REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Na koniec 3 sezonu Gry o Tron wiemy jedno - Winter is coming

Pamiętam, że pierwszy sezon Gry o Tron mnie zniesmaczył, ale kolejne dwa oglądałem już z zainteresowaniem. Widocznie trzeba było wciągnąć się w tę intrygę, która rozwija się wolniej niż Moda na Sukces. I nadal ją kochamy. 

11.06.2013
16:26
Na koniec 3 sezonu Gry o Tron wiemy jedno – Winter is coming
REKLAMA

Trzeci sezon Gry o Tron za nami, a my nadal stoimy mniej więcej na tym samym miejscu, w którym rozpoczynała się akcja książki. No, może ubożsi w kilku bohaterów. Tak to jednak jest, że oglądamy produkcję o wiele bliższą rewelacyjnemu House of Cards niż Władcy Pierścieni - a nie każdy widz był przecież z początku tego świadomy, stąd głosy rozczarowania (także moje, ale zmądrzałem).

REKLAMA

Książki Martina to siła nie tyle stylu autora, co fabuły. Dla niektórych są nawet trochę siermiężne. Choćby dlatego fajnie, że powstał serial, choć szczerze mówiąc - w dobie coraz mniej wymagającego widza, był to projekt niezwykle ryzykowny. Ale telewidzowie Grę o Tron pokochali, sam serial zaś okazał się dla stacji i producenta prawdziwą kopalnią pieniędzy. Pisałem o tym w gościnnym artykule dla Pulsu Biznesu, do którego lektury w wolnym czasie zachęcam.

Trzeci sezon to nadal intrygi w podzielonym królestwie, gdzie istnieje co najmniej kilku pretendentów do Tronu, co najmniej kilku "absolutnie prawowitych następców", a także całe lawiny rozmaitej maści szlachetnych i wpływowych, którzy na całej intrydze próbują ugrać jak najwięcej. W trzecim sezonie mieliśmy więc motyw przewodni królewskich mariaży, jako dodatkowych filarów pod politycznymi relacjami.

Nie każde małżeństwo wychodzi jednak na zdrowie, a czasem katastroficzne skutki może mieć też samo wesele. Mam nadzieję, że zabierając się za lekturę tego tekstu, jesteście już dawno po obejrzeniu całego sezonu i niestraszne Wam spoilery. Scena iście tarantinowskiej rzezi wstrząsnęła internetem i spowodowała falę memów jakiej już dawno nie widzieliśmy w związku z serialem w polskim i światowym internecie. Następny możliwy kandydat? Dexter i to pewnie tylko jeśli skończy na krześle elektrycznym.

Spektakularnych i wielkich konfrontacji w tym sezonie zabrakło, a przynajmniej takich, które ukazano by w sposób nie tylko dorozumiany. Takim jakby finałem minionego sezonu była w końcu wielka bitwa morska w pobliżu Królewskiej Przystani. Tym razem musieliśmy żegnać się z rodem Starków.

Swoje intrygi umoczone w ogniu knuje Stannis Baratheon, Joeffrey dalej jest mendą niemiłosierną, choć Anna Boleyn  Margaery Tyrell zdaje się być jedyną osobą, która ma szanse nad nim zapanować. To co w tym sezonie zrobili Greyjoyowi jest niemiłosierne i nawet mimo braku sympatii dla tej postaci, wzdrygałem się przed telewizorem. Inni bohaterowie też mają się dobrze, a ja nadal kibicuję Daenerys i - oczywiście - Tyrionowi, który jako jedyny ma tam łeb na karku.

REKLAMA

Problem jest taki, że "Winter is coming" i to chyba już naprawdę, a ponieważ w pewnym momencie darowałem sobie książki, sam nie wiem czy czwarty sezon będzie stał pod znakiem zmierzenia się z nadciągającymi z północy Sowietami, czy też jeszcze kilka sezonów wszyscy sobie będą o tym po prostu gadali.

Ale, szczerze? W ogóle mi to nie przeszkadza. Powolną, skupioną na detalach Grę o Tron nadal ogląda się bardzo dobrze. Ma też szczęście, że ukazuje się w zdecydowanie najsłabszym serialowo okresie roku, a co za tym idzie - jest na tapecie nawet tych, którym podoba się tylko trochę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA