REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

Netflix nie stanie się tańszy, bo jest niezbędny dla kultury współczesnego człowieka. Tak twierdzi szef serwisu

Netflix w najbliższych miesiącach będzie musiał mierzyć się z całą grupą nowych rywali, którzy mają ochotę na większy kawałek rynku VOD. Wiele z nich podejmie rywalizację z firmą dzięki głośnym produkcjom, ale też niższej cenie. Czy wobec tego czekają nas obniżki na największej platformie streamingowej? Nie ma na to szans.

24.10.2019
20:38
netflix cena
REKLAMA
REKLAMA

Serwisy VOD mają kilka różnych sposobów na zachęcenie potencjalnych klientów. A im bardziej rośnie zainteresowanie tematem streamingu filmów i seriali, tym więcej chętnych firm, żeby coś na tym zarobić. Nie od dzisiaj wiadomo, że większość z nowo powstałych platform nie ma szans rywalizować z Netfliksem w liczbie seriali (Disney+ w momencie startu zaoferuje dostęp do zaledwie 13 proc. objętości biblioteki konkurenta). Dlatego większość z nich decyduje się pójść w jakość zamiast ilości, większą liczbę udoskonaleń usługi oraz niższą cenę.

Apple TV+ będzie kosztować 24,99 zł za miesiąc. Za Disney+ Amerykanie zapłacą 7,99 dol., Amazon Prime Video kosztuje 2,99 euro przez pierwsze pół roku (po czym cena rośnie do 5,99 euro), a HBO GO nawet po ostatniej podwyżce i tak jest najtańszym z serwisów. W zestawieniu z tymi cenami nawet najtańszy plan Netfliksa wydaje się nadmiernie kosztowny. Inne zdanie na ten temat ma jednak Ted Sarandos.

Szef platformy Netflix zapowiedział, że nie będzie żadnych obniżek. Wszystko dlatego, że widzowie i środowisko za bardzo potrzebują jej istnienia.

Swoje nastawienie do konkurencji Sarandos przedstawił w długim wywiadzie dla portalu Vanity Fair. Jego zdaniem firma absolutnie nie musi obniżać ceny, bo nie ma ona wielkiego znaczenia. Zależy co za nią dostają. Jeśli uważają, że to uczciwy układ, to nie ma sensu niczego zmieniać. A Netflix trafia do bardzo wielu różnych odbiorców. To właśnie z tej platformy korzystają według Sarandosa osoby poszukujące kultury, fani kina, którego wytwórnie już nie robią oraz masowi odbiorcy szukający rozrywki.

Szef Netfliksa ma do pewnego stopnia rację. Firma systematycznie zatrudnia na długoterminowych umowach o współpracy znanych twórców i gwiazdy ekranu (ostatnio showrunnerów „Gry o tron”). Artyści współpracujący z serwisem często podkreślają, że w Hollywood coraz trudniej robi się filmy takie jak „Roma”, „Król” czy „Irlandczyk”. Pytanie jednak, czy same nowości wystarczą, by użytkownicy platformy nadal uznawali obecne ceny za uczciwe. Wiadomo przecież, że wkrótce wiele z licencjonowanych seriali z niknie z Netfliksa, choć Sarandos zdaje się tym nie przejmować:

Jednym z powodów popularności „Przyjaciół” czy „Biura” jest ich obecność na Netfliksie. Pamiętasz to powiedzenie z lat 60.: Środek przekazu jest przekazem? Częścią niekończącego się sukcesu tych produkcji jest fakt ich dostępności na naszej platformie. Dzięki temu ludzie mogą je oglądać i uczynić częścią swojego życia.

Działacze Netfliksa mają w sobie dużo pychy, a ta kroczy przed upadkiem.

netflix cena class="wp-image-336259"
Foto: Ted Sarandos, szef serwisu Netflix
REKLAMA

Sarandos specjalnie odwraca tutaj kolejność, żeby Netflix wydał się źródłem sławy kultowych produkcji, a nie jej beneficjentem. To oczywiście bzdura, że gdyby seriale „Przyjaciele” czy „The Office” były dostępne tylko w telewizji, to zostałyby do 2019 roku zapomniane. Owszem - im więcej źródeł dostępności, tym lepiej - ale przecież chęć kupowania takich produkcji przez wiele różnych podmiotów też wynika z ich popularności.

Siła marki Netflix jest duża i nie dojdzie do jej upadki tylko dlatego, że biblioteka serwisu zostanie uszczuplona. W ostatnich słowach Teda Sarandosa więcej jest jednak marketingu niż szczerości. Łatwo obecnie mówić, że cena się nie zmieni. Zobaczymy jak będzie jednak po dwóch latach obecności na rynku takich platform jak Apple TV+, Disney+ oraz HBO Max. Do tego czasu wiele może się zmienić.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA