Seria Need For Speed zyskała świeżość przy premierze części Underground. Teraz bazując na starych pomysłach idzie do przodu żerując na portfelach graczy. Strach pomyśleć, ale jeszcze chwila i z równych i podobnych do siebie produkcji gra powoli zacznie staczać się w dół. Póki co to miłe złego początki, ale nikt nie wie co będzie dalej...
Szczerze przyznam, że nie dane mi było zagrać w ProStreet. Za wiele chyba jednak nie straciłem, zwłaszcza że w Undercover twórcy rezygnują z realizmu i wracają do sprawdzonej szybkiej, czysto zręcznościowej jazdy. Po zainstalowaniu najnowszej części nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już to widziałem. Po pierwszej godzinie mogłem już niemal z pewnością stwierdzić, że to nic innego, jak tylko zmodyfikowane NFS: Most Wanted.
W części o nazwie "Carbon" cieszył mnie powrót w mrok nocy. Teraz znowu przenosimy się do słonecznego miasta, w którym wyścigi toczą się w samo południe. Czasami aż nazbyt dosłownie, bo słońce potrafi tak przywalić w monitor, że wszystko zdaje się nienaturalnie blade. Jakoś jednak wolę gdy jest szybko, ciemno i prosto. Fakt faktem, nie jesteśmy wyjętymi spod prawa zbirami, którzy ścigają się pod osłoną nocy, tylko tajnym agentem, który musi wkupić się brawurową jazdą do łask szajki przestępczej (zaleciało pierwszą częścią "Szybkich i Wściekłych"). Fabuła jest taka sobie, a tym razem, zamiast animowanych wstawek przerywniki wyjaśniające nam całą historię odgrywane są przez żywych ludzi. Częściowy brak zdolności aktorskich jest rekompensowany częstymi ujęciami kobiecych kształtów - mi tam się taka zamiana w pełni podoba.
System rozgrywki jest bardzo intuicyjny i schematyczny. Dostajemy od razu możliwość jeżdżenia po całym "trzyczęściowym" mieście, choć nic ciekawego do zwiedzana nie ma. Większość więc zamiast eksploracji przejdzie od razu do menu mapy. Ta została skonstruowana w sposób ułatwiający wybór kolejnych imprez. Mamy w niej podział na te wyścigi, które są ważne, związane z fabułą, nowo odkryte i zakończone. To czy będziemy chcieli stanąć do świeżych wyzwań, czy poprawić wynik w starych zależy tylko od nas.
Główne tryby nie uległy zmianie. Mamy tu złożonego z kilku okrążeń Circuita (jego nazwa to teraz Tor), Sprint, Punkty kontrolne (czyli przejechanie danej trasy w określonym czasie) i zdecydowanie największą atrakcję - bitwy na autostradzie. W tych ostatnich ścigamy się jeden na jednego i walczymy o to, żeby przez odpowiedni czas lub na odpowiedni dystans wyprzedzić przeciwnika. Brzmi banalnie, ale pędzenie trzysta kilometrów na godzinę między normalnymi uczestnikami ruchu jest naprawdę emocjonujące, choć nie raz będziemy zagryzali palce z frustracji, gdy nie wyrobimy na zakręcie. Poza tym mamy kilka trybów, w których bawimy się ze stróżami prawa - możemy na czas gubić pościg, wyrządzać jak największe szkody albo na specjalne zlecenia kraść z salonów nowe auta i odwozić je do garażu starając się nie wzbudzić podejrzeń władz. Wszystko to jednak sprowadza się z grubsza do jak najszybszego pędzenia po wyznaczonych trasach. Proste i naprawdę emocjonujące, ale po jakimś czasie zaczyna nudzić.
Do naszych statystyk dodano nieco nowych atrakcji. Mówienie o "elementach RPG" byłoby tu sporym wyolbrzymieniem, ale mamy tu kilkanaście umiejętności i pasków takich jak "Premia do zarobków" czy "Rabat na części", które wypełniają się zgodnie z naszymi postępami w grze.
Każdy z wyścigów możemy nie tylko wygrać, ale i zdominować. Żeby tego dokonać, trzeba ukończyć daną imprezę w określonym czasie, co ciężko jest zadaniem naprawdę karkołomnym. Warto jednak powtarzać zawody tak długo, aż osiągniemy upragniony rezultat, bo te parę punktów doświadczenia odbija się na późniejszej jeździe.
Znacznie uproszczono możliwości tuningu. Wciąż mamy wpływ zarówno na wygląd jak i osiągi wozu, ale teraz możemy dwoma kliknięciami zmodernizować "bebechy" i nie trzeba bawić się z każdą częścią osobno. W praktyce wizualne partie samochodu zmieniamy tylko wtedy, gdy po wielu wyskokach wzrośnie wskaźnik poszukiwania i będziemy chcieli zmylić patrole. Bo tutaj nowych pojazdów nie opłaca się kupować, gdy nagle na rynku pojawiają się auta o klasę lepsze, możemy być niemal pewni, że wygramy je od kogoś w najbliższym ważnym wyścigu.
Do tej pory wspominałem głównie o tym, co już było. Ale programiści postarali się i wprowadzili też nowe elementy. Najbardziej zauważalny i wpływający na rozgrywkę jest mnożnik dopalacza. Wszystko działa praktycznie tak, jak zawsze, ale z pewnymi różnicami. W Underground 2 za bliskie wymijanie samochodów, czyste pokonywanie odcinków i tego typu elementy dostawaliśmy punkty, które bezpośrednio napełniały nam nitro. Tutaj tylko dzięki nim powiększa się licznik, który po osiągnięciu odpowiedniego poziomu wyświetla się jako x2, a później x3 (choć to znacznie rzadziej) - mnożniki te określają jak szybko napełni nam się dopalanie. Wystarczy jednak uderzyć o ścianę, by zdobyte punkty spadły na łeb, na szyję. Warto więc uważać. Do gry wprowadzono wizualny model zniszczeń. Aż miło popatrzeć jak maska zaczyna klapać, lakier zdobią rysy, a przy przycieraniu o barierki sypią się iskry. Ma to jednak walory czysto estetyczne, bo uszkodzenia w żaden sposób nie wpływają na to, jak dane auto się prowadzi. I dobrze, w końcu to ma być zręcznościówka, gdybym chciał innych doznań, to wróciłbym do gry GRID.
Technicznie Undercover stoi na dość wysokim poziomie. Grafika jak na samochodówkę jest wystarczająca, żeby poczuć prędkość i "załapać" klimat. Nie jest to oczywiście szczegółowość, jaką prezentują najnowsze FPSy, ale miłośnikom szybkiej jazdy chyba nic więcej nie potrzeba. Przyczepić się jednak muszę do muzyki. Z reguły uważam, że "jak coś jest dla wszystkich, to jest dla nikogo". W ścieżkę dźwiękową wpleciono tak różnorodne utwory, że fanom rocka przeszkadzać będzie rap i odwrotnie. Dużo bardziej podobały mi się motywy z wspomnianych już Undergroundów, gdzie każdy utwór sprawiał, że chciało się jechać szybciej. Tutaj natomiast też czasem chce mi się szybciej, ale wyłączyć grę. Poza tym mankamentem nie mam udźwiękowieniu nic do zarzucenia, ryk silnika jest jak najbardziej poprawny i wszelkie odgłosy oddano z należytą starannością.
Mogę zarzucić Undercoverowi wiele. Jest schematyczny, nie wprowadza nic odkrywczego, ma nierówny poziom trudności i po jakimś czasie nudzi. Ale z pewnością nie można tej grze odmówić grywalności. Radość z pokonywania kolejnych zakrętów jest na pewno nie mniejsza niż w Most Wanted i nieznacznie tylko ustępuje tej z obu Undergroundów. To ciągle ta sama radosna ścigałka, co kiedyś. Fizyka jazdy jest maksymalnie uproszczona, na trasach pojazdy prowadzi się jak po sznurku i rzadko kiedy spuszczamy nogę z gazu. Tego właśnie chcą fani serii Need For Speed. Dzięki temu jest to kolejna część udanego cyklu. Pytanie tylko - ile jeszcze można?