mr. Robot” był momentami doskonały, o tyle pierwsze dwa odcinki drugiego sezonu ogląda się z trudem. Obserwowanie Elliota, gdy ten próbuje wrócić do normalności przez zachowanie codziennej rutyny jest na swój sposób nudne. Nawet mimo tego że z tyłu głowy siedzi myśl - a co, jeżeli wszystko co robi, to tak naprawdę kolejne halucynacje?

Mr. Robot
REKLAMA
REKLAMA

Oglądanie pierwszego sezonu to nie tylko przyjemność w trakcie seansu, ale także spora dawka rozrywki przy odkrywaniu smaczków po skończonych odcinkach. Komentarze internautów, opracowania, filmy na YouTubie. Mnóstwo treści, które stanowią wisienkę na torcie po olbrzymiej ilości smaczków dostarczanych przez cały sezon. Pokazanie nawiązań chociażby do Fight Clubu, pogłębiało przekaz tego serialu.

Pierwsze wrażenia z każdego odcinka były dobre, ale gdy po seansie zdawałem sobie sprawę, że zdjęcia i obraz, albo kreowanie fabuły mają swoje odzwierciedlenie w popkulturze to całość nabierała jeszcze większego kolorytu. Dyskusje na forach, które nie miały końca, a których tematem przewodnim było to, kim tak naprawdę jest Mr. Robot. To był prawdziwy urok pierwszej serii.

To, co sprawdzało się w pierwszym sezonie, teraz kuleje.

Jednym najistotniejszym wątków pierwszych odcinków drugiego sezonu jest walka F.society z ECorp, choć tutaj zdecydowanie zawodzi scenariusz. Gdyby posłużyć się piłkarskim slangiem, można byłoby powiedzieć, że scenarzyści nie dojechali jeszcze na mecz. Kolejne wydarzenia są porwane niczym baranina w budce z kebabem i niestety to, co w pierwszym sezonie cieszyło oko, tutaj irytuje. Zabawa formą, czyli klaustrofobiczne kadry, niedoświetlone lokacje, czy specyficzna praca kamery cieszą oko, ale jeżeli idzie to w istną przesadę, to niestety mamy tu do czynienia z serialowym kiczem.

Atak F.society na amerykański system finansowy był w pierwszym sezonie bardzo wiarygodny. Mimo szaleństwa, które dało się wyczuć, można było uwierzyć, że to, co się dzieje, mogłoby wydarzyć się w rzeczywistości. W przypadku historii pokazanej w dwóch pierwszych odcinkach nie daję wiary praktycznie niczemu, co zobaczyłem. W pierwszym sezonie nawet ataki hakerskie przeprowadzane były w sposób realistyczny. W drugim wystarczyło kilka komend, prosty pliczek i cały system bankowy największej korporacji świata został unieruchomiony…

Wyglądało to lekko komicznie, szczególnie jeżeli dodać do tego misterny plan spalenia prawie 6 milionów dolarów na oczach gapiów w nowojorskim parku. Oj, to było słabe. Zbyt banalne. Czy hakerzy, ludzie dbający o swoją anonimowość, wysłaliby instrukcje dotyczące tego, co zrobić z pieniędzmi, rozpisując je odręcznie na plastikowej masce? Dlaczego po fakcie nikt z policji, albo pracowników ECorp nie pomyślał o badaniach grafologicznych? Ściągnięciu odcisków palców? Zatrzymaniu kuriera, który dostarczył instrukcję wraz z maską?

mr. robot 6 class="wp-image-51991"

Chyba jedynym punktem, który był mocny w pierwszym sezonie i tutaj również nie zawodzi, jest muzyka. To, w jaki sposób dopasowano ścieżkę dźwiękową w dwóch pierwszych odcinkach, to majstersztyk. Muzyka doskonale buduje napięcie.

Czy poza dobrą muzyką pierwsze dwa epizody miał jakieś plusy?

Tak, zdecydowanie. Była to gra aktorska, która jak zwykle w tym serialu stoi na bardzo wysokim poziomie. Moment, w którym Elliot po raz pierwszy się uśmiecha, a następnie popada w maniakalny śmiech (to chyba dobre określenie) był jednym z najlepszych. Scena, w której pokazano, że elektronice nie można ufać, również dostarczyła odpowiednich emocji. Christian Slater, jako alter ego naszego bohatera, również wypada bardzo przekonująco.

mr robot class="wp-image-72124"

Niestety, niewiele wiadomo na temat tego, co się stało z pozostałymi bohaterami. Po dwóch pierwszych odcinkach nie ma co oczekiwać streszczenia życia wszystkich postaci, ale pokazanie tak niewielkich strzępków informacji po finale, który miał miejsce w zeszłym roku… Cóż, jestem rozczarowany.

REKLAMA

Spodziewałem się płynnej narracji pomiędzy sezonami, lepszego wprowadzenia i rozwinięcia każdego wątku z osobna. A tu każdy z bohaterów pokazany jest w szczątkowy sposób. Gideon osaczony przez FBI, spanikowany i szukający pomocy nie tam, gdzie powinien (czyt. u Elliota). Jest Angela, która próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Jest i Darlene, która przewodzi F.society w mało przekonujący sposób. Jest też przepiękna Joanna Wellick, ale…

Każda z tych postaci absolutnie nic nie wnosi do fabuły dwóch pierwszych odcinków. Szkoda, bo wygląda na to, że drugi sezon jedzie na tych sam bateriach, które napędzały pierwszy. Czy wystarczy naładowania, by dojechać do samego końca? Póki co, niewiele na to wskazuje.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA